Kochani widzowie,
Niedługo ponowne otwarcie teatrów. Oficjalnie mogę już rozpocząć to miłe odliczanie. Jeszcze tylko parę dni, już za chwilę wracamy. Oby tym razem już na dłużej.
To niespodziewane oczekiwanie zmusiło mnie do refleksji: co sprawia, że aż tak bardzo tęsknię? Oczywiście, najprostsza odpowiedź nasuwa się od razu: tęsknota za pracą. W końcu udało się dostać dyplom, skończyć Akademię, pożegnać się ze szkołą. Kilka lat olbrzymiego wysiłku w końcu zaowocowało sukcesem, a chyba każdy świeżo upieczony student marzy o jak najszybszym rozpoczęciu pracy w wymarzonym zawodzie. Mimo to, wydaje mi się, że sam fakt posiadania pracy, tak zwanego sukcesu zawodowego, nie jest największą przyczyną coraz większej tęsknoty za teatrem. Co jeszcze sprawia, że odliczam z coraz większym oczekiwaniem, że coraz częściej sprawdzam repertuar, że zastanawiam się kiedy zagramy, co zagramy, ile razy?
Zespół. Obsada. Znajomi. Przyjaciele. Czyli po prostu osoby z którymi miałam olbrzymie szczęście pracować. Mądrzy, wrażliwi ludzie, często bardzo samokrytyczni, głodni sztuki, emocji, przeżycia. Spotkania które czasem kończą się w teatrze, a czasem przenoszą się dalej, w inne miejsca. Rozmowy do późnej nocy zazwyczaj o granym spektaklu, rozwiązaniach scenicznych, a czasami dużo bardziej prywatne, te przyjacielskie, najważniejsze.
Atmosfera. Czyli wszystko co moim zdaniem buduje teatr. Specyficzny, piękny zapach drewna, szeleszczące kostiumy, pierwszy, drugi i w końcu trzeci dzwonek, cichy głos inspicjenta przekazującego, że już zaraz zaczynamy. Szepty wchodzącej publiczności. Rosnąca adrenalina, skupienie, stres. Otwierająca się kurtyna, gotowe rekwizyty, przerwa i szybkie omówienie jak “idzie” spektakl.
Emocje. Tęsknię za silnymi uczuciami, tymi którymi nie afiszujemy się na co dzień. Przemianą w zupełnie inną osobę, czasem lepszą, czasem gorszą. Stanie się kimś, komu zazdroszczę, albo w kogo nigdy nie chciałabym się zamienić. Poczuć radość szczęśliwie zakochanej, albo przeciwnie – cierpienie nieodwzajemnionej miłości. Każda ta przemiana jest piękna, oczyszczająca i potrzebna. Tęsknię.
Euforia. W momencie w którym kończymy spektakl, w którym wracam do siebie, powoli opuszczam przed chwilą zagraną postać. Spojrzenie na publiczność, czasem zachwyconą, czasem wzruszoną, kiedy indziej niezadowoloną. Olbrzymie szczęście, że się udało, poczucie dobrze wykonanego obowiązku, duma. Te wszystkie elementy składają się na moją miłość do zawodu aktorki, na moją ogromną tęsknotę, ale nadal nie wymieniłam jeszcze tego najpiękniejszego, najważniejszego.
Publiczności. Bo czym właściwie jest aktor bez widza? Do kogo adresowana byłaby nasza praca, gdyby nie osoby, które poświęcają swoje popołudnia czy wieczory, żeby przeżyć z nami coś ważnego? To dla nich, dla publiczności poszukującej w teatrze rozrywki, wzruszenia, oczyszczenia, wychodzę na scenę. Kochani widzowie, zazwyczaj przychylni, chętni zobaczyć kawałek świata, który przecież bez nich, nie miałby żadnego powodu, żeby istnieć. Moją największą tęsknotą jest właśnie ta utracona jedność, wspólnota którą możemy poczuć w teatrze z zupełnie nieznajomymi osobami. To przekonanie, że mimo ze jesteśmy dla siebie obcy, widzowie nie znają aktorów, aktorzy nie znają widzów, to przez chwilę stajemy się sobie bliscy. Razem śmialiśmy się z perypetii bohaterów, czy wzruszaliśmy się. Współodczuwamy. Przez chwilę jesteśmy grupą, którą więcej łączy niż dzieli.
Głęboko wierzę, że to poczucie przynależności, bliskości i wsparcia jest nam teraz potrzebne bardziej niż kiedykolwiek. Na szczęście, już niedługo, będziemy mogli je znów czuć. Czuć wspólnie. Odliczanie czas zacząć.
Katarzyna Pilewska – absolwentka Akademii Teatralnej. Gra gościnnie w teatrach, wchodzi na plany filmowe, pisze, czyta, organizuje, podróżuje, ćwiczy jogę i stara się głęboko oddychać. Bardzo się cieszy, że może dzielić się z Państwem swoją twórczością.
Przeczytaj: Być albo nie być artystą – kto artystą jest, a kto nie?
Przeczytaj: Przeminęły z Oscarami?
Przeczytaj: (Nie)miłość do teatru