Brutalna przeszłość i problemy II RP – o tym gra punkowy zespół Hańba, założony w Krakowie w 2013 roku. Ekipa Hańby ma jednak również drugi projekt muzyczny, zupełnie odmienny od pierwszego – zespół Czereśnie, tworzący muzykę dla najmłodszych. O tym przedsięwzięciu opowiada założyciel i wokalista zespołu Andrzej Zagajewski.
Pierwsze pytanie łączy trochę dwa wasze przedsięwzięcia czyli Czereśnie i Hańbę. Hańba wykonuje utwory dawne, na przykład teksty Tuwima i Brzechwy, a Czereśnie nie. Skąd taka decyzja?
Jest kilka powodów. Kiedy z Hańbą zaczęliśmy grzebać w poezji międzywojennej stwierdziliśmy, że fajnie będzie odczarować trochę tych poetów, których tak naprawdę trochę upupiamy, bo kojarzymy ich tylko z twórczością dziecięcą, tak jak właśnie Brzechwa, którego twórczość dla dorosłych mam wrażenie jest mało znana, a okazało się, że jego teksty satyryczne są bardzo mocne, bardzo polityczne i punkowe. Tuwim jest dużo bardziej znany, ale też mimo wszystko w naszych głowach kojarzony z „Lokomotywą” czy „Rzepką”. Stwierdziliśmy, że chcemy trochę odczarować te postacie. To była pierwsza rzecz, a druga czyli czemu nie śpiewamy ich z Czereśniami, to na początku zakładaliśmy, że będą grały autorskie piosenki. Sam je pisałem dla dzieci i też chcieliśmy opowiadać trochę o społecznych problemach, żeby gdzieś w tych piosenkach pojawiał się edukacyjny aspekt. Z czasem trochę się złamaliśmy, bo dwa lata temu dostaliśmy propozycję żeby zrobić koncert z piosenkami Marii Konopnickiej i tak nam się to spodobało, że zrobiliśmy całą płytę i teraz te piosenki są w naszym repertuarze już na stałe. Mamy też plany na kilka płyt do przodu i jedną z nich jest właśnie płyta z piosenkami Brzechwy, więc ona się być może też gdzieś się tam pojawi.
Kontynuując wątek motywacji, która stała za właśnie takim zespołem, to czy inicjatyw, tworzących muzykę dla dzieci jest dużo, czy to była nisza, którą zauważyliście, że można wypełnić?
Moim zdaniem zupełna nisza. Teraz ta nisza się zapełnia, ale jak zaczynaliśmy w 2017 roku, to wszyscy pamiętaliśmy tylko Arkę Noego, Majkę Jeżowską i właśnie słowa Brzechwy do Pana Kleksa. Mam wrażenie, że było bardzo mało rzeczy dla dzieci, które by się przebijały do szerszego grona. Mój pomysł i moja potrzeba zrobienia Czereśni wynikała z tego, że zacząłem pracować wtedy w przedszkolu, robić rytmikę i jak szukałem piosenek na zajęcia, to one mi się po prostu nie podobały. Zacząłem testować, wymyśliłem sobie prostą piosenkę na trzech akordach, zacząłem śpiewać i widzę, że dzieci to śpiewają razem ze mną i podoba im się to. Potem potrzebowałem piosenki o zimie i też mi się nic nie podobało, więc wymyśliłem piosenkę o zimie. Z czasem zacząłem je nagrywać w domu jeszcze bez perspektywy, co z tym zrobię. Kolega z Hańby, Kuba, zaproponował „choć, może zrobimy z tego zespół”, pomógł mi skompletować ludzi i zaczęliśmy koncertować. Z czasem wszyscy członkowie Hańby dołączyli do Czereśni. Często gramy podwójne koncerty.
Mówiłeś o tym, że piosenki dla dzieci ci się nie podobały. Co w takim razie twoim zdaniem powinna zawierać dobra piosenka? To kwestia zrozumiałego tekstu, czy jednak czegoś więcej?
Jakbym znał odpowiedź na to pytanie to bym teraz tworzył same przeboje i miał miliony wyświetleń. Wydaje mi się, że ważny jest refren, żeby był prosty, chwytliwy i żeby miał dobrą zbitkę słowną, którą można powtarzać. Pracuję też w żłobku i staram się, żeby te piosenki w warstwie muzyczno-dźwiękonaśladowczej były też odpowiednie dla dzieci dwu, trzy letnich. Można zaklaskać razem ze mną, albo powtórzyć odgłosy kotka albo pieska. Żeby była w tym interakcja. Ale żeby jednocześnie dla starszych był tam walor edukacyjny i żeby dorosłym to nie kaleczyło ucha i było dla nich przyjemne. Tego się trzymam robiąc wszystkie piosenki Czereśni. Nie chcę przekombinować tych piosenek, żeby nagle nie okazało się, że to już nie jest dla dzieci. Często zanim wprowadzę jakieś piosenki do zespołu to testuję je, gram je w przedszkolach i widzę jak dzieci reagują. Widzę, że jakiś moment jest za długi, zmieniam, na bieżąco obserwuję reakcje. Kiedy zakładałem Czereśnie zupełnie nie potrafiłem grać na ukulele, więc nauczyłem się trzech, czterech chwytów i postanowiłem, żeby te piosenki były na tyle proste, żebym mógł je na tym ukulele zagrać.
Zainteresowało mnie na waszej stronie zdanie, które brzmi „nasze piosenki skierowane są dla najmłodszych, ale unikają infantylizacji”. Jak się unika tej infantylizacji?
Wydaje mi się, żeby mówić do dzieci jak do dorosłych. Nie potrafię inaczej. Jak zacząłem prowadzić zajęcia i mówiłem do dzieci, tak jak teraz do ciebie mówię, to zauważyłem, że dzieci mnie słuchają i reagują na to co mówię. Mam często taki problem z rzeczami dla dzieci, że przez tę infantylizację mówi się do nich trochę jak do głupków; mówi się zmienionym głosem, piskliwym. Ja też nie czuję się dobrze w aktorstwie, więc tego też unikam i śpiewam tak, jak śpiewam dla dorosłych. Staramy się jako Czereśnie, żeby to było angażujące dla wszystkich i myślę, że jest to podstawowa zasada. Nie rozumiem maniery mówienia do dzieci piskliwym głosem. Może to działa, może dzieci tego też słuchają, ale ja się po prostu w tym nie czuję i czegoś takiego nie robimy. To nawet nie są nasze słowa, że „nie infantylizujemy” rzeczy dla dzieci, tylko często to słyszeliśmy, kiedy zaczynaliśmy grać. Tak działamy i inaczej nie potrafimy. Teraz jako ojciec mogę powiedzieć, że też tak mówię do swojego dziecka i na razie wyrasta na fajnego chłopczyka, więc chyba jest to dobra metoda.
Czy grając dla dzieci myślicie o tym, że wpływacie w jakiś sposób na ich przyszłe gusta? Albo czy liczycie po prostu, że fani Czereśni zostaną potem fanami Hańby?
Tak. Nie jest to oczywiście celowe, ale zauważyliśmy to z czasem. Jak zaczęliśmy grać z Czereśniami to lecieliśmy trochę na rozpoznawalności hańbowej, bo nie znaliśmy zupełnie tej sceny dziecięcej, nie potrafiliśmy się w niej poruszać, co widać pewnie po naszych koślawych mediach społecznościowych. Jak ktoś przychodził na nasze koncerty, to byli to fani Hańby, którzy już po prostu dorobili się dzieci
i cieszyli się, że mogą przyjść na jakieś wydarzenie z nimi. Ale zauważyliśmy, że dzieci starsze przychodzą na Hańbę i że jak dziecko już pozna Hańbę to nie ma powrotu do Czereśni. W kwestii wychowywania muzycznego publiczności, chcemy traktować dzieci poważnie i występować jak normalny zespół, bo też inaczej nie potrafimy pracować. Jesteśmy muzykami z punkowej sceny, gdzie naszym głównym zajęciem jest koncertowanie i nagrywanie płyt. Często te rzeczy dziecięce działają bardziej na zasadzie singlowej albo teledysków na YouTube i to jest jedyna rzecz, która się ukazuje. To co my robimy jest też trochę oldschoolowe, ale jesteśmy przyzwyczajeni do tego formatu. Staramy się traktować dziecko jak dorosłego słuchacza. Ma pierwszy zespół, który jest prawdziwym zespołem, który ma normalnych członków, wydaje płyty, gra koncerty. Zauważyliśmy też, że często ludzie są na pierwszym mniejszym koncercie, na którym mogą zobaczyć jak ten dźwięk brzmi z bliska. My jednak gramy koncerty dla stu, dwustu osób jako Czereśnie. Mam wrażenie, że ludzie znają koncerty tylko jako wielkie wydarzenia. Rodzice przychodzą i dowiadują się, że to może być w mniejszej skali, to jest przyjemne i jest zupełnie inna energia i kontakt z zespołem. Edukujemy więc nie tylko dzieci, ale wydaje mi się że rodziców też i zachęcamy do chodzenia na mniejsze koncerty. I mamy nadzieję, że wszyscy na tym skorzystamy.
Wywiad przeprowadziła: Matylda Szpila
Zdjęcia: Dariusz Bareya
Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze
Check out our other articles in english i українська!
Przeczytaj również: „Belladonna” Adalyn Grace – recenzja serii
Przeczytaj również: Upadek Númenoru – tolkienowska opowieść o zatopionym królestwie
Przeczytaj również: “Gruby” – recenzja książki. Chuda opowieść o grubych problemach
Przeczytaj również: Randka Undergroundowa: Nowe spojrzenie na przestrzeń kulturalną Białegostoku
Przeczytaj również: Nowe oblicze slashera – gatunkowa dekonstrukcja i społeczne zaangażowanie
Przeczytaj również: Kos – recenzja. To nie jest film o Kościuszce