Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/11/Zeby-nie-bylo-sladow_41-1400x934.jpg
    [1] => 640
    [2] => 427
    [3] => 1
)
        

Dwa lata wcześniej wprowadzono stan wojenny, który w grudniu 1982 roku został oficjalnie zawieszony. Władza wciąż jednak ma nadzieję na zduszenie solidarnościowej opozycji. Represje dotykają przypadkowych ludzi. Jedną z nich jest młody Grzegorz Przemyk, już wtedy początkujący poeta. Talent odziedziczył po matce, Barbarze Sadowskiej, poetce i opozycjonistce. Kobieta pomaga osobom represjonowanym i ich rodzinom.

Żeby nie było śladów
Żeby nie było śladów, fot, mat. prasowe

Chłopak właśnie napisał maturę, więc w towarzystwie kolegów świętuje sukces. Wyruszają na miasto, są młodzi, cieszą się. Przyszłość przed nimi. Nie mają przy sobie dokumentów, ale przecież stanu wojennego już nie ma…

 maja 1983

Na drodze Przemyka i jego kolegów staje milicyjny patrol. Legitymują. Na nic się zdają tłumaczenia i prośby. Dramat rozgrywa się na komisariacie przy Jezuickiej. W samym środku warszawskiej starówki. To tam trafiają Przemyk i jego kolega – Cezary Filozof. Grzegorz zostaje zatrzymany i ciężko pobity. W akcji uczestniczy trzech milicjantów. Biją tak, żeby nie było śladów.

Przemyk wraca do domu. Nie może ustać na nogach. Bóle w okolicy podbrzusza stają się coraz silniejsze. Matka wzywa karetkę, która zawozi go do szpitala.

maja 1983

Operacja z udziałem trójki lekarzy – Karpińskiego, Grzejszczyka i Bagniewskiego nie przynosi poprawy. 14 maja 1983 roku chłopak umiera. Za trzy dni skończyłby 19 lat.  Ostatni z lekarzy zdecyduje się później zeznawać w angielskim parlamencie.

maja 1983

Pogrzeb Przemyka przeradza się w antykomunistyczną manifestację. Bierze w niej udział ponad 20 tysięcy ludzi. Na transparentach pojawiają się napisy „Solidarność”. Trasa konduktu żałobnego z kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu na warszawskie Powązki usiana jest morzem ludzi. Ulica prowadząca na cmentarz zostaje zamknięta, by mogły przejechać nią autokary z uczniami XVII liceum, szkolnymi kolegami Przemyka.

Żeby nie było śladów
Żeby nie było śladów, fot. mat. prasowe

Po pogrzebie

Trwa dramat oszczerstw i kłamstw. Jedynym świadkiem śmiertelnego pobicia jest kolega Grzegorza, filmowy Jurek Popiel. Chce walczyć o sprawiedliwość i złożyć obciążające milicjantów zeznania. Początkowo aparat państwowy, na czele z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, bagatelizuje sprawę. Kiedy jednak przekonują się o sile ludzi, postanawiają użyć wszelkich narzędzi przeciwko świadkowi i matce zmarłego. Cel – skompromitować rodzinę i zapobiec złożeniu zeznań w sądzie.

Rozpoczyna się, nadzorowana osobiście przez Ministra Spraw Wewnętrznych generała Czesława Kiszczaka, operacja „Junior”. Ma powstrzymać Jurka przed ujawnieniem prawdy oraz zrzucić winę na sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka po pobiciu na pogotowie. Armia esbeków zaczyna śledzić chłopaka i jego rodziców, inwigilując ich życie prywatne 24 godziny na dobę. Media i prokuratura są poddawane naciskom, aby do opinii publicznej trafiały tylko „właściwe” komunikaty. Przedstawiciele władzy państwowej i specjalna grupa śledczych prowadzą kolejne narady i debatują, jak ukręcić łeb sprawie Przemyka. I tylko matka nie traci nadziei na sprawiedliwość…

września 2021

W czasie konferencji po premierowym pokazie filmu „Żeby nie było śladów” twórcy mówią o swoich motywacjach.

Najpierw powstał reportaż Cezarego Łazarewicza. Książka rodziła się w bólach, ponieważ autor długo nie mógł znaleźć wydawcy. Namawiano go, by zajął się raczej tematem łódzkich włókniarek lub uczestników Powstania Warszawskiego. Łazarewicz się jednak nie poddawał.  Wiedział, że musi napisać o sprawie Przemyka. To na podstawie fragmentów jego książki producenci Leszek Bodzak i Aneta Hickinbotham nakręcili film „Żeby nie było śladów”.

Pamiętam, kiedy Leszek z Anetą przyszli do mnie i powiedzieli, żebym im dał prawa ekranizacji do filmu, a kiedy zobaczę „Ostatnią rodzinę” [wcześniejszy film Jana P. Matuszyńskiego, wyprodukowany przez ten duet twórców – przyp. red.], nie będę żałował. (…) Zaczęliśmy rozmawiać. Widziałem pasję w ich oczach i to, że oni naprawdę chcą zrobić ten film, chociaż nie miałem zielonego pojęcia jak to wyjdzie. Później zobaczyłem film Janka i wydawało mi się, że jestem w bardzo dobrych rękach. Wydawało mi się, że dla Janka to jest wyzwanie (…) odtworzyć lata 80. To było dla mnie ciekawe – jak na to spojrzy; jak spojrzy na nie Kaja [Krawczyk-Wnuk – scenarzystka – przyp. red.] i pozostała ekipa, która być może nie pamięta tamtych czasów. Efekt mnie zaskoczył. Pozytywnie – mówił autor reportażu.

Reżyser Jan P. Matuszyński znał scenarzystkę Kaję Krawczyk-Wnuk z innego projektu, który ostatecznie nie powstał, ale dobre relacje zawodowe pozostały. Scenarzystka na dziewięć miesięcy zamknęła się w domu z materiałem udostępnionym przez Cezarego Łazarewicza. A była to nie tylko książka, ale i ogromna dokumentacja, którą jej przekazał – pudła, dyski, był tego ogrom. Po niemal rocznej pracy przedstawiła efekty pozostałym współtwórcom.

Film według jej scenariusza nie jest precyzyjną rekonstrukcją wydarzeń, taką – jak to mawiają w filmowym żargonie – jeden do jednego. Zwłaszcza postać Jurka Popiela, który na ekranie przechodzi ewolucję – od niepozornego, cichego uczestnika wydarzeń, po walczącego o prawdę bohatera, charyzmatycznego i silnego.

Nie miałem okazji spotkać się z pierwowzorem postaci, a moja przygoda z tym filmem zaczęła się po lekturze scenariusza – mówi Tomasz Ziętek, filmowy Jurek Popiel. Oparłem swoje przygotowania głównie na literze scenariusza. Dodatkową trudnością był fakt, że na temat tej postaci dowiadujemy się bardzo dużo prawdziwych i fałszywych informacji z różnych przestrzeni, różnych płaszczyzn tej opowieści. Było to bardzo ciekawe, żeby te elementy zawrzeć w tej przestrzeni gry i niektóre rzeczy podkreślić, a innych się pozbyć.

Żeby nie było śladów
Żeby nie było śladów, fot. mat. prasowe

Filmowa prokurator Bardon miała za zadanie wydobyć z siebie niezwykłą, przerażającą energię jej postaci. Rolę zagrała Aleksandra Konieczna, z którą wcześniej Jan P. Matuszyński spotkał się na planie m.in. przy filmie „Ostatnia rodzina”. Aktorka przeszła ogromną metamorfozę w charakteryzacji, by jej bohaterka przypominała nieco farsową postać, ale jednocześnie przerażającą i władczą. – Wiedziałam, że ona prowadzi szalony proces i w filmie, który w swojej wymowie jest przerażający, mamy postać przypominającą bohaterów Monty Pythona.

Reżyser Jan P. Matuszyński wspomina realizacje filmu: – To jest bardzo skomplikowane historia, składająca się z wielu wątków, które wymagały pewnej syntezy. Najbardziej zsyntetyzowana jest chyba historia Wysockiego, z pierwowzorem którego mieliśmy styczność. Rozmowy z nim były dla mnie bardzo dużym przeżyciem. On chciał o tym mówić, nie bał się rozmowy o szczegółach, do tego stopnia, że mogliśmy rozmawiać na temat całego wątku w areszcie, jak również Michał Wysocki obecny był w czasie prób inscenizacyjnych, w czasie wynoszenia filmowego Grzegorza z karetki. Bardzo zależało mi na tym – skoro jest taka możliwość – żeby dowiedzieć się jak go podnosili, układali w karetce itd.

Na poziomie realizmu te informacje bardzo nam pomagały – mówił reżyser w czasie konferencji prasowej podczas 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

września 2021

„Żeby nie było śladów” – najnowszy obraz w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego ze zdjęciami Kacpra Fertacza trafia do kin. Wcześniej był już pokazywany na Festiwalu Filmowym w Wenecji. W obsadzie plejada gwiazd: Tomasz Ziętek – jako Jurek Popiel, Sandra Korzeniak – matka Przemyka, Mateusz Górski – jako Grzegorz Przemyk, Aleksandra Konieczna – prokurator, Tomasz Kot, Jacek Braciak, Agnieszka Grochowska, Robert Więckiewicz, Andrzej Chyra i inni.

Film „Żeby nie było śladów” jest polskim kandydatem do Oscara.

Recenzja: Jolanta Tokarczyk – dziennikarka filmowa, związana z prasą branżową (m.in. magazynem „Film&Tv Kamera”) i lifestylową. Prowadzi portal Filmowe Centrum Festiwalowe. Pasjami ogląda polskie filmy i uczestniczy w festiwalach. Od lat nieustannie zachwycona sylwetką aktorską Zbigniewa Cybulskiego.

Wypowiedzi pochodzą z konferencji prasowej z dnia 22 września 2021 r. w czasie 46. FPFF w Gdyni
Fot. Łukasz Bąk

recenzja Przeczytaj: Johnny – recenzja filmu. Onkocelebryta znowu na ekranie
🟧 Przeczytaj: Nasze kino grozy – najlepsze polskie horrory
🟧 Przeczytaj: Denis Villeneuve – ranking najlepszych filmów
🟧 Przeczytaj: “Dziadek w piekle wszystko widzi” – recenzja filmu “Wesele” (2021)

👉 Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content