Czy to możliwe, żeby już w 1621 roku dało się zawrzeć syntezę świata na ponad 1200 stronach? A co na to dzisiejsze firmy technologiczne? A medycyna? Ruchy społeczne? Powyższe znaki zapytania pozostaną niedomknięte odpowiedziami, gdyż całą uwagę winien skupić angielski duchowny i bibliotekarz Robert Burton, a konkretnie jego epokowe dzieło „Anatomia Melancholii”. Po tylu wiekach legendarne dzieło doczekało się w końcu stosownego przekładu i fragmentarycznego wyboru na 300 stronach, a wydania podjęła się Korporacja Ha!art.
Książka o melancholii
Bliżej nieokreślony stan przygnębienia nie jest obcy każdemu z nas. Tadeusz Sławek mówił o melancholii jako o wyrazie „stresu istnienia”. Michał Tabaczyński, czyli osoba odpowiedzialna za tłumaczenie, wybór, wstęp i komentarze, z żarliwością i intelektualnym polotem wprowadza nas w świat opasłego dzieła oraz jego twórcy. Zdaje się wierzyć, że oto w dziele Burtona znajduje się opis świata we właściwym znaczeniu, a jednak już na wstępie oznajmia, że podążać będziemy wedle mapy, którą sporządził i prowadzić nas będzie podług jego widzimisię. I dobrze, ktoś przecież musi.
Jego dygresje ożywiają i uwspółcześniają tekst Anglika. Jego podział istotnie pozwala na zapoznanie się z częścią przemyśleń, które wsysają. Oto mała próbka: “Bo dziś, jak o dawnych czasach powiedział Jan z Salisbury, totus mundus histrionem agit, cały świat się zgrywa; mamy do czynienia z nowym teatrem, nową sceną, nową komedią omyłek, nową trupą aktorów; Volupiae sacra [obrządek świętych uciech], jak to ujął Calcagnini w Apologiach, panoszy się po całym świecie, a jego aktorzy są szaleńcami i głupcami, którzy co godzinę zmieniają upodobania albo przyjmują takie, które zaczęły obowiązywać“. Dodać należy, że media społecznościowe wówczas nie istniały.
Autor melancholik
Sam autor zdiagnozował u siebie melancholię i jej postanowił poświęcić swoje życiowe dzieło. Odpuścił sobie linearne prowadzenie wywodu na rzecz nieustających dygresji, cytatów, zaczerpnięć z innych ksiąg czy swobodnemu przepływowi myśli. W tym szaleństwie jest metoda, ale prowadząca do prawdziwego obłędu. Pomimo bezgranicznej fascynacji trzeba mieć świadomość, że spisanie wszystkiego i zamknięcie pomiędzy okładkami jest niemożliwe. Ale czyż nie tego oczekujemy od samozwańczych bożych pomazańców?
Nie będzie zgrabnego podsumowania, łatwej hipotezy lub szybkostrzelnego akapitu. „Anatomia melancholii” jest wszystkożerna. Wchłania religię, medycynę, nauki humanistyczne oraz każdy aspekt ludzkiego życia. Przynajmniej chce to uczynić. Burton konkluduje w potoku słów, że nasza cywilizacja cierpki na depresję. Modelowy człowiek XXI wieku może mieć z tym problem, ale to już zależy od niego samego i wyboru pigułki (niebieskiej lub czerwonej). Nie można zapominać, że jednocześnie przyczyną i symptomem melancholii jest rozpacz, a jak śpiewał Tom Waits: „rozpacz płynie rzeką poprzez świat”.
Robert Burton – Anatomia Melancholii, Korporacja Ha!art, Kraków 2020.
Jarosław Szczęsny – entuzjasta muzyki oraz literatury albo na odwrót. Pisze również na Nowamuzyka.pl.
Poprzedni artykuł autora: Kapela ze wsi Warszawa i Hańba!
Przeczytaj: Margaret Atwood – między podręczną a ekofeminizmem
Przeczytaj: „ZŁOTY RÓG. Co naprawdę wydarzyło się na weselu w Bronowicach?” – Maryla