Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2024/05/1-4.jpg
    [1] => 466
    [2] => 700
    [3] => 
)
        

O pracy przewodnika oraz o Zamościu – mieście idealnym i tym, co najbardziej zachwyca w nim turystów, opowiada nam Dominika Lipska, przewodnik po Zamościu.

Piotr Cis: Jak długo jest Pani przewodnikiem i jak zaczęła się Pani przygoda z tą pracą?

Dominika Lipska: Przewodnikiem jestem już od czternastu lat, natomiast historia tego, jak nim zostałam, jest dość ciekawa. Nie do końca był to mój pomysł. Pewnego razu do Zamościa przyjechał mój przyjaciel ze studiów historycznych wraz ze swoją narzeczoną. Oprowadziłam ich po mieście i później pojechaliśmy na Roztocze. Akurat gdy byliśmy w Zwierzyńcu i już powoli wracaliśmy do Zamościa, złapał nas deszcz. Siedliśmy sobie na lodach u Bachty i wtedy Andrzej – ten mój przyjaciel – powiedział, że muszę mu coś obiecać. „Musisz zostać przewodnikiem” – powiedział. Trochę go wyśmiałam, bo jestem ogólnie osobą nieśmiałą z natury. Teraz na pewno praca przewodnika wpłynęła na to, że się wyrobiłam i jestem już mniej nieśmiała, niż czternaście lat temu. Natomiast wtedy było to dla mnie czymś totalnie abstrakcyjnym i na samą myśl byłam przerażona. Wtedy też na zasadzie śmiesznej anegdotki powiedziałam siostrze i rodzicom, że z Andrzejem musi być coś nie tak, skoro jego zdaniem powinnam zostać przewodnikiem. To było jakoś we wrześniu, a już w styczniu dostałam od siostry i rodziców kurs przewodnicki w prezencie urodzinowym. Głupio było nie skorzystać, gdyż był już opłacony, więc zaczęłam na niego chodzić. Wtedy zawód przewodnika wymagał zdania egzaminu teoretycznego w Lublinie, a potem praktycznego w Zamościu i na Roztoczu. Będąc w trakcie tej drugiej, praktycznej części, poznałam syna współwłaściciela jednego z biur podróży, które oferowało oprowadzanie w strojach historycznych. Szczęśliwie znalazłam się w gronie kursantów, którym zaproponował współpracę. I choć dostałam już pierwsze wycieczki z PTTK, do którego się zapisałam, to również i z tym biurem chętnie podjęłam współpracę. Wówczas miałam już cztery pierwsze historyczne suknie, które powstały przy współpracy z koleżankami w ramach projektu na studia doktoranckie. Kolega był nimi zachwycony i mnie zatrudnił, początkowo na podmiankę z drugim przewodnikiem, który też oprowadzał w strojach. Pomysł bardzo się spodobał i tak zostałam przewodnikiem.

Jakie cechy i umiejętności są potrzebne w zawodzie przewodnika?

Tak naprawdę jest to dość skomplikowane pytanie, bo tych cech powinno być sporo. Tym przewodnikiem bowiem człowiek cały czas się staje, a jeżeli ma chęć aby być dobrym przewodnikiem, to po pierwsze musi pracować nad swoją wiedzą. Musi lubić czytać i dociekać. Bo jeśli nie będzie się cały czas dokształcał, to w pewnym momencie wypadnie z obiegu i nie będzie mógł oprowadzać. Z pewnością przewodnik musi być osobą uprzejmą, bo na pewno o wiele lepiej współpracuje się z ludźmi w miłej i sympatycznej atmosferze, która sprawia, że ci, którzy przyjeżdżają, czują się dobrze. Na pewno przewodnik powinien unikać wywodów politycznych. Osobiście nigdy nie ujawniam swoich sympatii czy antypatii politycznych dlatego, że nie jest to dobre podejście. Jeżeli jestem przewodnikiem, to przyjmuję ludzi, którzy przyjeżdżają tutaj w celach wypoczynkowych. Nie mogą się oni denerwować czy wchodzić w jakieś dyskusje polityczne, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Jako przewodnik powinnam dobrze zagospodarować tym ludziom czas. Muszę mieć określoną wiedzę, która pozwoli mi w rzetelny sposób przedstawić historię miasta. Bardzo dobrze jest, jeżeli nie są to tylko suche fakty, gdyż jest naukowo udowodnione, że człowiek bardzo słabo chłonie suche fakty i zapamiętuje jedynie około 20% informacji. Natomiast w momencie, kiedy wypowiedź przewodnika ubarwiona jest anegdotką czy ciekawostką, to ten procent zapamiętania jest o wiele większy. Więc to też jest na pewno cechą dobrego przewodnika. Kolejną rzeczą jest to, że przewodnik nie powinien być nieśmiały. Jednak na moim przykładzie jest tak, że trochę da się to ukryć, jeżeli działa się zadaniowo. Ja działam właśnie w ten sposób, że mam zadanie – muszę oprowadzić grupę. Wtedy muszę podejść, muszę zapytać… Więc niektóre rzeczy tak jakby można obejść. Na pewno też przewodnik musi być dobrze zorganizowany – wszyscy mówią, że powinien trzymać się dyscypliny czasowej. Jak najbardziej jest w tym racja ze względu na to, że my – jako przewodnicy – mamy określony czas dla grup. Grupa ma cały program, który pilot wycieczki musi zrealizować, więc jeżeli przeciągniemy czy za wcześnie skończymy, to pilot się nie wyrobi. Będzie miał za dużo lub za mało czasu. Przewodnik musi być zdyscyplinowany i zorganizowany czasowo. Tak naprawdę każdy przewodnik oprowadza inaczej i każdy ma swój własny styl. Jest to bardzo dobre, gdyż dzięki temu możemy się dopasować do potrzeb grupy.

Kto najczęściej odwiedza Zamość i co najbardziej zachwyca zwiedzających?

Tak naprawdę każdy sezon jest inny, w każdym sezonie turystycznym różnie się układa. Na przykład jeszcze przed pandemią Covid-19 przybyło bardzo wielu Japończyków. W ich przypadku było tak, że zwiedzali miejscowości z listy UNESCO, a z racji tego, że Zamość na niej jest, to pojawiło się ich naprawdę sporo. Ostatnio jednak te grupy trochę przygasły ze względu na obostrzenia. W tamtym roku było bardzo dużo turystów z samej Lubelszczyzny, ze Śląska i z Pomorza. Niedawno zaś miałam grupę ze Szczebrzeszyna, a więc bardzo po sąsiedzku. Natomiast tak naprawdę bardzo trudno to uchwycić i powiedzieć, kto przyjedzie w danym roku. To się zmienia i wszystko zależy od sezonu, od pogody i wielu innych czynników. Tak naprawdę przyjeżdżają turyści nie tylko z całej Polski, ale i całego świata.

Ogólnie zwiedzających zachwyca miasto samo w sobie, w takim sensie, że posiada bardzo interesujący plan. Oczywiście jeżeli ktoś potrafi to pokazać, potrafi o tym powiedzieć. Szczególnie na samym początku, jeśli zaczynamy, że miasto Zamość miało być renesansowym miastem idealnym, że zostało rozplanowane w ten sposób, że mamy szerokie, wygodne ulice przecinające się pod kątem prostym – w przepięknej harmonii i renesansowej proporcji. Że układ ulic i najważniejszych budynków nie uległ zmianie, że ma układ antropomorficzny, czyli nawiązujący do ciała człowieka. I jak się od tego zacznie i to pokaże, to później ludzie chodzą i to widzą, co sprawia, że jest to dla nich coś niesamowitego. Bo rzeczywiście mają tego potwierdzenie. Bo nie jest tak, że muszą tego szukać, tylko widzą to. Bo widzą, że ulice przecinają się pod kątem prostym, że występuje bardzo duża spójność architektury. Na pewno ci, którzy znają historię Zamościa, wiedzą, że miasto się zmieniało. Mamy więc przykłady architektury nie tylko renesansowej, ale też barokowej, klasycystycznej i secesyjnej – można z pewnością znaleźć każdy styl architektoniczny od renesansu wzwyż. Natomiast clou tej całości, tego właśnie, że Zamość jest miastem idealnym, jest to, że ten plan zadziałał pomimo tego, że przyszły nowe czasy i nowe style architektoniczne. Plan miasta idealnego pozostał i dalej funkcjonuje. Przykładowo to, że ratusz jest manierystyczno-barokowy w niczym nie przeszkadza, bo on cały czas znajduje się w miejscu, w którym zaplanował go Jan Zamoyski. I gdy ludzie mają tego świadomość, to się miastem zachwycają.

Oczywiście takim miejscem, w którym najbardziej trzeba być, jest Rynek Wielki i oczywiście cała jego północna pierzeja z ratuszem i kamienicami ormiańskimi. Wydaje mi się jednak, że jest to kwestia tego, jak przewodnik to miasto „sprzeda” turyście. Czy podkreśli i pokaże, że oprócz rynku, ratusza i kamienic ormiańskich mamy piękną katedrę, niezwykłą synagogę – jedyną sefardyjską w Polsce, piękne podwórka, fortyfikacje, wreszcie Akademię Zamojską z przepięknymi, częściowo zachowanymi polichromiami. Bo tak naprawdę turysta patrzy na miasto naszymi oczyma. I tutaj tak naprawdę ważne jest to, że jako przewodnicy znamy wszystkie minusy, które są w mieście, jednak nie powinniśmy jakoś mocno ich podkreślać. Przewodnik powinien pokazać miasto w jak najlepszym świetle. Przecież chcemy, żeby turysta tutaj wrócił, a nie żeby był zniechęcony, bo coś jest nie tak. Choć jeżeli coś nie gra, to jakoś trzeba to przedstawić. Na przykład był taki moment, kiedy Zamość był bardzo mocno rozkopany. Wszyscy narzekali – my, przewodnicy, również, ale pomiędzy sobą. Natomiast do turystów mówiliśmy, że „wiecie Państwo, jest rozkopane, trochę się pomęczymy, ale zmienia się to wszystko na lepsze”. Więc trzeba iść takim tropem. I jeżeli w ten sposób przedstawiamy miasto, to ludzie są zachwyceni. Mnie się nawet zdarzyło, że turyści z Lublina – który jest starszy i ma bogatszą historię – mawiali, że „Lublin – no okej, ale Zamość jest najpiękniejszy”.

Czy doświadczyła Pani kiedyś zabawnej bądź niecodziennej sytuacji podczas oprowadzania?

Mój Boże (śmiech)… Takich sytuacji było mnóstwo. Tak naprawdę każda wycieczka ma swoją specyfikę. I ja mam to szczęście, że rzadko kiedy przytrafiają mi się nieprzyjemne historie, natomiast 99% z nich jest czysto zabawnych. Bardzo wiele takich sytuacji zdarza się wtedy, gdy oprowadzam w stroju historycznym, opowiadając grupom o sztuce posługiwania się wachlarzem, o jego mowie. Mówię na przykład, że w dawnych czasach kobietom nie wypadało podejść do mężczyzny i zaprosić go na kawę. Demonstruję to w ten sposób, że zwracam się do przypadkowego członka grupy z pytaniem, czy pójdziemy na kawę. Któregoś razu całkiem przypadkowo zwróciłam się do jakiegoś młodego chłopaka, który otaksował mnie od góry do dołu dwa razy i powiedział – „pomyślimy… pomyślimy” (śmiech). W tej samej konwencji pytanie padło do innego pana, który coś odpowiedział. Ja jednak tego nie dosłyszałam. Gdy skończyłam oprowadzać grupę, ów pan podszedł do mnie i powiedział, że on „w kwestii tej kawy”. Ja na to, że „ja to tak tylko do przykładu”, ale pan idąc w zaparte stwierdził, że co prawda kawy nie pije, ale za to herbaty napije się ze mną bardzo chętnie. Inna sytuacja była taka, że pewien pan ciągle zadawał pytania, czym najwyraźniej męczył resztę grupy i wybijał mnie z rytmu. I gdy weszliśmy na podwórko zwane potocznie podwórkiem Marka Grechuty, to ten pan się uśmiechnął i rzekł: „Pani przewodnik, pani powie, co ten Marek Grechuta tutaj tak śpiewał?” A ja tak popatrzyłam na niego i powiedziałam: „Nie dokazuj miły, nie dokazuj”. Cała grupa ryknęła śmiechem, ktoś tam nawet zawołał „jeden – zero dla pani przewodnik!” No i pan mi już więcej pytań nie zadawał (śmiech). Albo na przykład kiedyś stałam pod oficyną na tyłach ratusza, a tu najpierw wychodzi pan prezydent, potem wiceprezydent, przewodnicząca rady miejskiej i wszyscy do mnie: „Dzień dobry, Pani Dominiko”. Grupa na to: „Czy Pani wszystkich zna w tym Zamościu?” Takich sytuacji jest naprawdę bardzo dużo. Ciekawych, czasami zabawnych, a czasami wzruszających. Bo naprawdę to jest taka bardzo fajna praca, bardzo fajne spotkania z ludźmi.

Trzy najpiękniejsze rzeczy w Pani pracy to…

Po pierwsze, miasto Zamość. Po drugie, kontakt z bardzo fajnymi i sympatycznymi ludźmi. A po trzecie, to możliwość obcowania z historią, dotykania jej. Możliwość taka, że ja sobie mogę wyjść ubrana w tę historyczną sukienkę – dosłownie jak jakaś księżniczka. I to jest na miejscu, bo jestem przewodnikiem. Ludzie różnie do tego podchodzą, bo nieraz dostaję takie pytania: „A co tu się dzieje? Jakieś występy będą?” A ja mówię, że nie, że jestem przewodnikiem. Na to ludzie: „Naprawdę? To wspaniale.” Więc to jest takie fajne, że mogę sobie pochodzić w tych strojach historycznych. Dla mnie, jako dla historyka, to jest takie fajne i super.

Dziękuję bardzo Pani Dominice za ciekawą rozmowę, a Czytelników zapraszam do Zamościa – miasta idealnego!

Rozmawiał: Piotr Cis
Zdjęcia: Marlena Klaudel

                                           

  Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze

Spodobał Ci się nasz artykuł? Przeczytaj więcej wywiadów!

Przeczytaj również: Muzyka dla dzieci, inna niż znacie – wywiad z Andrzejem Zagajewskim
Przeczytaj również: Uratujemy się dzięki innym ludziom – wywiad z Michałem Znanieckim
Przeczytaj również: W stronę marzeń – wywiad z pomysłodawcami Stowarzyszenia
Przeczytaj również: Sukces na deskach – wywiad z Jackiem Malinowskim, dyrektorem Białostockiego Teatru Lalek
Przeczytaj również: Nowe oblicze slashera – gatunkowa dekonstrukcja i społeczne zaangażowanie
Przeczytaj również: Kos – recenzja. To nie jest film o Kościuszce

Udostępnij:


2025 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content