W grudniu 2021 roku odbyła się już 16. edycja festiwalu filmów afrykańskich AfryKamera. Warto zrobić przegląd najciekawszych i najbardziej dających do myślenia filmów tego roku.
W tegorocznej edycji mieliśmy do czynienia z bardzo różnorodnym miksem gatunkowym – na AfryKamerze mogliśmy wzruszać się przy filmach romantycznych (Aloe Vera), bać się przy mieszance horroru i fantastyki (Opowieści Juju), a także zastanowić się głęboko nad problemami społecznymi poruszanymi w filmach dokumentalnych (Przestańcie nas filmować, Spacer z Aniołami) lub dramatach (Śpiący Murzyn, To nie pogrzeb; tylko zmartwychwstanie).
Opowieści Juju (2021) – zabawa formą, refleksja nad tradycją oraz opowieść o nierównościach społecznych
Opowieści Juju to tryptyk przedstawiający trzy opowieści, wyreżyserowane przez trzech różnych reżyserów z kolektywu Surreal16 (Michael Omonua, Abba Makama, CJ Obasi). Bohaterów każdej z historii łączy nigeryjskie pochodzenie, znajomość pradawnych wierzeń oraz bliskie spotkania ze światem magicznym.
Pierwsza z nich – Love Potion – opowiada o kobiecie (Marcy), która zmęczona niedostępnością emocjonalną mężczyzny (Leonarda) sięga po napój miłosny (czyli tytułowy Juju), aby go przy sobie zatrzymać. Jest to dość prosta historia z prostym morałem – na przykładzie Marcy i Leonarda twórca pokazuje to, jak często mamy tendencję do idealizowania i gloryfikowania ledwie poznanej osoby, podczas gdy rzeczywistość może okazać się okrutna, o czym w finale przekonuje się Marcy. W tym segmencie można dostrzec znamiona satyry twórca wyśmiewa koncept “miłości od pierwszego wejrzenia”, co możemy zauważyć w scenach, w których dominuje narracja bohaterów z offu i ich wyobrażenia o wspólnej przyszłości.
W drugiej historii – Yam – mamy do czynienia z opowieścią o mężczyźnie, Amosie, który po podniesieniu z ulicy pieniędzy zamienia się w Jam (Pochrzyn). Po raz kolejny widz może zapoznać się z nigeryjskimi miejskimi legendami oraz, co najważniejsze, odnieść historię Amosa do problemu obecnych w Nigerii nierówności społecznych.
Ostatni segment Opowieści Juju – Nie opuścisz wiedźmy – opowiada historię o trójkącie miłosnym między uczniami nigeryjskiej szkoły – Chinwe, Ikenny i Joy. Jest to znana nam wszystkim opowieść o zemście z zazdrości, w której po raz kolejny pojawia się wątek fantastyczny. Twórca od samego początku daje nam bowiem znać, że Joy może być czarownicą i wpływać na pozostałych bohaterów dzięki użyciu czarnej magii. Ostatnia część zawiera w sobie dużo czarnego humoru, ale także elementów należących bardziej do kina grozy niż do fantastyki.
Choć może wydawać się, że opowieści te są dość banalne, zdecydowanie warto zwrócić uwagę na to, jak twórcy filmu zręcznie bawią się konwencją. Opowieści Juju to udane połączenie gatunkowe – od dramatu, filmu fantasy z elementami horroru, po absurdalną czarną komedię. Widz może spojrzeć na nigeryjską kulturę i folklor z zupełnie innej strony. Nigeria nie jest bowiem przedstawiona tam jako biedny afrykański kraj, ale jako miejsce z niezwykle bogatą, lokalną kulturą. Połączenie tych elementów może skutkować popularyzacją zupełnie innego wyobrażenia o Nigerii na Zachodzie, co niewątpliwie można uznać za sukces twórców kolektywu.
To nie pogrzeb, tylko zmartwychwstanie (reż. Lemohang Jeremiah Mosese, 2019) – sensoryczna podróż w głąb Lesotho
Filmem godnym polecenia jest również To nie pogrzeb, tylko zmartwychwstanie w reżyserii Lemohanga Jeremiaha Mosese. Jednocześnie jest to najdłuższa z wyżej wymienionych pozycji, jednak długość seansu jest tu zdecydowanie uzasadniona. Film można zaliczyć do nurtu slow cinema – dominują w nim długie, statyczne ujęcia, natomiast niemal w każdym kadrze można odnaleźć głębsze znaczenie. Przy okazji, każdy z nich jest niczym oddzielny obraz malarski, który pozwala widzowi wyobrazić sobie, jak to jest być mieszkańcem Lesotho. Reżyser zabiera nas na sensoryczną i wzruszającą przygodę, która zmusza do refleksji na temat utożsamiania progresywizmu z czymś jednoznacznie dobrym.
Główną bohaterką To nie pogrzeb, tylko zmartwychwstanie jest Mantoa (Mary Twala) – pozornie niegroźna, starsza kobieta. Prawdą jest jednak to, że to ona jest najważniejszą i najbardziej szanowaną osobą w wiosce. Można właściwie śmiało stwierdzić, że odpowiada za wszystkich mieszkańców, o czym świadczą liczne ujęcia sugerujące jej przywódczość (np. scena, w której Mantoa otacza się owcami). Kobieta aktywnie walczy o zachowanie tradycji oraz o spoczęcie ze swoimi zmarłymi krewnymi w miejscu, w którym spędziła całe swoje życie. Wszystko to ma jednak zmienić się ze względu na projekt budowy tamy, który w konsekwencji doprowadzi do przesiedlenia mieszkańców wioski i ekshumacji grobów jej rodziny.
Niemal każdy kadr filmu przepełniony jest symboliką, a sama opowieść przybiera formę paraboli. Na największe wyróżnienie zasługuje jednak Mary Twala, która tworzy niezwykle przejmującą i intymną kreację. Trudno także nie wspomnieć o muzyce skomponowanej przez Yu Miyashitę, która idealnie współgra z krajobrazami Lesotho i stanem duchowym protagonistki. To nie pogrzeb, tylko zmartwychwstanie to film traktujący o buncie, który w tym przypadku nadaje głównej bohaterce nowego sensu – jak wskazuje sam tytuł, walka o wartości staje się jej własnym zmartwychwstaniem
Relacja: Nina Zajączkowska
Przeczytaj: Śpiący Murzyn – recenzja filmu – festiwal AfryKamera 2021
Przeczytaj: Aurora Films: codzienne życie dystrybutora
Przeczytaj: Sidor x S-Age: chcemy rozpowszechniać muzykę – wywiad z zespołem