Ewa Mikolaszek – Kiedrzynek przez wiele lat pisała teksty do szuflady. Opowiadania, bajki, tłumaczenia poezji, artykuły na potrzeby Uniwersytetu Śląskiego, wiersze, miniatury literackie, przemyślenia… Wierszydła, tak określała swoją twórczość. W 2011r. z powodu raka piersi trafiła na onkologię do Gliwic. Było bardzo ciężko. Myślała, że umrze i osieroci, wtedy, niespełna 10 – letnią córkę Anastazję. Postanowiła jednak, że będzie żyć. Wygra z „raczyskiem – byczyskiem”. Dla córki, dla męża, ale przede wszystkim dla siebie. Efektem tych zmagań jest książka „Gdy cały dom śpi”. Została Osobowością Roku 2022 w Sosnowcu w kategorii Kultura, nominowana przez redaktorów z “Dziennika Zachodniego”. Jej tomik był prezentowany na wieczorach autorskich w Sosnowcu i w Gliwicach.
Z Ewą Mikolaszek – Kiedrzynek o twórczości, marzeniach i sposobach na przetrwanie rozmawiała Samanta Stochla.
Samanta: Ewo, w marcu br. był Twój kolejny wieczór autorski. Czytałaś teksty z książki „Gdy cały dom śpi”. Zbiór ten został określony kolażem rozmaitych form literackich. Jak się czułaś czytając swoje teksty?
Ewa: Ambiwalentnie.
Co znaczy dla Ciebie określenie „ambiwalentnie”?
Bardzo było mi miło, że przyszło tyle osób. Nie spodziewałam się tego zupełnie: koleżanki, przyjaciółki Amazonki, kobiety z Dyskusyjnego Klubu Książki, osoby ze Stowarzyszenia Twórców Kultury Zagłębia Dąbrowskiego. Choć czuję się silną kobietą, tego dnia nie umiałam czytać zdecydowanie i mocnym głosem. Dlatego ta ambiwalentność.
To jak wyobrażałaś sobie ten wieczór? Czego oczekiwałaś od swojego głosu, sposobu mówienia, sposobu prezentacji?
Miałam inną wizję tego spotkania. Myślałam, że będzie tak, jak kiedyś, gdy czytałam moje teksty w Mediatece w Sosnowcu na spotkaniu w Dyskusyjnym Klubie Książki. Zdobyłam wyróżnienie w konkursie „Znasz li ten kraj”. Albo tak, jak podczas pierwszego wieczoru autorskiego. To było rok temu w Miejskiej Bibliotece Publicznej, filia nr 15 w Sosnowcu Zagórzu. Razem z wieczorem autorskim odbyła się wystawa prac mojej córki Anastazji. Ich reprodukcje są umieszczone w tomiku „Gdy cały dom śpi”. Wtedy było super, czułam się pewnie, czytałam pewnie, a tu mam wrażenie, było inaczej… Wiele rzeczy na to wpłynęło.
Wspomniałaś, że wiersze i bajki piszesz od dawna. Jak to się zaczęło?
Nauczyłam się czytać, gdy miałam 6 lat. To zasługa moich rodziców. Potem napisałam bajkę, którą do tej pory pamiętam, o koguciku i bocianie. Kolejny był tekst o kobiecie dorosłej, o relacji kobieta – mężczyzna, poważny jak na 9-latkę. Później przyszły opowiadania, które pisałam w szkole podstawowej i eseje w liceum. Polonistka zawsze mówiła, że te teksty są zbyt długie.
Czym się różnią twoje obecne teksty od poprzednich?
Zbiór „Gdy Cały dom śpi” zaczyna się od powiadania ,,Babcia Dzika Róża”. Dotyczy ono miłości dwojga ludzi, którzy się mijają. Inspirowana jest troszeczkę historią mojej babci, która urodziła się we Lwowie. Potem jest tekst dotyczący mojej choroby onkologicznej ,,Amazonki’’. To utwór, który miał zbudować wiarę w kobietach, które zaczynają swoją, nazwijmy to ,,przygodę’’ z chorobą onkologiczną. Można pracować, można być mamą, można wtedy istnieć, mimo ogromnego ciężaru, jaki daje chemia czy inne badania. Żyje się jakby od nowa, jeszcze raz. Tam też są wiersze, opowiadania, bajki. Moje teksty.
Ewo, w jaki sposób tworzysz? Jak fizycznie wygląda Twój warsztat? Masz jakiś swoje rytuały, czy teksty po prostu przychodzą do Ciebie, a Ty je zapisujesz?
Muszę zawsze i wszędzie, gdzie jestem, mieć przy sobie pióro, jakiś zeszyt, jakąś kartkę, ponieważ te teksty przychodzą do mnie znienacka. Uwielbiam pisać na spacerach, na łąkach. Tam chodzę z komórką, ale często też z zeszytem i piórem, siadam na jakiś powalonych drzewach i piszę. Prowadzę dziennik, wiec każdego dnia coś tam jest. Moje zeszyty są z jednej strony dziennikiem, a z drugiej, odwracam je i tam zapisuje moje wiersze. Opowiadania właściwie teraz nie powstają. Odnalazłam wśród licznych rękopisów i „laptopisów” bajki, które powstały wcześniej, gdy córka była mała. Nie zostały umieszczone w tym tomiku. Podobnie jak opowiadanie „Kropka”, opisujące kobietę, która zrozumiała, że może być pisarką. Mam nadzieje, że te teksty ujrzą światło dzienne w następnym zbiorze. Rozpocznę właśnie od tej „Kropki”. Okładka już jest. To obraz mojej przyjaciółki, świętej pamięci malarki z Sosnowca, Miry Krystyny Kostyły, która z zilustrowała „Babcie, dziką różę”. Ten tekst drugi raz tam się pojawi. Będą też wiersze, które ukazują się na moim FB. Cieszy mnie to, że mam już grono stałych czytelniczek.
Skąd pomysł na tytuł twojej pierwszej książki ,, Gdy cały dom śpi”?
Kiedy leczyłam się onkologicznie, cały dom spał. Córka, wtedy 10-letnia, mąż. Wszyscy spali, a ja po chemii nie umiałam spać. Nocami siedziałam w ogromnym pokoju, przy stole otwierając laptop, szukając tego, co kiedyś napisałam. Spisywałam te rzeczy na nowo i po jakimś czasie, książka została wydana. (Projekt PWN Rozpisani.pl).
Na Twoim wieczorze było kilka Amazonek. Ty leczyłaś się onkologicznie. Jaką siłę dają Ci te kobiety? Skąd Wy tą moc bierzecie?
Nie chcę o tym mówić. To trudne.
Dlaczego tak kochasz morze? Powiedziałaś, że marzysz o tym, żeby jeszcze choć raz zobaczyć morze i niebawem to się stanie. Co Takiego daje Ci morze?
Daje mi spokój i ciszę. Uwielbiam pływać na dużych głębokościach. Moim ulubionym filmem jest „Wieki błękit” Luca Bessona. Kocham zachody słońca nad morzem. Morze jest jak bajka.
Podczas tamtego wieczoru wielokrotnie powtórzyło się słowo ,,Zielonooka” w różnych kontekstach. Czy to już element nowego tomiku?
Dokładnie tak. Zielonooka i morze przewijają się już od dłuższego czasu w tych nowych wierszach. Wysyłam je do wydawnictw razem z bajkami. Znów napotykam na opór. W „Gdy cały dom śpi” są wiersze, opowiadania, poematy, opowiadanie science fiction i bajki dla dzieci, więc taki totalny chaos. Wydawcy mówią „albo wiersze, albo opowiadania”, a ja tego nie umiem oddzielić. Pracuję nad tym, by oddzielić te teksty i niezbyt mi to wychodzi.
Kończyłaś filologię rosyjską, jesteś tłumaczką, pracujesz w handlu zagranicznym. Co ma z tym wszystkim wspólnego Anna Achmatowa? Wiem, że dla Ciebie to ważna postać.
Uwielbiam ją czytać w oryginale i tłumaczyć. Właściwie myślałam o całkiem innych studiach, na politechnice, ale wiedziałam, że dostanie się na filologię rosyjską nie będzie trudne. Dla tej właśnie pani, dla Anny Achmatowej, postanowiłam iść na filologię rosyjską.
Z czego czerpiesz siłę na co dzień?
Z tego, że codziennie mogę wyjść z domu na długi spacer. Tam czuję wolność, tam nikogo nie ma, poza jakąś osobą z pieskiem od czasu do czasu. Ostatnio nie lubię wieczorów, co jest dziwne, bo „Gdy cały dom śpi” powstawał wieczorami i w nocy. Teraz trochę się to zmieniło. Mam przyjaciółkę, która mieszka na Ukrainie. Porozumiewamy się po rosyjsku, chociaż ona podkreśliła, że jest to dla niej obcy język. Jej językiem jest ukraiński. Powiedziała mi, że „utro wieciera mudrieje”, czyli że poranek jest mądrzejszy od wieczora. I teraz tego doświadczam.
Czyli Twoja siła czerpie się z poranka, ze słońca, z samotności.
Nie. Z tego, że mogę pisać… Z moich wierszy. Z tego, że mogę pisać, czerpię swoją siłę.
Ewo, czego mogę ci życzyć?
Kolejnej książki i wyjazdu nad morze.
Wywiad przeprowadziła Samanta Stochla
Zdjęcia: materiały własne Ewy Mikolaszek – Kiedrzynek
Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze
Spodobał Ci się nasz artykuł? Przeczytaj więcej o literaturze!
Przeczytaj również: Rok, w którym spłonie wszystko…
Przeczytaj również: Louis de Funès – o tym, kogo wszyscy znają, choć nigdy nie poznali…
Przeczytaj również: Ciężar skóry – recenzja książki
Przeczytaj również: Konsul – recenzja książki. Stanisław Dąbrowa-Laskowski wspomnienia ze służby
Przeczytaj również: Rodzina we współczesnej literaturze dla dzieci. Jaki obraz relacji rodzinnych poznają najmłodsi?
Przeczytaj również: „Moc czułych słów. Zapiski Wiedźmy” – recenzja książki. Jaką moc mają słowa?