Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj – oznajmia z okładki swojej książki Mery Spolsky i już sam ten tytuł brzmi szokująco. Nie ma jednak powodów do obaw. Każdy, kto zna artystkę trochę dłużej, wie że aby ocenić nowe dzieło, które wyszło spod jej pióra (czy jej wytwórni), trzeba zajrzeć do środka.
I tu świetnie sprawdza się wyświechtane już powiedzenie, żeby książki nie oceniać po okładce, bo kto oceni – dużo straci. W środku znajdziemy bowiem… wykaz codziennych trudności i lęków, ale i szalonych chwil dwudziestokilkulatki, która dzieli się z nami bez najmniejszego skrępowania bólami dorosłości, ale i pozytywnymi zaskoczeniami, smutkami i radościami, a wszystko to okraszając historiami z randek, wakacji i domu. Na swoim najnowszym albumie o identycznym tytule co książka, kilka z jej rozdziałów nam wyśpiewuje. I niech ktoś mi powie, że nie jest to jedna z najbardziej oryginalnych artystek młodego pokolenia z Polski!
Mery Spolsky jak zwykle z No Echoes
Mery Spolsky po raz kolejny postawiła na współpracę ze swoim niezawodnym partnerem scenicznym – No Echoes, z którym stworzyła 10 nowych piosenek jako muzyczną ilustrację do wybranych tekstów ze swojej książki. Utwory te nie tylko składają się w całość jako najnowszy album piosenkarki, ale i są fragmentami audiobooka Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj. Artystka zdecydowała się bowiem na wydanie słuchowiska do książki i to w dwóch formach – jednej całkowicie czytanej, drugiej – ze wstawkami muzycznymi, którymi jest właśnie wymienione wyżej 10 utworów.
I utrwala Ci się w głowie, jaka jestem, a jaka nie jestem
Album otwiera piosenka tytułowa, która pełni funkcję zapowiedzi tego, co znajdziemy w następnych utworach. To także kompozycja promująca Live Acty, z którymi Mery jeździ po całej Polsce wyśpiewując piosenki z płyty, odczytując fragmenty książki, tworząc trochę spektakl, trochę koncert, trochę monodram – czyli, jak sama mówi – stereodram. W piosence Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj jest więc elektroniczne brzmienie, trochę ironii, ale i przejmujących fragmentów całkiem na serio. Oprócz tego zabawa słowem, którą, tak charakterystyczną dla Mery, jeszcze wyraźniej możemy zauważyć w następnym utworze pt. Trapowe Opowiadanie. Dostajemy w nim świetną „nawijkę” godną urodzonej raperki, przedstawiającej nam „zbiór jakichś rzeczy, które lubi i których nie lubi”. Słuchając go, jak mówi sama artystka pod koniec piosenki – “mamy już o niej jakieś zdanie”. I naprawdę trudno, aby po takim (trapowym) opowiadaniu było ono inne niż bardzo pozytywne. Nie bez powodu był to singiel zapowiadający audiobook.
Następna w kolejności jest ciekawa muzycznie, bo nawiązująca stylem do Duy Lipy – bohaterki tegoż utworu, basowo-elektroniczna kompozycja. Tekstowo do połowy to niespełnione marzenie o byciu znaną światową piosenkarką, na końcu jednak przychodzi refleksja, że może lepiej pozostać zwykłą-niezwykłą dziewczyną Spolsky. Krzepiące to przemyślenia, które nie zawsze w naszej zwykłej-niezwykłej codzienności umiemy tak dobrze spuentować wiodąc swoje własne, wyjątkowe życia. Kolejne Nie Umiem Mówić Nie to manifest asertywności… której Mery tak często brak. W zabawnych słowach chyba każdy odnajdzie choć szczyptę siebie. No, może z wyjątkiem przywołanej w tekście Katarzyny Nosowskiej, która jedyna umie powiedzieć „nie, to nie”.
O mamie i tacie
Na płycie znaleźć można wiele prywatnych nawiązań, dwa z nich jednak chwytają za serce wyjątkowo – tęsknota za ukochaną mamą oraz wyraz uznania i wdzięczności tacie. Jemu zadedykowana jest piosenka pt. Tata, w której zresztą sam Arkadiusz Żak, czyli bohater utworu, zagrał na basie. Wedle Mery „jej tata wymiata” i po wysłuchaniu zarówno całego tekstu, jak i basowej partii, nie można się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Natomiast podczas dziesięciu minut trwania Najsmutniejszej dziewczyny roku, czyli opowieści o mamie Mery, nie można nie uronić łzy. To nostalgiczne wspomnienia rodzicielki, ale i własne przemyślenia na temat śmierci samej w sobie. Niewątpliwie jest to najtrudniejszy do przesłuchania utwór, szczególnie w otoczeniu raczej lekkich tematycznie kompozycji. Jednak nawet w nim nie brak ironicznych spostrzeżeń na temat życia doczesnego.
I co Ty na to kochanie?
W czasie odsłuchiwania albumu mamy jeszcze okazję przenieść się na plażę w Kuźnicy za sprawą autorskiego reggaetonu, wysłuchujemy skargi na nie-płaski Brzuch, a także Prośby Do Następczyni, którą Mery bezpośrednio nawiązuje do jednego ze swoich największych wzorów i idoli – Grzegorza Ciechowskiego. Całą płytę kończy „PAPA” – psychodeliczny nastrój wyczuwalny od pierwszych sekund to tło do muzycznego testamentu artystki.
Cały album, ale i audiobook, promowały dwa teledyski – do Trapowego Opowiadania oraz do PAPA właśnie. I tak na przykład w klipie do ostatniego z utworów Mery przygląda się nam przekornie, leżąc w trumnie, a w „Trapowym Opowiadaniu” policzkuje Macieja Maleńczuka. Prowokuje? Raczej na swój sposób puszcza oko do widza, wprowadzając go do swojego świata.
Do swojego świata otwiera drzwi wpuszczając na dobre każdego, kto przesłucha cały album złożony z fragmentów audiobooka Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj o tym samym tytule. A jest to szalona podróż, pełna dobrej muzyki i świetnych tekstów, którą Mery Spolsky udowadnia, że nie boi się eksperymentów, a w swym nowatorstwie ma nam jeszcze dużo do zaprezentowania.
Recenzja: Aleksandra Wieczorek
Spodobała ci się recenzja albumu-audiobooka Mery Spolsky??
Przeczytaj również: Mery Spolsky, czyli Mazowiecka Kiecka z królestwa kobiet
Przeczytaj również: Sanah w trasie. Kolońska i Szlugi Tour i nowości wokalistki
Przeczytaj również: Trio z Belleville. Trojaczki, które urzekły świat
Przeczytaj również: Bach – 10 najsłynniejszych utworów, które zapisały się na kartach historii
Znajdź ciekawe koncerty w naszej