Z czym kojarzy nam się Grecja? Zapewne z wakacyjnymi wyjazdami, starożytnymi ruinami, nieco bardziej biegłym w popkulturze zapewne przyjdą na myśl produkcje filmowe o wojnie trojańskiej czy Aleksandrze Wielkim. Tym jednak, którzy pamiętaj co nieco z lekcji języka polskiego Grecja powinna kojarzyć się również z tragedią grecką – a więc teatrem. Dziedzictwo Antyku – teatr w Konstantynopolu.
Trudno więc oczekiwać, by o swoich muzach zapomnieli sami Grecy, którzy na przestrzeni tysięcy lat zachowali swoją tożsamość i wielowiekowe dziedzictwo kulturowe. Nie inaczej było również w wiekach średnich, gdy po upadku zachodniego Cesarstwa Rzymskiego ostało się jeszcze jedno Cesarstwo Rzymskie – na Wschodzie. W Konstantynopolu pielęgnowano to grecko-rzymskie dziedzictwo, które ulegając w ciągu kilkuset lat całkowitej hellenizacji, zachowało jednak poczucie rzymskości do tego stopnia, że niepodległość współczesnej Grecji zastała XIX-wiecznych Greków wciąż nazywających samych siebie ΄Ρωμαίωι, Romaiōi – Rzymianami.
Co na afiszu? Charakter teatru bizantyńskiego
W tej mieszance dwóch wielkich cywilizacji antyku (i wielu pomniejszych kultur) nie mogło zabraknąć miejsca również dla teatru. Choć schrystianizowane społeczeństwo rzymskiego imperium inaczej postrzegało świat, niż ich helleńscy przodkowie sprzed wieków, to jednak wciąż chcieli oglądać aktorów na teatralnych scenach. Czasem były to spektakle towarzyszące zawodom sportowym na hipodromie (a o tym co się działo na stołecznym hipodromie można by wiele napisać w odrębnych tekstach), czasem jako osobne wydarzenie w dedykowanym dla tej muzy budynku. Czego oczekiwano od aktorów? Bizantyńczycy, czy też jak kto woli Rzymianie lub Romajowie chcieli czystej rozrywki stąd też prym wiodły lekkie komedie, występy akrobatyczne i pantomimy.
Mimo nowej religii Cesarstwa w teatrze uchowało się wiele z dawnych obyczajów i wierzeń. W przedstawieniach nie stroniono od odwołań do mitologii, pozwalano sobie na wiele wulgarności czy też erotyzmu. Nic więc dziwnego, że widzom takich przedstawień stołeczny patriarcha św. Jan Chryzostom miał odmawiać udzielania Komunii Świętej, wzywając jednocześnie do towarzyskiego bojkotu takich ludzi oraz informowania kapłanów o tego typu występkach swoich wiernych. W początkowych dekadach Cesarstwa, aż do panowania Justyniana Wielkiego w połowie VI wieku pozwalano sobie na otwarte drwiny z chrześcijańskich praktyk, których dopiero tenże cesarz oficjalnie zakazał. Jednak wprowadzony zakaz nigdy w pełni nie zapobiegł powstawaniu podobnych dzieł, o czym świadczy powstała już w ostatnich wiekach bizantyńskiej państwowości (a więc w czasie, gdy chrześcijaństwo panowało niewątpliwie i niepodzielnie) „Liturgia bezbrodego” (lub inaczej „Msza bezbrodego”). Dzieło niewątpliwie bluźniercze i parodiujące liturgię wschodniego obrządku pozostało jednak na zawsze anonimowe, co może świadczyć, że autor miał świadomość, że za złożenie podpisu pod tym „dziełem” przyjdzie mu jednak słono zapłacić. Tytułem wyjaśnienia należy wspomnieć, że broda była atrybutem każdego szanującego się obywatela Nowego Rzymu – tymi, którzy brody zdecydowanie mieć nie mogli, prócz kobiet i dzieci, byli eunuchowie, stąd też dorosłych mężczyzn nienoszących zarostu prześmiewczo do eunuchów przyrównywano.
Pogańska sztuka w chrześcijańskim społeczeństwie
Niemoralność znaczącej części spektakli była w społeczeństwie powodem do niskiego kategoryzowania aktorów w hierarchii społecznej. Zwłaszcza kobiety parające się tą profesją uznawane były za wyjątkowo niemoralne, co łatwo tłumaczyć nasyceniem teatru erotyzmem. Pewną pomoc aktorkom przyniosły prawa ustanawiane przez wspomnianego wcześniej Justyniana, co oczywiście nie było pozbawione istotnej przyczyny. Justynian bowiem zdecydował się poślubić pewną aktorkę, imieniem Teodora, chcąc zaś doprowadzić swój zamiar do końca musiał usunąć sobie kilka kłód spod nóg, dlatego też uchylił zakaz poślubiania przez aktorki obywateli wyższego stanu, takich jak patrycjusze czy wyżsi oficerowie (a także, rzecz jasna, cesarze). Trzeba jednak pamiętać, że niska pozycja społeczna i niemoralne prowadzenie się przypisane niejako „z urzędu” nie sprawiało, że aktorzy byli objęci społeczna zmową milczenia. Teatr był popularny, więc i wielu aktorów popularność zdobywało.
Należy również pamiętać, że teatr nie był potępiony przez Kościół jako taki, lecz ze względu na niemoralny charakter prezentowanych w nim treści. Sam Kościół nie stronił od inscenizacji o tematyce religijnej, nawet w trakcie sprawowanych w świątyniach liturgii, podczas których znalazło się miejsce chociażby dla scenki przedstawiającej wskrzeszenie Łazarza. Znanym po dziś dzień przedstawieniem stricte teatralnym jest bizantyński dramat autorstwa św. Grzegorza z Nazjanzu „Χριστὸς Πάσχων” – „Chrystus cierpiący”. Jest to sceniczne przedstawienie wydarzeń związanych z Męką Pańską.
Konstantynopolitańscy imperatorowie starali się sukcesywnie ograniczyć działalność teatru, z jednej strony zakazując wystawiania sztuk w niedziele, ostatni tydzień Wielkiego Postu, Boże Narodzenie, Wielkanoc, Epifanię oraz Pięćdziesiątnice. Zakazywano również udziału w przedstawieniach teatralnych duchownym, a także usiłowano ograniczyć udział urzędników. O niskiej skuteczności tych zakazów świadczy jednak fakt, że w przyszłości musiano je ponawiać. Z drugiej jednak strony nie oznacza to, że wschodniorzymscy cesarze byli zawziętymi wrogami teatru, rozumieli jego rolę i popularność, dlatego nie stronili od finansowania tychże widowisk, a dbałością o tę dziedzinę sztuki zajmował się specjalny urzędnik.
Konflikt starego z nowym?
Myliłby się jednak ten, kto chciałby przedstawiać bizantyński teatr jako konflikt dwóch światów – pogańskiego i chrześcijańskiego. Krytycznego stosunku do teatru nie brakło również wśród autorów pogańskich, których w pierwszych wiekach Cesarstwa nie brakowało (trzeba pamiętać, że reaktywowana pod koniec IV wieku po Chrystusie Akademia Platońska przetrwała aż do czasów Justyniana, kiedy to ostatecznie została zlikwidowana). O ile chrześcijanie atakowali teatr za jego niemoralność, tak autorzy pogańscy poddawali krytyce widowiska teatralne za ich prostactwo. Uznawano, że sztuki wystawiane są dla ludzi o niezbyt wybrednych gustach szukających niskiej, niewymagającej rozrywki.
Uważny czytelnik z pewnością zechce spytać, co ze sztukami antycznymi w średniowiecznym teatrze? Owszem, występowały, należy jednak je uznać za margines całego zjawiska. Sofokles, Eurypides czy Arystofanes to bez wątpienia postacie znane ówczesnym Bizantyńczykom, jednakże sztuki autorów rodem ze starożytnej Hellady grywano rzadko i w dodatku na ogół na deskach teatralnych wystawiano ich fragmenty. Częściej były spotykane w szkolnych ławach, gdzie zajmowały poczesne miejsce w procesie edukacji młodzieży.
Niezgodność gustu prostego widza teatralnego z aksjologią chrześcijańskiego imperium doprowadziła do stopniowej erozji widowisk teatralnych. Już w początkach Cesarstwa Wschodniego, bo w VI wieku, liczba stołecznych teatrów maleje do zera (a przynajmniej milczą o nich źródła). Czy oznacza to, że w Konstantynopolu wyeliminowano całkowicie teatr? Nic bardziej mylnego! Istniał i miał się dobrze, zmienił jedynie swoją formę i miejsce. Teatralne lub quasi-teatralne widowiska odbywały się nieomal wszędzie: na miejskich ulicach, w hipodromie, a wreszcie – w cesarskim pałacu.
Sebastian Bachmura – publicysta, absolwent prawa związany z działalnością sektora pozarządowego. Redaktor naczelny kwartalnika “Myśl Suwerenna“, wśród zainteresowań m.in. nauki polityczne, historyczno-prawne, historia.
Przeczytaj: Wolfgang Amadeusz Mozart – krótkie życie geniusza
Przeczytaj: Nowe technologie w instytucjach kultury – o fablabach i mejkerach słów kilka
Przeczytaj: Alina Szapocznikow – zostawić w materii ślad