Z czym kojarzy nam się dobra literatura? Z pięknym językiem, świetnym stylem, z niebanalnymi metaforami i treścią, którą da się opisać wszystkie zagadki świata. Oto Mickiewicz, Słowacki, Wyspiański, Miłosz i Herling-Grudziński. Oto efekt – świetnej nomen omen – polonistycznej szkolnej edukacji. Ale przestrzeń literatury jest tak chłonna jak gąbka do kąpieli, więc nasiąka wszystkim, co nas otacza: słowami wypowiadanymi w autobusie, biurze albo podczas niezobowiązującego czatu, prowadzonego na Facebooku albo WhatsAppie. Za sprawą takich autorów jak Malcolm XD – publikujących teksty żywcem wyjęte z internetowych profili – twórczość literacka ma się dobrze, nawet jeśli szokuje co bardziej skostniałe, troglodyckie umysły.
Zanim opowiem o książkach, kilka słów o Malcolmie XD – kilka słów, bo więcej napisać się nie da. Autor ten – niczym Jerome David Salinger albo Thomas Pynchon – perfekcyjnie dba o swoją anonimowość, co w świecie cyfrowego ekshibicjonizmu i walki o każdą uwagę czytelnika, widza i słuchacza, graniczy z bezcennym heroizmem. Malcolm XD swoją literacką partyzantkę zaczął w sieci, zamieszczając w niej kilkadziesiąt krótkich opowiadań, które z marszu zgromadziły wielomilionową publikę. Dziś autor ten ma na swoim koncie kilka książek, wydanych m. in. przez prestiżowe wydawnictwo W.A.B. Jak to się stało, że jego pasty, czyli anonimowe, często absurdalne, naszpikowane emotikonami teksty, rozpowszechniane w necie na zasadzie „kopiuj, wklej” („copy, paste”), wydane zostały w tak archaicznej formie jak książka? Odpowiedź jest o tyle oczywista, co zaskakująca: ktoś słusznie pomyślał, że niewątpliwa literacka wartość tekstów Malcolma XD powinna zachować się dla przyszłych pokoleń, bo może kiedyś, za lat paręnaście, młodzież na maturze albo studenci przed magisterką będą chcieli o Malcolmie napisać, więc łatwiej im będzie jego pasty znaleźć w bibliotece niż w Internecie, bo sieć to medium nad wyraz ulotne.
Malcolm XD – bez „ą” i „ę”
O czym więc pisze Malcolm XD? O typowych dla naszej rzeczywistości pierdołach: o graniu w gałę na podwórku, o podróży pociągiem relacji Budapeszt-Warszawa, o pomyłkowej nocy na dołku (czyli w komisariacie) albo o zakupach w osiedlowym sklepie narzędziowym. To mają być literackie tematy? A gdzie tu poszukiwanie sensu życia? Gdzie magia codzienności podszytej metafizyką? Gdzie walka o rząd czytelniczych dusz? Malcolm XD ma to w nosie, bo pisze o tym, co widzi, co słyszy, co czuje albo o tym, co właśnie pije, bo jego narrator jest wielbicielem browarów i mocniejszych alkoholi typu „czysta” (zróbmy tu istotne rozróżnienie na autora i narratora, by nie zarzucać Malcolmowi XD nadmiernego pociągu do wyskokowych trunków). Jego historie to coś, czemu z perwersyjną przyjemnością przysłuchujemy się, jadąc do prac miejską komunikacją, albo stojąc w kolejce po mięso, bo pasty z „Pastrami” to skondensowana, zwerbalizowana narracja o codzienności, doświadczanej przez nas wszędzie, gdzie możemy być sobą, bez masek, bez udawania, bez „ą” i „ę”, bez ściemy, jacy to jesteśmy mądrzy, wykształceni i poukładani, i jaką piękną polszczyzną posługujemy się, cytując obficie „Ballady i romanse”.
Umysł Malcolma działa więc jak dyktafon z mikrofonem nastrojonym na wibracje wytwarzane poza oficjalnym przekazem. To dlatego w jego prozie pojawiają się słowa delikatnie rzecz biorąc nieliterackie, bezpośrednie, słyszane w knajpach, mrocznych osiedlowych zaułkach albo przedziałach kolejowych i lotniskowych poczekalniach. Co ciekawe, Malcolm XD nie dzieli przestrzeni na lepszą i gorszą, pokazując nam, że potrafimy być sobą, popijając piwko pod sklepem lub rozmawiając na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej z atrakcyjną przedstawicielką firmy, która w naszej klatce ma wstawić windę z niezniszczalnego materiału.
Zbyszki, Janusze, Karyny
Oto jak autor „Pastrami” zaczyna swoją pastę o „Zbyszkach na lotnisku”:
„Siedziałem dzisiaj pół nocy na lotnisku. Jak zwykle nieważne gdzie, nieważne po co – ważne, że siedziałem. Nad ranem przyszło pięciu takich Zbyszków. Widać, że wracają do ojczyzny z prac sezonowych na tych słynnych saksach. Widać też, że całą noc ten powrót do ziemi ojców oblewali. Teraz trochę przybliżę, kto to są Zbyszki, bo hehe Januszy każdy zna, Karyny każdy zna, ale Zbyszki to osobna podkategoria. Kiedyś ogólnie powiem o typach Polaków podróżujących poloawiator, żebyście sobie kurwa mogli rozróżnić, jak kiedyś gdzieś będziecie jechali i nie wiedzieli, z kim macie do czynienia. Ale od Zbyszków zacznijmy. Zbyszki to trochę tacy Janusze, tylko dotknięci emigracją, biedą, samotnością i upokorzeniem”.
Wystarczą dwa akapity i już jesteśmy wkurzeni, zniesmaczeni, rozbawieni i zaintrygowani, bo któż by nie chciał dowiedzieć się, kim są Zbyszki i czy przypadkiem ta kategoria nie opisuje właśnie nas. Ale nie treść jest tu włącznie ważna, ale i styl – gawędziarski, swobodny, spontaniczny, czyli taki, jakim gadamy na co dzień – przypominający posty zamieszczane w social mediach, w ilościach zadziwiających samego Marka Zuckerberga.
Sylwia Chutnik we wstępie do „Pastrami” pisze:
„Nic się tu nie klei, jedno wynika z drugiego na zasadzie luźnego skojarzenia i umownego powiązania. Co chwilę mamy ochotę zapytać: Że co? I oczywiście nie wiadomo potem co, więc po prostu czytamy dalej. Ku naszemu zaskoczeniu puenta pasty jest zwykle klarowna o tyle, że spina całość i nagle wszystko wydaje się jasne. Jednak mimo tego nagłego olśnienia nie opuszcza nas przyjemny efekt skołowania”.
Literatura i węgierskie salami
Z pastami Malcolma XD jest jak z żartami, które lubimy i słuchać, i opowiadać (chociaż nie każdy do opowiadania ma talent). Dowcipy nie muszą być literaturą, nie muszą mieć prawidłowo skonstruowanych zdań i słów powszechnie uznawanych za kulturalne, do używania w towarzystwie. Ich fenomen polega na tym, że każdy może opowiedzieć je inaczej, na swój jedyny, niepowtarzalny sposób, wrzucając dygresję, niecenzuralne słówko, odautorski komentarz. Dowcipy mogą być wygłaszane, recytowane, ale i publikowane na forach, fanpage’ach, blogach, grupach dyskusyjnych albo w komentarzach pod artykułami. I przekazywane dalej niczym łańcuszek dobrych życzeń. Oto wyjaśnienie sukcesu tekstów Malcolma XD (kto jeszcze nie wie, skrót „XD” oznacza m. in. zadowoloną minę, nieokiełznaną radość i zdziwienie). Malcolm pisze tak, jak wszyscy mówimy, chociaż nie zawsze się do tego przyznajemy.
Czy jest to literatura? Tak, tworzona przez kogoś, kto ma wyjątkowy słuch i szeroko otwarte oczy. I umiejętność przekuwania swoich obserwacji w narracyjne perełki, tzn. – przepraszam – pasty pachnące węgierską salami, którą swego czasu narrator spożywał w pociągu relacji Budapeszt-Warszawa.
Dominik Sołowiej – dziennikarz i publicysta. Współpracował z wieloma firmami i instytucjami publicznymi, kreując i realizując strategie marketingowe. Interesuje go marketing polityczny, zagadnienia public relations oraz problematyka nowych mediów. Właściciel agencji reklamowej Studio DS Info .
Źródło cytatów:
Malcolm XD, Pastrami, wydanie pierwsze, Wyd. W.A.B., Warszawa 2019.
Poprzedni tekst autora: Dziennikarstwo obywatelskie – siła oddolnego zaangażowania
Przeczytaj: „ZŁOTY RÓG. Co naprawdę wydarzyło się na weselu w Bronowicach?” – Maryla
Przeczytaj: Filip Łobodziński – jestem tłumaczem dość ofensywnym