Brutalizm, brak wyszczególnionych postaci czy wskazówek scenicznych to cechy charakterystyczne tej sztuki. Ogrom tak wielkich emocji sprawia, że dzieło ogląda się z zapartym tchem. Główna bohaterka w wysokim stadium depresji odkrywa przed publicznością najciemniejsze zakamarki swojej duszy. Psychosis 4.48 – najmocniejsza sztuka teatralna ostatnich lat?
Historyczny zarys
Dramat Sarah Kane. Zarówno w życiu, jak i na deskach teatru. 20 lutego 1999 r. powiesiła się w łazience londyńskiego King’s College Hospital. I tak jak tragiczna była jej śmierć, tak podobnie przedstawiały się lata jej życia. Autorka przez większość swojego życia chorowała na psychozę maniakalno-depresyjną. Dzięki temu, główną bohaterkę “Psychozy 4.48” możemy z nią utożsamiać. Sztuka to idealny przykład zobrazowania tzw. nowego brutalizmu. Sama Sarah Kane to jedna z jego przedstawicielek. Jest to ekstremalny nurt pojawiający się w dramaturgii. Charakteryzuje się łamaniem na scenie wszelkich granic, przełamywaniem tabu. Cel to zszokowanie widzów. A jakich środków się do tego używa? Najczęściej jest to agresja, seks czy morderstwa. Wracając do tytułowej sztuki – jest ona szóstym, a zarazem ostatnim wytworem twórczości artystki.
Jej wcześniejsze tytuły to m.in. ,,Zbombardowani”, ,,Oczyszczeni” czy ,,Łaknąć”. W każdym poruszała podobne tematy: śmierć, choroby psychiczne czy cierpienie. Warto zwrócić uwagę na to, że Sarah Kane pisząc swoje ostatnie działo miała zaledwie 28 lat. Jednak sztukę pierwszy raz wystawiono dopiero po jej śmierci, w dwutysięcznym roku, na deskach Royal Court Theatre. Co do tajemniczego tytułu dzieła, a właściwie godziny w nim zawartej, wywodzi się on od momentu, w którym pisarka często budziła się w stanie depresji.
Mnogość interpretacji
Akcja rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym. Chociaż tak naprawdę drugą osią jest umysł głównej bohaterki i to, co rozgrywa się właśnie tam. Tekst, który jest wypowiadany osobę dotkniętą głęboką depresją nie jest logiczny czy przyczynowo – skutkowy. Cechuje go za to chaotyczność, która ma zobrazować to, co przeżywają chorzy. Spektakl to niejako wejście w desperację wymęczonego umysłu. Słowa pisane są w przeróżnych konfiguracjach czy ustawieniu. Jedna z najczęstszych interpretacji to ta mówiąca o swoistym testamencie Sary Kane zawartym w tej sztuce, o heroicznej walce o życie, którą toczy bohaterka. Co charakterystyczne i powtarzalne, w kilku monologach pojawia się test, tzw. seria siódemek, który polega na odliczaniu od stu w dół poprzez odejmowanie cyfry siedem.
W leczeniu psychiatrycznym stosuje się go w przypadkach osób z zaburzeniami koncentracji czy pamięci. Jest to właściwie jeden z niewielu przewidywalnych zabiegów zawartych w tym dziele, które na każdym kroku zaskakuje, wzbudza wielkie emocje i burzy ułożoną rzeczywistość. Wielu doszukuje się tam odniesień do współczesnego nam świata i pandemicznych wydarzeń. W ostatnim czasie coraz więcej osób mierzy się z depresją, nerwowymi załamaniami czy lękiem przed śmiercią. Wirus zdecydowanie się do tego przyczynił. To właśnie teraz świat szczególnie pogrążył się w smutku i wyobcowaniu, których nie brakuje w ,,Psychosis 4.48”. Sztuka stanowi również o indywidualności. O potrzebie wysłuchania, kiedy nie wpisujesz się w schematy różnie postrzeganej normalności. I choć główna bohaterka popełnia samobójstwo, to spektakl jest również o sile tej kobiety, która po prostu tęskniła za zrozumieniem jej przez świat. Tylko tyle i aż tyle…
Na deskach teatru – Psychosis 4.48
Pomijając przedstawienia za granicą Polski, które miały miejsce w Paryżu czy Londynie to pierwsze spotkanie aktorów na polskiej scenie miało miejsce w Poznaniu, na deskach Teatru Polskiego, dwa tygodnie później ,,Psychosis 4.48” miała kolejną premierę, tym razem w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Działo się to lutym 2002 roku. Wtedy w głównych rolach wystąpiły dwie utalentowane aktorki: Magdalena Cielecka i Katarzyna Herman. Później wiele lat nie grano tego arcydzieła. Zmieniło się to dopiero w tym roku, kiedy to w czerwcu poznański teatr znowu sięgnął po ten scenariusz. Po bilety ruszyły tłumy, a sztuka wystawiana była kilka razy w tygodniu. Każdy wychodził stamtąd z wieloma przemyśleniami, własnymi interpretacjami tekstów, zachowań czy najmniejszych gestów.
Pozostaje tylko czekanie
Choć wrzesień był jak na razie ostatnim miesiącem, kiedy można było wybrać się do Teatru Polskiego, aby zobaczyć na własne oczy ten swoisty testament Sary Kane, to zdecydowanie warto czekać na powrót spektaklu. Warto pamiętać o przeznaczeniu wiekowym, minimum to szesnaście lat. Jednak jest to mocno indywidualna sprawa, ponieważ spektakl jest naprawdę “mocny”. Nie brakuje w nim ostrych świateł, krzyku, nadmiaru emocji narastających z każdą minutą. Ale czy warto? Odpowiedź na to pytanie jest jedna: zdecydowanie! Choćby po to, żeby zobaczyć coś ‘innego’, bo takie działa jak ,,Psychosis 4.48” Sary Kane nie zdarzają się zbyt często.
Relacja: Natalia Rogowska – studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej w Poznaniu, pasjonatka literatury, polityki i spraw społecznych. Działa również w studenckim radiu Meteor.
Przeczytaj: (Nie)miłość do teatru
Przeczytaj: Magdalena Abakanowicz – w kontakcie z pierwotną naturą
Przeczytaj: Spektakl “Poper” w Galerii Młociny
Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <