Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/09/ewa-winnicka-1400x1294.jpg
    [1] => 640
    [2] => 592
    [3] => 1
)
        

Z niejasnych dla mnie powodów książka Ewy Winnickiej “Greenpoint. Kroniki małej Polski” związała się u mnie z utworem Toma Waitsa “In The Neighborhood”. Jedyny związek, jaki dostrzegam, dotyczy nieustającego korowodu codzienności, który ujmują oba utwory. Przerwę ten wywód, bo istotniejsze jest to, że doczekaliśmy się spisania historii polskiego Greenpointu. Opisana została bez lukru, z tłem historycznym i stanowi integralną część opowieści o nas samych. Inaczej być nie mogło, a to za sprawą samej autorki, której książki przyswaja się ze skupieniem i można w nich znaleźć coś więcej niż zapis zdarzeń. Zapraszam do przeczytania rozmowy z Ewą Winnicką.

Jarosław Szczęsny: Wydaje się, że to właśnie pani musiała napisać książkę o Greenpoincie i Polakach, którzy tam przybywali i przebywają. Pani wcześniejsze książki: „Londyńczycy”, „Angole”, „Milionerka”, a nawet „Głosy” układają się w całość. Dlaczego temat emigracji jest pani bliski?

Ewa Winnicka: Uważam, że  opowieść o ludziach, którzy z różnych powodów decydują się żyć w innym kraju, poza swoim miejscem urodzenia jest niesłychanie ważnym, może nawet kluczowym tematem naszych czasów. Żyjemy w czasach wielkich migracji. Jestem przekonana, że  proces osadzania się w innej kulturze jest wydarzeniem formującym życie człowieka. Dlatego warto o tym pisać. Trzeba pisać.

Jak wspomina pani na końcu praca nad książką trwała cztery lata. Czytając „Greenpoint. Kroniki małej Polski” można zrozumieć skąd potrzeba takiej ilości czasu. Ciekawi mnie natomiast, co nie pozwalało poddać się zwątpieniu i zawieszaniu tematu na kołku? Co było główną motywacją, aby właśnie historię „amerykańskiego snu” w wersji polskiej opisać?

Ewa Winnicka: Dokumentacja, czyli studiowanie archiwów, czytanie dawnej  prasy, poszukiwanie dokumentów, listów, odnajdywanie bohaterów to fascynująca część pracy nad książką. Koszmarem jest pisanie, które w największym skrócie, cytuję za Sławomirem Mrożkiem, polega na związku tyłka z krzesłem.

Ewa Winnicka
„Greenpoint. Kroniki małej Polski” Ewa Winnicka, Wydawnictwo Czarne, fot. J. Szczęsny

Misterna konstrukcja reportażu toczy się dwoma torami. Z jednej strony mamy historię „naszej” części Nowego Jorku, a z drugiej opowieści mieszkańców. Która część była bardziej pracochłonna?

Ewa Winnicka: Część historyczna wymagała  czasochłonnej kwerendy, natomiast część współczesna uważności, empatii, zaangażowania. Nie potrafię ocenić, która była bardziej pracochłonna.

Wyróżnia się dwoje bohaterów: pani Beata i pan Mieszko. Oboje są właścicielami sklepu Beata Delicatessen. Dlaczego ich pani wybrała na głównych bohaterów książki?

Ewa Winnicka: Ponieważ Beata i Mieszko przyjechali na Greenpoint w czasach, kiedy ta dzielnica zaczęła być  nazywana Małą Polską. Wyprowadzili się, kiedy Mała Polska zaczęła powoli znikać z mapy Nowego Jorku. Ich historia to historia polskiego Greenpointu ze wszystkimi zmianami, które w międzyczasie następowały. Mieszko i Beata, zza lady swojego sklepu obserwowali Polaków, którzy bogacili się przy zdejmowaniu azbestu, którzy tracili majątek przez alkohol, którzy tęsknili i którzy byli szczęśliwi. Którzy przyjeżdżali i wyjeżdżali. Mieszko śmieje się,że Beata miała w sklepie swój konfesjonał, w którym zwierzali się klienci.

Z ich historii wynika, że los emigranta do najłatwiejszych nie należy. To ciągła walka nie tylko o polepszenie swojego bytu, ale również o przeżycie. Dostrzega pani w tym uniwersalność losów ludzkich?

Ewa Winnicka: Walka o przeżycie. Być może to jest właśnie uniwersalne doświadczenie emigranta. Historia Mieszka i Beaty jest szczęśliwa, co nie w każdym przypadku jest oczywiste.

Imponuje charakter obojga bohaterów, którzy ciężką pracą zdobyli dla siebie kawałek amerykańskiego snu. Szczególnie w pamięci utkwił mi fragment kiedy rodzi im się dziecko i trzeba poukładać grafik prac tak, żeby można je było nakarmić stojąc w korku. Pomimo tego na tle zbiorowości Polaków wydają się wyjątkowi. Reszta już tak dobrze sobie nie poradziła, a często główną przeszkodą byli inni Polacy. Czy z naszym DNA jest coś nie tak?

Ewa Winnicka: Nie jestem pewna czy taki wniosek można wysnuć z tej książki. Natomiast prawdą jest, że kompromis, współpraca, uczestniczenie w życiu społecznym czy politycznym nie było mocną stroną emigrantów na Greenpoincie. Większość z przybyłych między 80 a 2000 rokiem była skupiona na ciężkiej, katorżniczej pracy, oszczędzaniu i planowaniu przyszłości w Polsce. Co oczywiście czasem nie następowało.

Ewa Winnicka
„Greenpoint. Kroniki małej Polski” Ewa Winnicka, Czarne, fot. J. Szczęsny

Z wypowiedzi Beaty i Mieszka, co i rusz wyłaniają się mini-opowieści, które oddają koloryt społeczności polskiej na Greenpoincie. Czy trudno było nakłonić ich do takich zwierzeń?

Ewa Winnicka: Nie, zupełnie nie. Wystarczy słuchać.

Biorąc pod uwagę liczbę bohaterów „Greenpointu” musi pani kierować się myślą, że każdy ludzki los wart jest opowieści.

Ewa Winnicka: Tak uważam,  natomiast książka ma ograniczoną objętość.

Z nieco zabawniejszych wątków zapamiętałem fragment dotyczący kulinarnych upodobań naszych rodaków: „Polacy kochali lastriko, czyli salceson. Kiedy go kroiłem, zbierało mi się na wymioty. Pytałem: <<Jak wy to możecie wsadzać do ust?>>”. Ale z pani strony czytelnik nie może liczyć na jakiekolwiek sądy kategoryczne.

Ewa Winnicka: Jestem reporterką, słucham moich bohaterów. W tej części książki oddałam im głos. Wie Pan, moja opinia o salcesonie nie ma żadnego znaczenia.

W pewnym momencie, jedna z bohaterek deklaruje wprost: „W ogóle rasistka jestem”, a potem następuje cała lista instrukcji, co by się stało z mniejszościami, gdyby tylko ta pani miała moc sprawczą. I tak się zastanawiam, czemu w reporterce Ewie Winnickiej nie włączył się tryb moralistki?

Ewa Winnicka: Nie jestem moralistką, nie mam uprawnień do pouczania innych. Moja bohaterka tak właśnie myśli i mój wpływ na jej postawę jest niewielki. Niektórzy moi rozmówcy są rasistami. Gdyby jednak przekroczyli granice prawa, zostaliby pociągnięci do odpowiedzialności.

Czy to powinność reporterki, żeby zejść z linii czytelniczka – bohaterka opowieści? Nie zawadzać swoją osobą ze swoimi osądami.

Ewa Winnicka: To jest moja metoda. Ale ja w tej książce jestem: napisałam ją w taki, a nie inny sposób. Wybrałam formę narracji, wybrałam bohaterów, napisałam moją wersję historii tej dzielnicy, począwszy od XVII wieku, kiedy osiedli tam Holendrzy. Zrobiłam to w najbardziej uczciwy sposób. I będę szczęśliwa, jeśli okażę się wiarygodna dla moich czytelników.

Ewa Winnicka
„Angole” Ewa Winnicka, Czarne, fot. mat. prasowe

W historiach opowiadanych przez Polaków da się znaleźć przykłady małostkowości, zawiści i podstawiania nóg. Są też przykłady pozytywne: jak choćby Polsko-Słowiańska Federalna Unia Kredytowa. Okazuje się, że potrafimy zbudować coś wspólnie. Przypadek?

Ewa Winnicka: Nie, nie przypadek. Natomiast siła sprawcza polskiej społeczności na Greenpoincie, przypuszczam, że także w Ameryce, mogłaby być znacznie większa, gdybyśmy wspierali się nawzajem, potrafili współdziałać.

Pod koniec książki, pośród postaci trzeciej fali emigrantów, wyłowić można również przykłady Victorii, która chce być politykiem oraz Dagmary, która odniosła sukces zawodowy. Da się z tego ułożyć wniosek, że nauczyliśmy się lepiej organizować? Czy to jedynie indywidualne i zacięte bohaterki?

Ewa Winnicka: Victoria urodziła się na Greenpoincie, jest drugim pokoleniem emigrantów. Greenpoint to jej ojczyzna, Polskę odwiedza w czasie wakacji.  Myślę, że to ważne, że próbuje swoich sił w polityce. Dzielnicy bardzo potrzeba aktywnych reprezentantów. Dagmara swój sukces zawdzięcza własnemu uporowi, wielkiemu hartowi ducha i miłości do Nowego Jorku. Nie jest częścią polskiej wspólnoty. Być może to jest odpowiedź na Pana pytanie.

W chwili przeobrażeń deweloperskich stary Greenpoint traci „polski” charakter: „Właścicieli domów zaczynają odwiedzać wysłannicy firm deweloperskich z trudnymi do odrzucenia ofertami kupna nawet najmniej atrakcyjnych nieruchomości. To jest moment, kiedy lojalność wobec własnej grupy etnicznej walczy z możliwością błyskawicznego awansu materialnego i społecznego. I przegrywa”. Sądzi pani, że to koniec polskiego Greenpointu?

Ewa Winnicka: Myślę, że polskie restauracje, polski bank i niektórzy właściciele domów pozostaną na Greenpoincie, bo ten adres oznacza teraz dobry status. Jeszcze 20 lat temu był znakiem braku sukcesu, mówiąc eufemistycznie.  Ale Polaków będzie mieszkać coraz mniej, bo jest tu po prostu piekielnie drogo.

Ewa Winnicka
Greenpoint Waterfront, źródło: Wikipedia

Zapytam też jeszcze raz o motyw napisania tej książki. Czy była to próba skatalogowania świata skazanego na przepadnięcie?

Ewa Winnicka: Nie myślę o katalogowaniu. Uważam, że historia tego miejsca i mieszkańców zasługuje na opowieść. To jest część historii mojego kraju.

Jesteśmy w momencie patriotycznego wzmożenia. Tymczasem z – jak to pani określiła – „syropu z Polski” wyłania się obraz Polaków jako zwyczajnego narodu. Owszem są waśnie, owszem są problemy, bywa lepiej, czasami gorzej, ale na tle historii, które znamy, nie ma tu niczego wyjątkowego. Odarła nas pani z mesjanizmu.

Ewa Winnicka: Nie jesteśmy wyjątkowi. Jesteśmy średnim krajem w Europie, o którym w Ameryce ludzie niewiele wiedzą. Byłoby nam łatwiej, gdybyśmy się pogodzili z tym faktem.

Czy nigdy pani nie kusiło, aby napisać powieść? Wejść do świata fikcji?

Ewa Winnicka: Czasem tak, ale, widać to w opowieściach moich bohaterów, prawda jest znacznie bardziej fascynująca. Takiej prawdy nie mogłabym wymyślić.

Czy na koniec uchyliłaby pani rąbka tajemnicy i powiedziała nad czym obecnie pracuje?

Ewa Winnicka: Myślę o następnym temacie amerykańskim. Rzecz dzieje się na południowym zachodzie. Tyle mogę powiedzieć.

Wywiad: Dziękuje za romozmowę

 

Jarosław Szczęsny: entuzjasta muzyki oraz literatury albo na odwrót. Pisze również na Nowamuzyka.pl

🟧 Przeczytaj: Anna Ciarkowska – unikam dawania rad [WYWIAD]
🟧 Przeczytaj: Rumunia. Pęknięte lustro Europy, w które chce się zajrzeć [RECENZJA]
🟧 Przeczytaj: Premiery książkowe – co warto czytać?

👉 Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content