Z radością przywitać należy powrót Joanny Bator do formy. „Gorzko, gorzko” nie jest wielka jedynie objętością, ale również pod względem misternego splecenia wątków, zapadających w pamięć bohaterek, fantastycznych scen drugoplanowych czy zaprezentowaniem rodzinnej siły. Literacko zawiązała wszystko w sadze rodzinnej, czyli stylu tyleż wyeksploatowanym, co ciągle żywym w odpowiednich rękach, jak się okazuje.
„Doprawdy to za dużo jak na jedną nieznaczącą rodzinę, niemal pozbawioną porządnych męskich bohaterów. Jeśli w opowieści brakuje kobiet, to mało kto się czepia, zakładając, że gdzieś tam są, w głębi domów, robiąc jakieś swoje nieciekawe kobiece rzeczy, ale niedostatek mężczyzn zawsze wydaje się niepokojącą aberracją”.
Książka o kobietach
Berta, Barbara, Violetta i Kalina to cztery bohaterki powołane do życia przez Joannę Bator. Złączone wspólną krwią, ale również przeżyciami, niejasną przeszłością, przygodami z mężczyznami i rolą kobiet w różnym czasie. Wokół nich toczy się życie powieści. Cały nerw dotyczyć będzie rodzinnych tajemnic, niedomówień czy przekłamań. Trzeba dużej cierpliwości, żeby wszystkie puzzle wskoczyły na swoje miejsce, a Joanna Bator sprytnie wykorzystuje pęd czytelniczy w Polsce do kryminałów (zagadki), żeby powiedzieć coś więcej. Przemycić nie tylko czarny humor – znak rozpoznawalny jej książek – ale również trochę historii, trochę nieszczęść, a nade wszystko ciągłość losów między prababką, babką, matką i córką.
Niewidzialną nitką losy czterech kobiet są powiązane. Z początku decyzje starszych z rodu powodują reperkusje, które autorka odsłania w dalszej części książki. Najwięcej skupia się na barkach Kaliny, czyli najmłodszej z rodu. To w jej życiu życiorysy pozostałych trzech kobiet złączą się w jedną historię, a dziewczynie pozostanie do decyzji co z tym fantem zrobić. Joanna Bator do swoich bohaterek podchodzi z empatią. Nawet motywy postępowania przejaskrawionej momentami Violetty z czasem dostaną solidną psychologiczną podbudowę. Zresztą o wiarygodność bohaterek możecie być spokojni, powieściopisarka stworzyła bohaterki z krwi i kości, które na dłużej zostaną w naszej świadomości.
Poniemieckość odnotowana
Pisarka pozwala nam na bliższe poznanie swoich bohaterek. Możemy z nimi być naprawdę blisko dramatów, które cienką linią oddzielone są od tragedii. Rzeczy straszne i potworne bywają rozminowywane prześmiewczymi wstawkami. Makabra bierze pod rękę groteskę, jak w scenie śmierci chłopaka ze złotym zębem. Staram się niewiele zdradzać ze scen powieści, bo każda większa dostaje swój początek, rozwinięcie i wielki finał. Tu skierowałbym chętnie państwa uwagę na świetną konstrukcję, która nie sypie się Joannie Bator aż do końca.
Choć akurat pod koniec tempo nieco przyspiesza, a to już prowadzi (w kilku dosłownie aspektach) do niepotrzebnych skrótowości czy szczęśliwych zbiegów okoliczności. Joanna Bator dokłada jeszcze opis tła historycznego Dolnego Śląska. Jego poniemieckość wybrzmiewa wyraźnie w powieści. Temat w polskiej literaturze nieprzepracowany, tutaj doczekuje się szerszego kontekstu i ubrania w formę powieściową. A więc wartość poznawcza dodana. „Gorzko, gorzko” jest powieścią jakiej można było oczekiwać od tak dobrej pisarki jak Joanna Bator, która po serii średnich i złych książek ponownie sięgnęła po swój talent.
Warto ją przeczytać również dla wspaniałych zdań takich jak to: „Szajse szajse, ten szajs poniemiecki, sarkała zła, rozgorączkowana Bunia, ale gdy którejś deszczowej jesieni wymieniali ebonit na plastik, Oni, ci z administracji, jak szeptała, sylabizując słowo ad-mi-nis-tra-cja, kojarzące jej się z władzą, urzędem, a więc samym złem i zagrożeniem, też nie była zadowolona”.
Joanna Bator „Gorzko, gorzko”, Wydawnictwo Znak 2020.
Jarosław Szczęsny – entuzjasta muzyki oraz literatury albo na odwrót. Pisze również na Nowamuzyka.pl.
Przeczytaj: Lana Del Rey – Chemtrails Over the Country Club
Przeczytaj: Pisać czy nie pisać? Oto jest pytanie!
Przeczytaj: Książki o muzyce, które trzeba przeczytać!