W „Syberyjskim śnie” Zofia Piłasiewicz zaprasza czytelnika nie tylko w głąb Azji, ale też w głąb własnego człowieczeństwa. Trudy wędrówki stają się dla niej jedynie pretekstem do snucia opowieści o tym, co było, jest i będzie – tak różnym, a jednocześnie zawsze zwróconym ku wspólnemu źródłu. Czy właśnie tam, w przestrzeni poza czasem i poza drogami, będzie w stanie odnaleźć to ostatnie?
„Podobno podróż przeżywa się trzy razy. Pierwszy raz, kiedy siedzisz nad mapą, wyobrażasz sobie przestrzenie i miejsca, które chcesz odwiedzić. Drugi raz, gdy rzeczywiście jesteś w podróży, przeżywasz i doświadczasz świata. I trzeci raz, kiedy porządkujesz zdjęcia, notatki, przygotowujesz prezentację, piszesz książkę. A potem i tak wspomnienia będą do ciebie wracać – wystarczy jakiś zapach, widok, myśl czy słowo, by wywołać je z pamięci, by wróciły z równie dużą intensywnością. Podróż zostaje w nas na zawsze…”.
Zofia Piłasiewicz na Syberię wracała trzy razy – za każdym razem poznając jej nowe, nieznane dotąd oblicze. Początek podróży nie wróżył niczego dobrego – w twarze miejscowej ludności spojrzeć mogła, przyglądając się listom gończym, wywieszonym na ścianie lokalnego posterunku. Jedyny dostępny dystrybutor na korbę, na jedynej na trasie stacji benzynowej również nie napawał nadzieją. “[…] rozwalający się kibel i niedokończone ogrodzenie z siatki. Prawdziwe krańce imperium”.
Wątłej jakości pierwsze wrażenie wraz z ostrzeżeniami przed niechybną śmiercią z rąk Sojotów-Tuwińców nie powstrzymały jednak podróżnych, którzy inspirowani relacjami polskich badaczy, takich jak Feliks Kon czy Ferdynand Ossendowski, wyruszyli w drogę w nieznane. Przed nimi rozpościerała się pierwotna natura, która, nieskalana wpływem ludzkiej cywilizacji, rozdawała karty na własnych warunkach. Czekali też ludzie, wzbudzający raczej fascynację, aniżeli lęk, który próbowano im pierwotnie wpoić (może poza trudnym przypadkiem pewnego „Buriata-furiata”). Choć nie bez komplikacji, podróż rozpoczęła się na dobre.
“Odległość sprzęga się z ciałem, a przestrzeń nabiera innego wymiaru i sensu […]. Tutaj za plecami zostawiamy czas i zanurzamy się w przestrzeń całym swoim jestestwem”.
Przestrzeń ta zaś może przytłoczyć – i przytłacza. Choć powodów do zapartych dechów nie brakuje, zdarza się też, że brakuje siły, żeby dalej oddychać. Ogrom natury uczy podróżnych pokory, przyprawia o chwile słabości.
Schronienie przynoszą zimowle – niewielkie chatki powstałe z myślą o wędrownych, w których obowiązuje „święte prawo tajgi” – zasada solidarności wobec następnych gości, na których zawsze mają czekać drwa gotowe ich ogrzać, a niekiedy również coś do jedzenia. Zimowle są pięknym symbolem tamtejszej symbiozy, która kształtuje również relacje międzyludzkie. Ukojenie przynosi też śmiech, którego podróżnym nie brakuje – „Jeśli człowiek potrafi się śmiać, to jest jeszcze w stanie wiele znieść”.
Ta sama natura, która budzi zwątpienie we własne możliwości, stanowi również źródło poznania siebie. Bohaterowie tej podróży niejednokrotnie doświadczali niespotykanych dotąd odczuć jedności ze światem, które początkowo niepokoiły, przyzywając głos rozsądku, aby chwilę później skłonić do akceptacji tego, co naturalne i pierwotne. To właśnie tam, na odludziu, intuicja i zmysły biorą górę nad rozumem, który okazuje się po prostu niewystarczający.
„Rozejrzyj się dookoła. Wszystko tutaj to my. Ta góra, rzeka, step, drzewo – to również Ty! Postaraj się widzieć wszystko jako całość. I my, i ta przyroda – to jedno. Zwierzęta, rośliny skały, my – to tylko części tego samego”.
Syberia, jako destynacja, stała się dla podróżnych nie tylko okazją do spotkania z pierwotną naturą, ale również z niemal niedoświadczonymi przez znaki czasu ludami. Przez ten pryzmat mogli oni również nabrać innej perspektywy w postrzeganiu samych siebie. Jak zauważa bowiem autorka „[…] prapoczątki wszystkich kultur zawsze były związane z wierzeniami animalistycznymi i szamanizmem”.
Tuwa stała się dla nich symbolem mistycyzmu, będącego owocem szamanizmu i lamaizmu – współistniejących obok siebie. Właśnie tam, w oderwaniu od szumu cywilizacji, bez masek narzucanych przez kulturę; bez ról, do których można się przyzwyczaić; bez postaci, kreowanych na potrzeby budowania swojego „ja” dla świata, żyją świadomi, pewni, uważni ludzie, w których dostrzec można tę pierwotną, zagubioną gdzieś po drodze mądrość.
Spotkanie to spaja w jedną całość wcześniejsze doświadczenia podróżnych. Potęga Sybiru uosabia się w tamtejszych ludach, dla których stanowi ona „zewnętrzne lustro wewnętrznego świata człowieka”. To natura dostarcza prawdy o istocie człowieczeństwa, zmuszając do wyjścia poza linearne postrzeganie świata i odkrycia siebie jako elementu większej całości. „Bez natury niemożliwe jest życie i im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej”.
„Kto tu nie był, kto nie ryzykował – ten sam siebie nie sprawdził”
„Syberyjski sen – opowieść bezdrożna” to historia o ludzkich wzlotach i upadkach, o najważniejszych pytaniach i próbach uzyskania na nie odpowiedzi. Wszystko to wzbogacone o koloryt kontekstów. Dokładne opisy syberyjskiej flory i fauny, zwyczajów autochtonów, miejscowej architektury, okraszone wielkoformatowymi fotografiami, oddającymi ulotność chwil, sprawiają, że czytelnik niemal namacalnie odczuwa zapach tajgi i artyszu, nurt rwącego Jeniseju, smak żimałostu… Niekiedy zatraca się w poetyckich opisach, niekiedy zaś wraca na ziemię w obliczu kolejnych wyzwań tamtejszych realiów.
„Syberyjski sen” pozwala wyrwać się ze świata „bezmityczności”, zmienić perspektywę, dotrzeć do miejsc niedostępnych, ale też po prostu przeżyć przygodę. Być może, odwołując się do wspomnianych słów autorki, lektura ta będzie jedynie wstępem do przeżycia podróży po raz drugi i trzeci…
„Syberyjski sen – opowieść bezdrożna”, Zofia Piłasiewicz, Paśny Buriat 2021, wydanie II (rozszerzone i uzupełnione)
Recenzja: Lily
Przeczytaj: Rumunia. Pęknięte lustro Europy, w które chce się zajrzeć
Przeczytaj: Jaga Słowińska – Potrzeba dzielenia się lękiem może być uniwersalna
Przeczytaj: Remigiusz Mróz – mroźne propozycje książkowe