Są takie wieczory (szczególnie te jesienne), gdy w życiu potrzeba tylko gorącego kubka kakao i Jean-Pierre Jeuneta. Kilka tygodni temu zakradł się do mojego życia taki właśnie wieczór. Wiedziałam, że to musi być ten reżyser ze względu na swój bardzo oryginalny sposób opowiadania historii. Jednak czy po raz 36 oglądać – wybitną nomen omen – „Amelię”? Lubię te piosenki, które znam ale nawet dla mnie było to trochę za dużo. Sięgnęłam więc po obraz Jeuneta z 2009 roku – „Bazyl, człowiek z kulą głowie” i był to doskonały wybór.
Pewnego felernego dnia w nie takim odległym Paryżu, Bogu ducha winny sprzedawca w sklepie o imieniu Bazyl (Dany Boon) jest świadkiem mafijnych porachunków z bronią. Wypadający bandycie z ręki pistolet odbija się od ziemi i uderzając o podłoże wystrzeliwuje jeszcze jeden nabój. Nabój, który trafia Bazyla prosto w głowę i…jakimś cudem nie zabija go. Ale! Ten niezwykły zbieg okoliczności zmieni całkowicie życie Bazyla – straci pracę, mieszkanie, nie będzie miał gdzie się podziać, błąkając się po paryskich placach. No i w każdym momencie kula tkwiąca w jego głowie może zakończyć jego żywot. Jego smutny los odmieni spotkanie z żyjącą na marginesie społeczeństwa ekipą przyjaciół (m.in. fantastyczny Omar Sy znany z późniejszych „Nietykalnych” czy Yolande Moreau i Dominique Pinon z wcześniej wspomnianej „Amelii”), żyjącą w katakumbach śmietniska. Bazyl zaczyna życie wśród biednych ale pomysłowych i ciepłych wyrzutków, aż pewnego dnia dowiaduje się czyjej produkcji jest kula w jego głowie. Odkrywa ciemne interesy pewnych dwóch firm nielegalnie produkujących broń, odpowiedzialnych za jego los ale także za cierpienie milionów ofiar wojen na świecie i zaczyna planować zemstę. W dorwaniu gangsterów pomogą mu nowi przyjaciele. Niech Was nie zwiedzie obraz bezbronnych, nieogarniętych bezdomnych – ta ekipa jest jak Ocean’s Eleven tylko zabawniejsza. I z mniejszymi funduszami więc jeszcze bardziej kreatywna.
Dokładnie tak jak w hollywoodzkim hicie są tu „ci źli, niemoralni, silniejsi” oraz „małe żuczki”, które teoretycznie z tymi pierwszymi nie mają żadnych szans. Powtórzmy – teoretycznie.
Nietrudno domyślić się zakończenia ale z pewnością warto ten film zobaczyć. Dla abstrakcyjno-komiksowego czarnego humoru Jean-Pierre Jeuneta, dla (znów!) żółto-zielonego filtru nałożonego na Paryż, dla kobiety-gumy, która śpi w lodówce i najdziwniejszych rekordów Guinessa. Polecam tego reżysera i jego wrażliwość – potrafi opowiadać o uczuciach obrazami codzienności, mikroklatkami, w niebanalny, daleki od przesłodzonych romantycznych amerykańskich scenariuszy sposób.
Nic Wam tak nie poprawi humoru w coraz krótsze, zimne wieczory jak dobra, francuska komedia, rozgrzewająca serduszko. „Bazyl, człowiek z kulą w głowie” jest jedną z nich.
Recenzja: Sara Mazur
Spodobała Ci się nasza recenzja filmu „Bazyl, człowiek z kulą w głowie”? Zobacz nasze inne artykuły!
Przeczytaj również: “Wielka woda” – recenzja serialu
Przeczytaj również: Ałbena Grabowska – pani doktor i pisarka
Przeczytaj również: „Taneczne shorty” – relacja z pokazu filmów krótkometrażowych
Przeczytaj również: „The Spanish Love Deception” – miłość w hiszpańskim rytmie
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej