Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/07/Jaga-Slowinska-zdjecie_Easy-Resize.com_.jpg
    [1] => 360
    [2] => 480
    [3] => 
)
        

Takich debiutów trzeba nam więcej. W prozie zatytułowanej “Czarnolas” Jaga Słowińska zabiera nas do krainy baśni. Trochę mrocznej, trochę niepozornej, ale dotykającej spraw ostatecznych. Chciałoby się rzec, że takich książek się dziś nie pisze: bo czytelnik nie nawykły, bo rynek nie przyjmie, bo ktoś w złowrogim niezrozumieniu ją odrzuci. Strata należeć będzie jedynie do tych, którzy “Czarnolasu” nie przeczytają. Poza odważną autorką mamy jeszcze odważne wydawnictwo – Korporacja Ha!art – które zdecydowało się wydać jej prozę. Duet doskonały. Poniżej znajdziecie nie mniej fascynującą rozmowę z autorką.

Jarosław Szczęsny: Wokół pandemiczna rzeczywistość. Zaciera się powoli granica między online i offline. Cyber korporacje stają się większe niż państwa, a ty proponujesz nam baśń. Skąd taki ruch?

Jaga Słowińska: To chyba dla mnie pytanie o to, co zewnętrzne, a co wewnętrzne. Moje życie składa się z jakiś scen dla świata niewielkich, nawet nieistotnych, dla mnie jedynych. Innej historii nie mogłabym opowiedzieć, a w baśni można spotkać uniwersalne z tym co osobiste. Może uciekłam też w metaforę bo za bardzo nie potrafię opisać rzeczywistości. Choć w tej metaforze sporo jest realnego doświadczania. I pewnie też chodziło mi o przypomnienie sobie pewnego porządku, w który jest wplątana wiara. To się przydaje, chyba więc o wiarę też chodziło.

Zastanawiam się nad formą „Czarnolasu”, bo jest nie tylko odważna, ale i zmusza współczesnego czytelnika do przełączenia myślenia i zaakceptowania myśli, że być może kontrola nad życiem nie zależy jedynie od niego.

J.S.: I nie tylko nad życiem. Ale i nad historią, i jej zapisem. Bo spodziewać by się mogło, że to sobie będzie jakoś płynąć. A tu nie. W obcowaniu z historiami lubię mieszaninę złości i zaciekawienia, kiedy coś idzie nie tak jak się spodziewałam. W życiu już nie bardzo.

Jaga Słowińska
„Czarnolas” Jaga Słowińska, Korporacja Ha!art, 2021

Zaraz wrócimy do treści książki, ale najpierw powiedz skąd u ilustratorki, absolwentki ASP we Wrocławiu potrzeba pisania o rzeczach ostatecznych.

J.S.: Myślę, że to może być ludzkie a bycie ilustratorką wcale mnie do tego ani nie zbliża, ani nie oddala. Po prostu taką formę to dla mnie przyjęło. Potrzeba dzielenia się lękiem może być uniwersalna.

Język powieści jest pulchny, konkretny, ale i nieodgadniony. Czy długo zajęło ci dostrojenie języka powieści?

J.S.: Nie uwierzyłbyś, ale te zdania wydobywałam latami. Z jakichś emocji, przeżyć. Potem usiadłam z moim kolegą – Tomaszem Miśturą – i cały tekst przegadaliśmy i przepisaliśmy. A potem z Martą Syrwid, redaktorką Ha!artu, trzy razy jeszcze go pisałyśmy na nowo. Więc sporo było prucia i haftowania. Co więcej, gdy niedawno przeczytałam „Czarnolas” na nowo, odkryłam chęć zmiany brzmienia niektórych zdań. I strasznie się cieszę, że nie muszę już tego robić.

Inni by pokusili się o kilka stron opisów, a ty czterema zdaniami załatwiłaś sprawę: „Na lewo od krzyża wzdłuż wygryzionego do kamiennych łbów asfaltu, wyrastało kilkanaście domów a potem zarośnięte boisko. Na tym boisku samochody, chłopcy zapatrzeni w samochody i trzepak. Obok trzy kolorowe kubły – na plastik, szkło i papier. A potem sznurki z praniem, starannie odmalowany czerwony płot i cztery nowe domy obcych”. Nie kusiło cię, aby się rozpisać?

J.S.: A tu i tak myślałam, że mam rozmach. Że mogę przynudzić. To jeden z moich większych demonów: Czy nie przynudzę? Czy za dużo dla siebie miejsca nie biorę? Czy mogę tyle gadać, że powinnam się chyba streścić? Podobnie postrzegam świat, ciągle w jakichś mikro-gestach tracenia uwagi, zniecierpliwienia, zerkania na telefon. Być może dostosowałam formę do mojego wewnętrznego obrazu świata. Z jednej strony syntetycznie, szybko, bo już już zaraz ucieknę ze swoją uwagą, a z drugiej strony jak najwięcej w tej syntezie upakować. Jak najwięcej treści, ale też przestrzeni i wolnego tempa.

Dlaczego „Czarnolas” jest tak krótki?

J.S.: Teraz, po czasie, widzę, że mogłabym napełnić go losem postaci, nie biec tak bardzo tam gdzie chciałam dotrzeć. Inaczej jednak nie potrafiłam. I w tamtym momencie – nie chciałam. Nie spieszyło mi się. Po prostu tylko tyle udało mi się zobaczyć i tyle opowiedzieć.

Sama historia jest prosta, ale wielce zajmująca. Nie zdecydowałaś się wzbogacić jej nadmiernymi popisami stylistycznymi. Nie chciałaś odciągać uwagi od kwestii zasadniczych?

J.S.: Cieszę się, że tak to widzisz, jednak dla mnie, w tekście, jest dużo ornamentu. Chociażby w opisach przyrody. Choć ten ornament zawsze o czymś stara się opowiedzieć. Jak holenderskie malarstwo wanitatywne, gdzie obecność  więdniejącego tulipana, w pełnym przepychu bukiecie, staje się równoległą opowieścią, kierująca całość na właściwy tor.

Głównym tematem jest strata. Książę – bohater powieści – zanim przyjdzie na świat już traci ojca. Potem przychodzi czas na następne osoby z najbliższego otoczenia. Aż w końcu mówi „dość” i postanawia porozmawiać ze śmiercią. Czy taka konfrontacja może być pomocna nam żyjącym?

J.S.: Dla mnie osobiście to jest o doświadczaniu oporu, i że nawet z tego oporu coś przychodzi. Finalnie wzrost czy akceptacja. Opór przed przyjęciem straty, jest tu już zawoalowanym procesem gojenia.

Kwestia poradzenia sobie ze stratą, to nieodłączny element życia. Masz na to jakiś swój sposób?

J.S.: Jest taka postać w książce, Zojka, ufna i odsłonięta. Rzuca się na życie, które ją jakoś po swojemu traktuje, a ona potem liże rany. Józef z kolei, jej brat, ma inna taktykę. Z daleka, z dystansu, ostrożnie. Pewnie uprawiam miks tych dwóch postaw i w obie wpisane jest jakieś cierpienie i strata. W pierwszym przypadku cierpienie wynika z doświadczania, a w drugim z niedoświadczania. Jest jeszcze postawa nieprzywiązywania się, której Józef czasem dotyka. Ale robić to czysto, bez podszytych obaw przed traceniem, to jakiś nieznany mi jeszcze pułap.

Nie bałaś się pisać o życiu i śmierci w sposób daleki od hasłowości?

J.S.: Wydawało mi się, że ubrałam tę historie dosyć prosto, może nawet hasłowo. Jest danse macabre, są wyraziste mity, jest nawet morał. Cieszę się jednak, że widzisz przede wszystkim tajemnicę.

W końcu sam tytuł. Skojarzenie od razu prowadzi do Jana Kochanowskiego. Spory ciężar gatunkowy.

J.S.: Pamiętam z lekcji polskiego informację, która padła od nauczycielki, że nie wiemy czy Urszula rzeczywiście istniała. Bardzo mnie to wtedy zdziwiło, a to zdziwienie zaowocowało chyba jakąś wolnością. Także, poza Czarnolasem, może to też wzięłam siebie świadomie od Kochanowskiego, możliwość zabawy, przebierania.

Chciałbym zapytać jeszcze o to mieszanie się świata rzeczywistego z wyimaginowanym. Nasz Książę zmuszony jest wymyślić sobie przyjaciela – Fago, który wprowadza go w zaświaty. Wydaje się, że iluzja przeszkadza chłopcu w pogodzeniu się ze stratą, ale ja jednak sądzę, że to iluzja właśnie pozwala zaakceptować nieznośność rzeczywistości. Błądzę?

J.S.: Dokładnie tak. Teraz czuję podobnie. Iluzja, którą sobie stworzył bohater pomogła mu zintegrować ogrom tego, co doświadczył. Łagodnie go przeprowadzić. Jest taką wolno rozsuwającą się kurtynką na nie do końca miłym dla oka widoku.

Zabierasz nas w krainę mitów, umarłych, a jednocześnie krzyczysz przytomnie: „oddychaj!”. Nie pozwalasz utracić kontaktu z rzeczywistością?

J.S.: To ty go nie utraciłeś. Mam poczucie, że to wszystko zależy od czytelnika. Znam takich, którzy skończyli lekturę z ostrym poczuciem dezorientacji. Myślę, że ten tekst, jak i pewnie wiele innych, się wydarza w nas i sobie go po swojemu piszemy, odczytując go przez siebie.

Mam nadzieję, że wystarczająco zaintrygowaliśmy czytelników, aby w te pędy popędzili po książkę. A ciebie na koniec zapytam – z nutką nadziei – czy nie masz zamiaru kończyć kariery literackiej na tej jednej pozycji?

J.S.: Mam nadzieję, że nie. Jestem wdzięczna za to życie, którym żyje “Czarnolas”.

Jarosław Szczęsny – entuzjasta muzyki oraz literatury albo na odwrót. Pisze również na Nowamuzyka.pl.

Piotr Czajkowski

🟧 Przeczytaj: Anna Ciarkowska – unikam dawania rad
🟧 Przeczytaj: Rumunia. Pęknięte lustro Europy, w które chce się zajrzeć
🟧 Przeczytaj: Michał Protasiuk: Mam nadzieję, że w porę przyjdzie opamiętanie

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content