Powieść Jarosława Grzędowicza Pan Lodowego Ogrodu wpadła w moje dłonie przypadkiem. Krążąc po dziale fantastyki w skromnej miejskiej bibliotece, szukałem remedium na pustkę, którą pozostawił po sobie Wiedźmin. Nie spodziewałem się, że cztery tomy historii Vuko pozostawią po sobie o wiele trudniejszą do zaleczenia ranę.
Trudno jest podać definicję domu, z którą każdy będzie zgodny. Niektórzy przez całe życie pozostają w swoim rodzinnym mieście, czując się komfortowo w znajomym środowisku. Inni spędzają długie lata w poszukiwaniu właściwego miejsca dla siebie. Zdarza się, że nie jesteśmy w stanie takowego znaleźć, dlatego zostajemy skazani na tułaczkę po świecie, uciekając przed więzieniem, jakim wydaje się cały świat. Dom w ujęciu Jarosława Grzędowicza zdaje się być na wyciągnięcie ręki — znajduje się on irytująco blisko, lecz jest niemożliwy do pochwycenia.
Pana Lodowego Ogrodu – zapowiedź książki przygotowana przez Fabrykę Słów
Do podobnych wniosków już na początku swojej podróży doprowadza nas Vuko Drakkainen, główny bohater oraz jeden z narratorów tej historii, znany na planecie Midgaard jako Ulf Nitj’sefni (Nocny Wędrowiec), na Ziemi zaś jako pozbawiony ojczyzny żołnierz pochodzenia chorwacko-polsko-fińskiego. Vuko otwarcie krytykował ziemski styl życia, niemal całkowicie regulowany i nadzorowany, jeszcze zanim postawił pierwsze kroki na nowej, obcej planecie. Midgaard dla niego bardzo szybko stał się domem, jakiego przez długi czas szukał na Ziemi. Było to miejsce, w którym był kowalem własnego losu bez jakichkolwiek kompromisów. Całkowicie oderwany od krępującej go ziemskiej biurokracji, Drakkainen jest zdany na siebie. Z jasno określonym zadaniem do wypełnienia, wyposażony jedynie w technologię, która nie wzbudzałaby podejrzeń natywnych cywilizacji Midgaardu, Nocny Wędrowiec rozpoczyna podróż by, poszukując zaginionych na planecie naukowców oraz odnaleźć wolność, której desperacko poszukiwał przez całe życie. Śledząc losy Vuko, czytelnik jest świadkiem całkowitej przemiany jego poglądów. Midgaard, obcy i nieprzyjazny, staje się dla Ulfa nowym, a w zasadzie pierwszym, domem. Bohater poznaje zwyczaje napotykanych ludów i zakochuje się w prostocie życia na Wybrzeżu Żagli, doceniając szczerość i lojalność jego mieszkańców, angażując się w pełni w wydarzenia oraz intrygi ludów nowego świata. Nawiązują się przyjaźnie i romanse, sam Nocny Wędrowiec zaś buduje swoją legendę jako nieustraszony szermierz i czarownik. Nitj’sefni staje się faktycznym bohaterem powieści, Vuko Drakkainen natomiast zostaje jedynie odległym wspomnieniem.
W wyniku swojej wędrówki Ulf traci udogodnienia, jakie oferował wszczepiony w jego organizm implant (którego fizyczną reprezentacją staje się postać znana jako Cyfral). To zmusza go, by faktycznie nauczyć się stosowanych przez mieszkańców Midgaardu języków oraz funkcjonować, w dużej mierze jako jeden z nich. Ten moment uznać można za swego rodzaju śmierć Vuko, którego zastępuje Nitj’sefni, pełnoprawny Midgaardczyk z Wybrzeża Żagli. W tym momencie Ulf doświadcza również faktycznej wolności, tracąc ostatnie artefakty, jakie łączyły go z Ziemią. Przestaje postrzegać się jako wypełniający misję żołnierz, gdy dostrzega ogrom zniszczenia, jakie pozostawiają po sobie poszukiwani przez niego naukowcy. Jego priorytetem staje się powstrzymanie ich, co kontrastuje z oryginalnym planem ewakuacji. Motywacja Ulfa jest o wiele bardziej osobista — bohater porzuca swe rozkazy i chwiejną lojalność względem Ziemi i w pełni akceptuje swą nową, przybraną tożsamość, oraz swą nowo odnalezioną ojczyznę. Jednak mimo podjętych wyborów oraz świadomej decyzji zlekceważenia rozkazów i pozostania na powierzchni Midgaardu, Ulf staje się ofiarą tej samej biurokracji, od której jego nowy dom miał go uwolnić. Zostaje on uprowadzony na oczach towarzyszy i siłą sprowadzony na Ziemię, gdzie całkowicie zmienia tożsamość a resztę swych dni spędza w ukryciu, unikając tych samych mechanizmów, które pozbawiły go domu. Nie mogąc powrócić do jedynego miejsca, w którym czuł się całkowicie sobą porzuca jakąkolwiek osobowość i skazuje się na wygnanie.
Rana, jaką pozostawił po sobie Pan Lodowego Ogrodu nigdy się nie zaleczy. Nie będę w stanie pozbyć się pustki, jaką pozostawiło po sobie brutalne zakończenie, ani nie rozwieję wątpliwości, które zasiały we mnie monologi Vuko. Nie jestem w stanie stwierdzić z całkowitą pewnością, że tęsknię za światem, który przemierzył Drakkainen. Idea Midgaardu rozbudziła we mnie tęsknotę za własnym, nienazwanym domem, leżącym tuż poza zasięgiem mojego wzroku. Tak jak Vuko, możliwe, że nigdy nie będzie mi dane osiąść w tym miejscu na stałe i będę, tak jak on, skazany na życie definiowane przez tułaczkę przez świat pozbawiony ojczyzny. Prawdopodobne jest także to, że nigdy nie znajdę własnego Midgaardu. Jest to rzeczywistość, której w głębi duszy każdy się obawia w pewnym stopniu. Każdy z nas, jak Vuko, desperacko tęskni za własnym domem. Właśnie ta świadomość i poczucie tęsknoty za światem, który jest dla mnie zupełnie obcy, sprawia, że powieść Jarosława Grzędowicza jest w moim mniemaniu lekturą bolesną, ale całkowicie konieczną.
Opinia: Miłosz Skupiński
Spodobał Ci się nasz artykuł?
Przeczytaj również: Tomasz Kozioł z najnowszym horrorem! Po tej książce nie zaśniecie!
Przeczytaj również: Krajewski na kryminalną nudę!
Przeczytaj również: Maja Lidia Kossakowska – królowa polskiej fantastyki
Przeczytaj również: Jak czytać Wiedźmina?
Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<