Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/09/zielony-rycerz_okladka.jpg
    [1] => 640
    [2] => 353
    [3] => 
)
        

Nie wiem jak wy, ale ja cierpię na ustawiczny niedosyt dobrego fantasy w kinach. Nie infantylnej bajkowości spod znaku kina superbohaterskiego, nie doprawionego fantastyką kina akcji bądź familijnego, nie horroru bądź science fiction, ale pełnokrwistego, epickiego fantasy dla dorosłego widza. Zakorzenionego w baśniach, legendach, Tolkienie. Dlatego kiedy do kin wjechał galopem „Zielony rycerz. Green Knight” (2021) to od razu ruszyłam w jego stronę.

Wyczekiwałam tego seansu nie tylko ze względu na interesującą mnie tematykę, ale także przez osobę twórcy. David Lowery zwrócił na siebie uwagę choćby intrygującym „Ghost Story” z 2017 r. Związany z odpowiedzialnym za aktualny renesans horroru studiem A24 reżyser wydawał mi się odpowiednią osobą do tchnięcia nowego życia w stare baśnie. „Zielony rycerz” to bowiem adaptacja średniowiecznego, angielskiego poematu z kręgu legend arturiańskich, w Polsce znanego pod tytułem „Pan Gawen i Zielony rycerz”. Lowery nakręcił ten film z miłości do książki, w której zaczytywał się w dzieciństwie.

Zielony rycerz
Zielony rycerz, fot. mat. prasowe

Nowy film David’a Lowery’ego

Dla polskiego widza fabuła „Pana Gawena i Zielonego rycerza” nie jest zapewne tak znajoma jak dla odbiorców z anglosaskiego kręgu kulturowego, zacznę więc od jej przybliżenia. Akcja tego anonimowego poematu z XIV wieku rozpoczyna się w wieczór Bożego Narodzenia, kiedy to na dwór króla Artura w Camelocie przybywa tajemniczy Zielony Rycerz. Gość rzuca zgromadzonym wyzwanie: stanie do walki z każdym chętnym, ale śmiałek musi zgodzić się na to, że za rok, w kolejne Boże Narodzenie, Zielony Rycerz zada mu dokładnie ten sam cios, który od niego otrzymał.

Żaden z rycerzy Okrągłego Stołu nie chce podjąć tego wyzwania w obawie przed domniemaną mocą dziwnego przybysza. Tylko Gawen (spolszczona wersja imienia Gawain), najmłodszy i najszlachetniejszy z nich, podejmuje wyzwanie, ratując tym samym dwór króla Artura przed utratą honoru i hańbą tchórzostwa. Staje do walki z Zielonym Rycerzem i ucina mu głowę. Wtedy to, ku zdumieniu wszystkich, pokonany powstaje, osadza sobie odrąbaną głowę z powrotem na karku i nakazuje Gawenowi stawić się za rok na swoim dworze w Zielonej Kaplicy, gdzie zgodnie z obietnicą zada mu taki sam cios, jaki od niego otrzymał.

Zielony rycerz
fot. mat. prasowe

Adaptacja poematu „Pan Gawen i Zielony Rycerz”

Gawen w poemacie jest rycerzem idealnym, dlatego słowa dotrzymuje. Po roku wyrusza na poszukiwanie Zielonej Kaplicy, gdzie ma stracić głowę. Jego wędrówka ma charakter alegoryczny, napotyka na swojej drodze mnóstwo przeszkód, których zadaniem jest wystawić na próbę pięć cnót rycerskich Gawena (wielkoduszność, odwagę, pobożność, rycerskość i czystość). Na końcu Zielony Rycerz oszczędza głowę młodzieńca, bo cała podróż okazała się swoistym testem rycerskości, zdanym pomyślnie.

I co z tym poematem zrobił reżyser? Cóż, nakręcił najpiękniejszy audiowizualnie obraz tego roku i chyba tylko „Diuna” będzie w stanie odebrać mu ten tytuł. „Zielony rycerz” olśniewa zdjęciami, muzyką, kostiumami (za te ostatnie odpowiada Polka, Małgosia Turzańska, która najprawdopodobniej otrzyma dzięki temu filmowi swoją pierwszą Oscarową nominację). I to wszystko za mniej niż 25 milionów dolarów, czyli według Hollywoodzkich norm za grosze. Mam nadzieję, że da to do myślenia tym wszystkim filmowcom, których do fantastyki zniechęca przekonanie, że produkcje z tego gatunku wiążą się z ogromnym budżetem.

Współczesny „Pan Gawen i Zielony Rycerz”

A co dostajemy pod tą piękną formą? Dziwną, smutną, melancholijną baśń, która wywraca do góry nogami sens literackiego pierwowzoru i rzuca na niego współczesne światło. Filmowy Gawain (Dev Patel) to nie wspaniały rycerz, a nieodpowiedzialny młodzieniec. Przyjmuje wyzwanie Zielonego Rycerza trochę ze szczeniackiej brawury, a trochę… na skutek czarów swojej matki, czarownicy Morgany (Sarita Choudhury), która chciałaby, by w końcu wydoroślał. Jego podróż do Zielonej Kaplicy to zapis porażek: każdą próbę rycerskości, jaką stawia przed nim los, Gawain oblewa.

Bo filmowy Gawain nie reprezentuje wzniosłych ideałów, a przeciętnego, współczesnego, pełnego obaw człowieka, który nie wie już dłużej, co jest słuszne. To everyman, (anty)bohater nudny i szary, pełen wad. Bliski nam w swoim egoizmie i tchórzostwie, w głupich wyborach i lęku. I to jest w „Zielonym rycerzu” najbardziej poruszające. Lowery trawestując losy Gawaina z jednej strony demaskuje kartonowość rycerskich ideałów, z drugiej – pochyla się nad kondycją naszego świata, w którym wspomniane ideały nie mają już racji bytu. Piękno, odwaga i dobro są przerażająco stare jak król Artur (Sean Harris), w celowo upodabniającej go do trupa charakteryzacji. Legendy są zatem martwe, a nowe już się nie narodzą – nie spełniają pokładanych w nich nadziei jak młody Gawain.

Filmowa adaptacja legend arturiańskich

Film kusi, by interpretować go na różne sposoby, a to dzięki temu, że Lowery tworzy dzieło nie tyle o średniowieczu, co średniowieczne z ducha – przepełnione metafizyką i głęboko symboliczne. Jako ludzie współcześni wywodzimy się z kultury oświeceniowej: racjonalnej, logicznej, wierzącej w naukę. Doceniamy to, co rozumne. Lubimy fabuły o przyczynowo – skutkowym ciągu, porządek i prawdopodobieństwo. Ale człowiek sprzed rewolucji oświeceniowej i przemysłowej, człowiek średniowieczny, bardziej czuł niż wiedział, żył w świecie, który tłumaczył sobie mitami; świecie, który stanowił dla niego nieprzeniknioną tajemnicę.

Zielony rycerz
fot. mat. prasowe

I tę tajemnicę reżyser zachowuje. Tworzy obraz ogromnego, dzikiego, niezrozumiałego świata, wypełnionego przestrzenią i ciszą, o jakiej dzisiaj możemy jedynie marzyć. To właśnie marzenia, symbole, alegorie składają się na czar tego filmu, jego oniryczny klimat i wrażenie, że obcujemy z czymś mistycznym. Przenosimy się do tych dawno minionych czasów, kiedy światem rządziły wyobraźnia i wiara, a nie racjonalizm i nauka. Dzieło jest wieloznaczne, każdy wyniesie z seansu swoją własną prawdę.

Najlepszy film fantasy 2021

Dla mnie jest to przede wszystkim opowieść o tym, że człowiek nigdy tak naprawdę nie jest gotowy na własną śmierć; a gdy ta przychodzi, często jest dla nas niesprawiedliwa i irracjonalna. Także o tym, że wielkość nie daje szczęścia, a może to my jesteśmy na nią za mali, zawsze trochę zbyt niedojrzali i niespełnieni.

Jednym z wyraźniejszych motywów „Zielonego rycerza” jest również refleksja ekologiczna. Natura jest tutaj obecna nie tylko „we własnej osobie”, czyli w ujęciach przepięknej irlandzkiej przyrody. Dużo tutaj zapowiedzi końca epoki ludzkiego współistnienia z naturą, a początku jej niepohamowanej eksploatacji; oglądamy karczowane lasy, upadające pod toporami przedwieczne drzewa. A sam tytułowy Zielony Rycerz? Podobny do enta, pokryty mchem, w sposób oczywisty stanowi personifikację natury. I tak jak przyroda, on także odda człowiekowi w odwecie każdy cios, który ten mu zada. Z tą jednak różnicą, że Zielony Rycerz po odcięciu głowy włoży ją sobie na kark i będzie trwał dalej, jak Ziemia po wszystkich wymieraniach i zmianach klimatu. Ale ludzkość może już nie przeżyć uderzenia Zielonego Rycerza…

Zielony rycerz
fot. mat. prasowe

Podsumowując: czy David Lowery zaspokoił mój głód fantastyki baśniowej? Tak, i to z nawiązką. Dzięki niemu mogłam zanurzyć się w świecie symbolu, mitu, nieokiełznanej wyobraźni i dzikiej przyrody. Jestem jednak w pełni świadoma, że „Zielony rycerz” nie „podejdzie” każdemu. To film o powolnym, kontemplacyjnym tempie, pozbawiony jasnych odpowiedzi, zwrotów akcji i bohatera, z którym moglibyśmy sympatyzować. Dla tych, którzy szukają w kinie przede wszystkim eskapizmu może okazać się niestrawny i nużący; pozostałych zapraszam do wyruszenia w podróż u boku sir Gawaina.

Recenzja: Katarzyna Kebernik – pisarka, dziennikarka, krytyk filmowy, z wykształcenia literaturoznawca. Pisze mi.n. dla portalu film.org.pl i miesięcznika „Kino”. Laureatka II miejsca w Konkursie o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka oraz zwyciężczyni konkursu Krytyk Pisze FKA.

Annette

🟧 Przeczytaj: Kino od nowa – relacja Julii Palmowskiej z Festiwalu Nowe Horyzonty
🟧 Przeczytaj: Pasów nie ma, gaz do dechy: recenzja filmu „Titane”
🟧 Przeczytaj: Jak smakuje „gorzki fiolet”? – recenzja filmu „Hiacynt” (2021) Piotra Domalewskiego
🟧 Przeczytaj: Zwierzęce Nowe Horyzonty – relacja Marty Chrzczanowicz

👉 Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content