Zawsze podchodzę z rezerwą do wszelkich tytułów, określanych tylko i wyłącznie epitetami takimi jak „wybitny” czy „monumentalny”. Opisać (jakikolwiek) tekst jednym wyrazem uważam za awykonalne a w przypadku, gdy autor recenzji posługuje się słowem równie pochlebnym, odbieram to najczęściej jako najzwyklejszą hiperbolizację. „Monumentalny” – to słowo znalazło na plakacie filmu Brady’ego Corbeta. Po seansie, rzeczywiście, nie użyłabym innego wyrażenia do określenia tego dzieła, co nie oznacza, iż jest ono doskonałe.
Portretów jednostek naznaczonych doświadczeniem obozowym, czy filmów centralizujących traumę wojenną jest w historii kinematografii bez liku, The Brutalist nie popada jednak w sztywne wzorce przedstawiania tej problematyki. Tym większy niesmak wzbudza fakt, iż wraz ze zbliżaniem się do finału, zmierza w rejony nachalnego komentarza społecznego i przejaskrawionego dydaktyzmu.
Film uważam za perfekcyjny pod względem realizacyjnym. Dzieło oferuje absolutną immersję, angażując odbiorców od pierwszej do ostatniej minuty. Każda sekwencja, najkrócej trwające ujęcia, kończą się w idealnych momentach, jakby twórcy z matematyczną dokładnością obliczyli, kiedy uzyskają najlepszy efekt. Udało im się to osiągnąć, mimo „gęstej” tkanki filmu. Materia The Brutalist obfituje w zderzenia kontrastujących obrazów połączonych z asynchronicznością dźwięku i agresywne przejścia wizualne. Ścieżkę dźwiękową można nazwać wręcz inwazyjną. To wszystko powinno – w równie intensywnym połączeniu – generować przesyt, wywołać wrażenie nieciągłości, wzbudzić znużenie u widzów, tymczasem tutaj nie pozwala oderwać spojrzenia od ekranu. Praca kamery i dynamika relacji elementów kompozycji są po mistrzowsku poprowadzone.
Adrien Brody (jako László Tóth) i Guy Pearce (jako Harrison Lee Van Buren) wypadają fenomenalnie. Niestety twórcom zabrakło finezji, by móc w satysfakcjonujący sposób zakończyć losy dwójki postaci. Początkowo elektryzujący pojedynek charakterów zostaje rozmielony na drobne w końcówce.
Reasumując: The Brutalist jest monumentalnym filmem, ale nie arcydziełem. Strona formalna jest perfekcyjna, ale za to fabularne potknięcia są nader odczuwalne (co oczywiście nie oznacza, iż uważam film za „wydmuszkę”). Zachęcam do wizyty w kinie, by wyrobić sobie własne zdanie.
Recenzja: Barbara Dutkowska
Zdjęcia: Oficjalny fanpage
Spodobał Ci się nasz artykuł? Sprawdź inne teksty!
Przeczytaj również: Arcane sezon 2 – recenzja serialu
Przeczytaj również: Substancja – recenzja filmu Coralie Fargaet
Przeczytaj również: Nadzieja umiera ostatnia… Recenzja filmu Grobowiec Świetlików
Przeczytaj również: The Royal Hotel – recenzja!
Przeczytaj również: Przed wschodem słońca – recenzja filmu
Przeczytaj również: Minghun – jak zmierzyć się z pustką i samotnością
Przeczytaj również: Film Love Lies Bleeding – analiza nieszczęśliwego romansu
Nic dla Ciebie? Wybierz, co chcesz przeczytać!
✨ recenzje książek
✨ recenzje filmów
✨ recenzje płyt
✨ relacje ze spektakli teatralnych
✨ artykuły o sztuce
✨ recenzje komiksów
✨ nowinki technologiczne
Ucz się z nami! Poczytaj o kulturze w obcym języku:
✨ angielski
✨ francuski
✨ niemiecki
✨ ukraiński