Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/06/walther2.jpg
    [1] => 640
    [2] => 973
    [3] => 
)
        

Walther von der Vogelweide. Wielu z pewnością to imię nic nie powie. Trudno się dziwić, im bliżej czasów, w których żyjemy, tym bardziej „zagęszcza się” grono artystów, których nazwiska przeszły do historii i coraz ciężej więc zapamiętać tych, którzy przeszli do historii kultury wiele wieków temu. Jednocześnie można też stwierdzić, że jako społeczeństwo mamy zaszczepioną pewną niechęć do kultury średniowiecza, mimo że dała ona nam równie wiele, co inne epoki naszej historii. Co jednak, gdybym powiedział, że za sprawą jego twórczości o wiele więcej osób poznało bohatera dzisiejszego tekstu, niż w rzeczywistości zdaje sobie z tego sprawę?

Walther von der Vogelweide
Walther von der Vogelweide, Codex Manesse

Minnesinger – rycerz i poeta

Walther urodził się ok. 1170 roku, jednak co do miejsca narodzin trwają spekulacje. Co do zasady można stwierdzić, że najprawdopodobniej urodził się na ziemiach austriackich, możliwe, że w Południowym Tyrolu, choć pojawiają się również koncepcje, że mógł pochodzić z Bohemii, a więc ziem czeskich. Wszystko wskazuje na to, że pochodził z rodziny o szlacheckim rodowodzie, o czym świadczy fakt, że tytułowany był przez współczesnych hêr (współ. niem. herr), a więc tytułem przynależnym szlachcie (przyrównać go można chociażby do angielskiego sir, co w Polsce tłumaczyliśmy po prostu jako „pan”). Jednakże przynależność do stanu rycerskiego nie gwarantowała zamożności i rodzina późniejszego artysty należała do uboższych warstw tego stanu.

Zaliczał się do grona minnesingerów – poetów wędrujących po kraju, często rycerzy z pochodzenia, by odwiedzać arystokratyczne dwory i zachwycać swoimi pieśniami, najczęściej podejmując się tematyki miłosnej. Choć Walther von der Vogelweide repertuar miał znacznie szerszy. Zdobywszy swój kunszt pod okiem innego znanego śpiewaka, Reinmara von Hagenau (znanego również jako Reinmar Stary), początkowo trafił pod mecenat ówczesnego księcia austriackiego, Fryderyka I, gdzie stworzył wiele ze swoich najlepszych dzieł poezji miłosnej. Śmierć księcia w 1198 roku zmusiła go jednak do tego, by ruszyć w świat, co też uczynił wędrując od dworu do dworu, by dać poznać nieco swojego talentu tym, którzy gotowi będą go słuchać w nadziei, że znajdzie w ten sposób nowego patrona, który zechce przyjąć go pod swój dach i zaprosić do swego stołu.

Walther von der Vogelweide
“Sängerkrieg” (wojna śpiewaków) na zamku w Wartburgu, jednym z przedstawionych uczestników konkursu jest Walther von der Vogelweide, Codex Manesse

Obrońca cesarskich ambicji

Z pewnością jego nadziejom nie sprzyjał fakt, że w swoich utworach (a jak wspomniałem wcześniej, nie ograniczał się jedynie do poezji miłosnej) nie stronił od krytyki obyczajów, co z pewnością przyjaciół mu nie przysparzało. Był również człowiekiem o zdefiniowanych poglądach, czego nie bał się wyrażać. We wciąż nie do końca zażegnanym konflikcie cesarstwa z papiestwem o podział kompetencji i uniwersalistyczne ambicje cesarzy rzymsko-niemieckich twardo stał po stronie cesarskiej, choć oczywiście nigdy nie przekreślało to jego przywiązania do religii katolickiej, o czym z kolei świadczą jego utwory poruszające tematykę religijną.

Jego proniemieckie poglądy w sporze z papiestwem ujawniły się również w jego utworach, gdy początkowo śpiewał pieśni wspierające wybór Filipa Brunszwickiego na cesarza, a następnie (gdy ten został zamordowany) agitował w swych pieśniach na rzecz wyboru Ottona Welfa (zwolennika większej niezależności od papiestwa), co w końcu przyniosło upragniony efekt – cesarza Ottona IV zasiadającego na tronie (trudno jednak z dzisiejszej perspektywy ocenić, jakie znaczenie miała działalność artystyczna Walthera, warto jednak wiedzieć, że utwory tworzone w celach kampanii wyborczych to nie wynalazek współczesności).

Nowy cesarz nie rządził jednak zbyt długo, pokonany w bitwie pod Bouvines w starciu z Francuzami w 1214 roku, zakończył swoje rządy i powrócił do swych posiadłości rodowych. Nowym monarchą został Fryderyk, niedawny konkurent Ottona, który ostatecznie znalazł uznanie w oczach mistrz Walthera, gdy stał się nową nadzieją w walce o pozycję cesarską w sporze z papiestwem. Choć więc Walther von der Vogelweide zmienił swoje sympatie polityczne, nie musiał zmieniać poglądów, co więcej – bardzo mu się to opłaciło, gdyż nowy imperator postanowił wreszcie docenić wieloletnią działalność minnesingera i podarował mu skromne lenno we Frankonii – podstawę jego dalszej materialnej egzystencji w ostatnim okresie życia. W latach poprzedzający śmierć jego utwory agitowały za udziałem książąt niemieckich w kolejnej krucjacie. Zmarł w roku 1230 pozostawiając po sobie niezwykłą i interesującą historię oraz wiele utworów, które przetrwały do dziś.

Walther von der Vogelweide
Grób Walthera von der Vogelweide, Lusamgärtchen, Würzburg, Niemcy

Znany, choć nieznany

Przekonany jestem, że cała historia opowiedziana wyżej, jeśli ktoś przed tą lekturą postaci Walthera von der Vogelweide nie miał okazji poznać, nadal wzbudza jedno poważne niezrozumienie – skąd ktokolwiek miałby znać w Polsce tego niemieckiego śpiewaka? Tak przecież twierdziłem na początku. Cóż, z pewnością nie jest znany z imienia, ale jeśli chodzi o utwory – to z pewnością niejedna osoba za chwilę zda sobie sprawę, że miała okazję je poznać.

Zaczynając od potencjalnie węższego kręgu zainteresowanych – zdecydowanie jedną z bardziej znanych pieśni średniowiecza jest Palästinalied, która zachowała się do naszych czasów zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej. Każdy, kto odrobinę zainteresował się muzyką tego okresu, poprzestając chociażby na wyszukiwaniu w Internecie, z pewnością ją poznał, gdyż na samym serwisie YouTube dostępna jest na wielu różnych kanałach i w wielu aranżacjach. Polscy miłośnicy muzyki tego okresu z pewnością powinni znać również tłumaczenie na naszą mowę ojczystą i jego wykonanie przez Jacka Kowalskiego i Klub Św. Ludwika. „Pieśń palestyńska” to zachęta dla chrześcijańskiego rycerstwa do wyruszenia na krucjatę do Ziemi Świętej – miejsca życia i Męki Jezusa Chrystusa.

Jest jednak w polskiej kulturze jeszcze jedno odniesienie do twórczości Walthera von der Vogelweide, które niemal każdy z nas powinien znać. Wielu zapewne pamięta ze szkoły lekturę „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza, a jeśli ktoś po tę książkę nie sięgnął, to być może zainteresowała go ekranizacja w reżyserii Aleksandra Forda. A jeśli tak, to polecę sięgnąć pamięcią do sceny potyczki z wojskami krzyżackimi na Żmudzi, gdy tuż przed nią krzyżaccy knechci śpiewali pieśń, w której powtarzał się znany zapewne okrzyk „Tandaradei!”.

Pieśń, którą śpiewali, to nic innego jak „Unter den Linden” Walthera von der Vogelweide. Utwór ten raczej mało pasuje do opisywanej sceny, gdyż jest pieśnią miłosną, czego ewidentnie nie wychwycił (lub nie pasowało mu to do swojej wizji) Aleksander Ford nadając mu melodię pieśni ewidentnie bojowej, zdecydowanie bardziej pasującej do wizji niemieckich czołgów sunących na Związek Sowiecki niż gracji średniowiecznej damy. Sam polski noblista wydaje się być jednak świadom tego faktu, pisząc w swej powieści, że Krzyżacy śpiewali „Wcale niepobożną pieśń”. Oryginalna melodia utworu nie jest pewna, choć przypuszcza się, że mogła przetrwać jako melodia francuskiej pieści „En mai au douz tens novels”.

Mam nadzieję, że po tej lekturze postać Walthera von der Vogelweide nie będzie już tak anonimowa, a z pewnością przypomni się, gdy po raz kolejny będziemy oglądać w telewizji „Krzyżaków”, którzy poprzez osobliwy gust muzyczny zrujnowali swój wojowniczy wizerunek.

Sebastian Bachmura – publicysta, absolwent prawa związany z działalnością sektora pozarządowego. Redaktor naczelny kwartalnika “Myśl Suwerenna“, wśród zainteresowań m.in. nauki polityczne, historyczno-prawne, historia.

🟧 Przeczytaj: Hymnograf Wschodu – św. Roman Melodos
🟧 Przeczytaj: Dziedzictwo Antyku – teatr w Konstantynopolu
🟧 Przeczytaj: Upadek Konstantynopola – zapomniane źródło renesansu

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content