Od 18 kwietnia w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie oglądać można nową wystawę poświęconą sztuce Gruzji. Reklamowana zapierającymi dech w piersiach złotymi obiektami rzemiosła artystycznego kusi miłośników błyskotek i nie tylko. Czy zatem warto się na nią wybrać?
Siedem tysięcy lat wstecz
Imponujący jest na pewno zbiór dzieł, jaki udało się zgromadzić na wystawie. Doświadczyć możemy przekrojowego ukazania sztuki gruzińskiej już od momentu początków cywilizacji na tamtym terenie. Wyśmienicie zachowane gliniane naczynia, obiekty odlane z brązu czy kamienne idole wprowadzą nas w dziedzictwo kultury kuro-arakskiej i początki metalurgii oraz produkcji wina. A to dopiero początek.
Wszystko, co najważniejsze
Dalsza część wystawy prowadzi nas natomiast przez czasy królestw Kolchidy i Iberii, ekspansji kolonialnej Grecji, podbojów Rzymskich i panowania dynastii Bagrationi. To w tej części znajdziemy przede wszystkim zawarte w tytule złoto. I choć zdecydowanie zachwyca ono, warto pochwalić fakt, że wystawa nie opiera się wyłącznie na nim, by nas zaciekawić. Równie interesujące są bowiem zachowane manuskrypty, ubiory czy kamienne reliefy.
Z Kaukazu do Polski i z powrotem
Ciekawym zabiegiem, na który zdecydowali się twórcy wystawy, jest też zwrócenie uwagi na szczególną więź, jaka łączyła kulturę Kaukazu z naszymi terenami. Poczynając od liczących kilka tysięcy lat naszyjników z nadbałtyckiego bursztynu, kończąc na artystach polskiego pochodzenia tworzących w Gruzji, wystawa sprawia, że te odległe tereny stają się nagle nieco bliższe. Twórczość takich osób jak Borys Romanowski, Henryk Filipowicz czy Henryk Hryniewicz pozwalają nam zrozumieć, jak Gruzja funkcjonowała w świadomości Polaków na przełomie XIX i XX wieku.
Wystawa jak malowana
Oczywiście gruzińskich malarzy na wystawie również nie brakuje. Najbardziej znanym będzie chyba Niko Pirosmani, prymitywista, porównywany czasem do Nikifora Krynickiego. Pirosmani, malujący na czarnej ceracie, ilustrujący codzienne życie, sceny biesiadowania i winobrania, zawierał w swojej twórczości esencję gruzińskości. Tworzący w biedzie, utrzymujący się z malowania szyldów sklepowych, doceniony dopiero po śmierci. Dziś natomiast jeden z najbardziej rozpoznawalnych gruzińskich artystów. Umieszczony również na banknocie o nominale 1 Lari. Jego twórczości dostępnej tak blisko nie można przegapić.
Wystawa ma zatem coś do zaoferowania dla każdego. Jakikolwiek okres historyczny by nas nie interesował lub jakikolwiek typ sztuki – gwarantuję, że znajdziecie coś dla siebie. Złote Runo oglądać można jeszcze kilka miesięcy, bo do 15 września. No ale po co zwlekać?
Relacja: Matylda Szpila
Zdjęcia: Muzeum Narodowe w Krakowie
Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze
Spodobał Ci się nasz artykuł? Przeczytaj więcej o sztuce!
Przeczytaj również: „Belladonna” Adalyn Grace – recenzja serii
Przeczytaj również: Upadek Númenoru – tolkienowska opowieść o zatopionym królestwie
Przeczytaj również: “Gruby” – recenzja książki. Chuda opowieść o grubych problemach
Przeczytaj również: Randka Undergroundowa: Nowe spojrzenie na przestrzeń kulturalną Białegostoku
Przeczytaj również: Nowe oblicze slashera – gatunkowa dekonstrukcja i społeczne zaangażowanie
Przeczytaj również: Kos – recenzja. To nie jest film o Kościuszce