Jest Rok Pański 1518. Andreas Maler, wciąż młody, ale w nietypowym wieku dla czeladnika, odbywa swoją praktykę w klasztorze Kiersau, w alpejskim miasteczku Tassing. Zarówno Andreas, jako ilustrator, jak i samo Tassing stoją na przełomowym kamieniu milowym historii – przejścia średniowiecza we wczesny renesans. Mnisi ilustratorzy, tacy z którymi Andreas współpracuje w Kiersau zaczynają tracić na znaczeniu, druk nieuchronnie wzrasta w siłę. W obliczu wzrastającej alfabetyzacji i świadomości Święte Cesarstwo Rzymskie, jak i cała Europa zadają sobie wiele znaków zapytania. Tezy Marcina Lutra dla wielu wydają się odpowiedzią. Tymczasem Tassing ma własne zmartwienia i problemy, które nie mają nic wspólnego ze światem Wielkich Ludzi i polityki… W klasztorze zostaje zamordowany bogaty i kontrowersyjny baron, a podejrzenie pada na starego mnicha, mentora Andreasa. Nie wierząc w jego winę i mając zaledwie parę dni na rozwikłanie zagadki, Andreas podejmuje się wskazania właściwego podejrzanego.
Tak prezentuje się start gry Pentiment, czyli bardziej swojsko brzmiącej Pokuty. Zostajemy tym samym wrzuceni w świat całkiem nietypowy dla gier komputerowych – bo historyczny, realny i raczej mało popularny dla graczy. Wczesne dni renesansu i to nieumieszczone we Włoszech, to temat, który jest bardzo niszowy, a sam opis może trącić encyklopedią. To wrażenie jest jednak wyjątkowo niesłuszne, a twórcy wręcz stanęli na głowie, aby aura nie odstraszyła osób kompletnie niezaznajomionych z historią. Przy okazji jednak zadali sobie sporo trudu, aby Pentiment jak najbardziej pasowała do swojego settingu i była jak najbardziej wierna historycznie. Jak można znaleźć taki złoty środek? O tym poniżej.
Mariaż Umberto Eco z Borgesem
Skoro zaczęliśmy od fabuły, to podążymy dalej tym tropem – wcielamy się w buty Andreasa Malera. Kim jest Andreas? Jest czeladnikiem w Kiersau i to w zasadzie wszystko, co mamy na jego temat dostępne od ręki. Za pomocą pierwszych paru konwersacji pokierujemy przeszłością młodego Malera, a dzięki temu ustalimy przyszłość i to jakie informacje będziemy mogli wyciskać z historii, oraz… wciskać ludziom. Wybieramy bowiem także jego zainteresowania oraz cechy charakteru, co bezpośrednie wpływa na to, o czym możemy z rozmawiać z innymi postaciami i jakie mogą być nasze możliwe reakcje.
Pentiment jest bowiem mocno tekstową przygodówką, której sens opiera się właśnie na dialogach. Warto podzielić się drobną ciekawostką związaną z nimi – na początku gry wybieramy, czy chcemy korzystać z czcionki stylizowanej, czy czytelniejszej, zwyczajnej. W grze bowiem tak powiązanej z drukiem, twórcy zadbali o to, abyśmy poczuli powiew epoki – postacie w zależności od swojego zajęcia i klasy, mają różny styl “pisania”. Chłop “pisze” swoje dialogi inaczej, niż wykształcony panicz z uniwersytetu. Co ciekawe, gra parokrotnie demonstruje nam zmianę poglądów Andreasa na temat rozmówcy – zmieniając jego czcionkę w trakcie konwersacji.
Poruszając się po dwuwymiarowym Tassing i Kiersau (istnieje możliwość grania zarówno myszką, klawiaturą, jak i obiema naraz) poznajemy nie tylko Andreasa, ale także gigantyczną obsadę tego historycznego dramatu. Miasteczko jest bowiem tętniące życiem i wokół nas rozgrywają się indywidualne historie. Jak na małą miejscowość przystało każdy jest ze sobą mocno powiązany, ludzie uwielbiają też proste ploteczki, a społeczni wyrzutkowie są widoczni na pierwszy rzut oka. W śledztwie Andreasowi przyjdzie kompletnie zagłębić się w ten świat i wyjść (jeżeli tak poprowadzimy jego historię) jako zmieniony człowiek. Tutaj trzeba przyznać duży punkt Pentiment, bowiem mieszkańcy są bardzo realni i wielowymiarowi. Do wielu można poczuć programową sympatię, niektórych można programowo znienawidzić, innych gra pozostawia kompletnie naszym odczuciom. Rozmowy są zawsze ciekawe, nierzadko potrafią kompletnie postawić nasze przemyślenia na głowie – i o ile rozgrywka jest dość statyczna, bo składa się z chodzenia po krajobrazie, który staje się wkrótce bardzo znajomy, w poszukiwaniu ludzi, którzy zwykle są w tych samych miejscach o tym samym czasie, to dialogi potrafią wciągnąć równie mocno jak solidna powieść.
Skoro o powieściach mowa – przez morderstwo w klasztorze nie da się uciec porównaniom do Imienia róży Umberto Eco, zresztą twórcy nie ukrywają, że początkowy punkt fabuły jest wyraźnie zainspirowany tym dziełem i umieścili w grze mrugnięcia okiem odnośnie tego faktu. Do garści książkowych inspiracji dorzuciłbym też Jorge Luisa Borgesa – Pentiment podobnie jak argentyński pisarz lubi pisać o pisaniu, toczyć rozważania o książkach wewnątrz historii, która wcale o książkach nie jest. Cała ta fabuła, której ważnym punktem jest klasztor i odchodzenie piśmiennych mnichów do lamusa na rzecz druku brzmi jak istny borgesowski sen. Na tym książkowe inspiracje się nie kończą – do tego stopnia, że gra jako jedna z nielicznych może się pochwalić na koniec… bibliografią. Zniechęconych jednak uspokajam – to zupełnie inna bestia, niż Imię róży, a perspektywa jest znacznie szersza. Myślę zresztą, że nie będzie spoilerem, kiedy wspomnę, iż historia Pentiment nie zamyka się w kilku dniach, ani nawet kilku latach i dotyka miejscami tematów istnie psychologicznych.
Wyjątkowe piękno wczesnego Renesansu
Warto w tym miejscu poświęcić trochę czasu na temat oprawy w jakiej przyjdzie nam spędzić dobre kilka godzin rozgrywki. Pentiment jest bowiem grą piękną nietypowo. Styl graficzny jest wyjątkowy i przyciągający wzrok, ewidentnie inspirowany ilustracjami i malarstwem z epoki, którą usiłuje odgrywać – a żeby tę iluzję podbudować, wykorzystuje gamę metod. Nasze menu znajduje się w fizycznej książce na której przerzucamy strony. Kiedy trafiamy na słowo podkreślone na czerwono możemy je kliknąć – wówczas gra pokaże nam postać, albo encyklopedyczny opis klikniętego zagadnienia – ale opis znajduje się na marginesie “książki”, którą jest nasza rozgrywka. Ryciny, druki i drzeworyty w książce są odwzorowane z niezwykłym pietyzmem, grunt to powiedzieć, że same czcionki wyglądają jak małe dzieła sztuki.
Jest jednak ta łyżka dziegciu w tym całym miodzie, że uroda tej gry jest wyjątkowo nietypowa, a przez to spodoba się nielicznym. Spójrzmy prawdzie w oczy, to gra z 2022, gdzie świętuje się zupełnie inne standardy graficzne. Wielbicieli fotorealistycznej grafiki raczej nie przekona. Z drugiej strony jednak powstaje pytanie, dlaczego taka osoba miałaby po Pentiment w ogóle sięgnąć. Gra jest usadowiona w swojej niszy i myślę, że grafika pięknie podkreśla odbiorców do jakich jest skierowana – dla mnie bowiem, fascynata sztuki i historii, oglądanie tej gry było czystą przyjemnością.
W parze z grafiką idzie muzyka – skomponowana i wykonana w znacznej większości (za wyjątkiem jednego utworu, finalnego Ein Traum wokalistki Lingua Ingota, który w tym miejscu chciałbym gorąco polecić) przez amerykańską grupę Alkemie jest absolutnym kultem epoki, ale nie bombastycznym. Składająca się głównie z małych epizodycznych wstawek, mających podkreślić jakąś scenę, nie towarzyszy nam ona bez przerwy i częściej będziemy słuchali dźwięków życia Tassing. Kiedy już jednak wparowuje na scenę, to robi to w taki sposób, że kompletnie ją uszlachetnia i upiększa w naturalny sposób. Dopiero przy słuchaniu soundtracku w wolnym czasie zdałem sobie sprawę za jak wiele emocji jest odpowiedzialny jakiś drobny motyw wrzucony do sceny, którą pamiętałem tak wyraźnie.
Święte Cesarstwo Rzymskie po polsku
Nasza polska lokalizacja tej gry zasługuje na osobny akapit, a nawet i podtytuł. Zasięgnąłem języka na forach internetowych i wygląda na to, że nasze spolszczenie wraz z oryginalną angielską wersją językową królują pod względem szczegółowości i jakości przekładu. Dużo jest narzekań zwłaszcza na niemiecką wersję – co trąci ironią, biorąc pod uwagę tematykę i miejsce akcji gry. Z mojej perspektywy, czyli całej rozgrywki przegranej od początku do końca w naszej rodzimej mowie – jestem pod wrażeniem. Natknąłem się na jeden jedyny błąd – w jednej kwestii słowo “Bóg” nie zostało przetłumaczone z angielskiego – ale poza tym czuć, że polska wersja Pokuty jest dziełem miłości, a nie rozsądku. Nie jest to gra łatwa do przetłumaczenia – pod względem historycznych odniesień i pewnych haseł w “encyklopedii” trzeba wykazać się sporą wiedzą, a przy tym elastycznością, aby pewne dialogi i hasła nie zabrzmiały dezorientująco. Tłumacze stanęli jednak niesamowicie na wysokości zadania, co przy tak bogatej tekstowo grze jest niczym innym jak tylko komplementem. Dzięki temu klimat był dla mnie jeszcze bardziej namacalny.
Skoro mówimy o klimacie, to należy dołączyć tutaj pewne swoje wrażenia. Jak to określiłem na początku, rozgrywka jest dość statyczna. Jeżeli odpowiednio długo i dostatecznie uważnie będziecie wściubiać nos w każde drzewko dialogowe, w każdy zakątek, rozgrywka zacznie być żmudna. Wszak cała gra opiera się właśnie na tym, na chodzeniu i rozmawianiu. Ja odczułem zmęczenie dopiero w finalnym akcie, ale ani na chwilę nie straciłem z oczu tego, czym Pentiment emanuje wyjątkowo mocno – chęcią doprowadzenia tej historii do końca. Tassing wciąga i nie wypuszcza i godziny spędzone w miasteczku i klasztorze mijają wyjątkowo szybko. Zawsze jest kolejna rzecz do załatwienia, kolejna osoba do odwiedzenia, kolejna scena do zobaczenia. Bardzo szybko budujemy też swojego Andreasa – ważnym punktem gry jest element odgrywania roli, wcielenia się w nią. Wyjątkowo łatwo przychodziło mi myślenie jak fikcyjny artysta żyjący w Tassing i dało się zapomnieć, że to przecież ciągle chodzenie po tych samych ścieżkach, do tych samych ludzi, z tym samym celem – pełen byłem moralnych konfliktów i wyborów mojego bohatera. Dlatego bardzo zachęcam zanurkować w grę w ciemno i dokonywać własnych. W ponownej rozgrywce sporo tego czaru jest stracone. Pentiment pod wieloma względami przypomina niezłą książkę i dzieli z nią tę przywarę, że to historia w dużej mierze zamknięta, bardzo trudna do zrekonstuowania po raz drugi.
Ein Traum
Po tych wszystkich peanach i okazach miłości musiałbym być bardzo srogo zdzielony buzdyganem, czy innym cepem bojowym, aby tej gry nie polecać. Pentiment uderzyło mnie srogo, mocniej niż wymienione średniowieczne bronie obuchowe, jako gra o której zawsze marzyłem, nie wiedząc nawet, że o niej marzyłem. Josh Sawyer, reżyser gry, absolutnie przekroczył granice wyobraźni, aby podarować graczom taką grę, z taką fabułą i takim pomysłem. Jest to zresztą bardzo często powtarzany argument w recenzjach internetowych – to twór, który wprost bije inwencją i pasją. I jak to często bywa z rzeczami spłodzonymi z pasji, nie jest dla każdego. Wielu pomysł historycznej noweli multimedialnej może zniechęcić na całym starcie, inni po prostu w grach nie lubią tak dużo czytać. Wymieniłem też parę rzeczy, które mogą być postrzegane jako męczące, więc nie jest tak, że uniwersalnie przypadnie Wam do gustu.
Natomiast myślę, że mogę pokusić się o teorię, że jeżeli kochasz historię i sztukę, albo obie te rzeczy naraz – trudno się w Pentiment nie zakochać. I można kręcić nosem na drobnostki, ale fakt jest faktem, że to doświadczenie absolutnie unikatowe – nie znam drugiego takiego doświadczenia i pewnie długo jeszcze nie poznam. Znam sporo gier nazywanych symulatorami chodzenia, niewątpliwie przez wielu ta gra mogłaby być określana jako taka. Według mnie jednak, w przeciwieństwie do tak pogardliwie nazywanych produkcji, ta ma swoje usprawiedliwienie w medium. Nie sprawdziłaby się jako książka, bo interaktywność jest piękną jej cechą. Historia Andreasa Malera z Norembergi po prostu miałaby kompletnie odmienną głębię, gdyby był, nawet najbardziej psychologiczną postacią z kart powieści historycznej. Z tego względu uznaję tę grę jako jeden z największych sukcesów growego storytellingu ostatnich lat. Warto dać jej szansę chociażby na tej podstawie. Jest to nisza, ale wykopana z tak wielką gracją i elegancją, że po wejściu zachwyca nie zaściankowością, a nastrojem i ogromem miłości wpakowanym we wnętrze. Warto tego doświadczyć, tym cechuje się każde prawdziwe dzieło sztuki.
Recenzja: Tomasz Droszkowski
Zdjęcia: Tomasz Droszkowski
Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze
Check out our other articles in english i українська!
Przeczytaj również: „Belladonna” Adalyn Grace – recenzja serii
Przeczytaj również: Upadek Númenoru – tolkienowska opowieść o zatopionym królestwie
Przeczytaj również: “Gruby” – recenzja książki. Chuda opowieść o grubych problemach
Przeczytaj również: Randka Undergroundowa: Nowe spojrzenie na przestrzeń kulturalną Białegostoku
Przeczytaj również: Nowe oblicze slashera – gatunkowa dekonstrukcja i społeczne zaangażowanie
Przeczytaj również: Kos – recenzja. To nie jest film o Kościuszce