Omar Sy był już „nietykalny”. Natomiast teraz pozyskał umiejętność bycia niewidzialnym. Nowy serial Netflixa francuskiej produkcji cieszy się olbrzymim zainteresowaniem widzów. Zaskakujący, poruszający, z przymrużeniem oka – taki jest Lupin. Dlatego ostrzegamy — seans nie zakończy się na tylko jednym odcinku.
„Ze wszystkich sztuk iluzja jest najsubtelniejsza”
Myśl tę w Assanie Diopie, głównym bohaterze serialu (w tej roli Omar Sy), zaszczepiła lektura zbioru opowiadań autorstwa, które napisał Maurice Leblanc. Jej tytuł brzmiał „Arsène Lupin, dżentelmen włamywacz”. Była to fikcyjna postać, którą w znacznym zakresie charakteryzuje już sam tytuł zbioru. Równie bezczelny, co szarmancki, wyznający specyficzną odsłonę moralności – samozwańczy „Robin Hood” we własnym interesie.
Lupin był bowiem złodziejem, ale nie byle jakim. Jego kradzieże miały nosić znamiona walki ze złem, a sam akt kradzieży – wymierzenia sprawiedliwości. Motywy działania były zaś równie wyjątkowe, jak sam sposób ich uskuteczniania, przypominający swoisty spektakl, w którym każdy gest ma swoje znaczenie i formę docenianą przez najbardziej wymagających estetów.
Książka ta przewija się na przestrzeni serialu, będąc drogowskazem nie tylko dla samego Assane’a, ale również dla tych, którzy pojawiali się na jego drodze. Stała się ona bowiem jego swoistą instrukcją obsługi, z której próbowano wyczytać jego kolejne kroki. Assane to współczesny Lupin.
„Ludzie się nie zmieniają”?
Posiadając takie przekonanie, Assane stanowił jego zupełne zaprzeczenie. Na przestrzeni I sezonu serialu był bowiem żywy i martwy, młody i stary, wolny i więziony, a to tylko niektóre z jego wcieleń.
Assane jest dobrze zbudowanym, ciemnoskórym mężczyzną w kwiecie wieku. Widz poznaje go jako sprzątacza w paryskim Luwrze z kłopotami finansowymi, osobistymi i… szalonym pomysłem kradzieży naszyjnika Marii Antoniny, wartym miliony euro. Wydawać by się mogło, że motyw jego działania jest jasny, podobnie jak sam główny wątek serialu. Spodziewając się wielu godzin czystej akcji, widz poznaje jednak drugie dno historii i wie już, że może oczekiwać absolutnie wszystkiego.
„Patrzyliście, ale nie widzieliście”
Nie jest to zarzut, ale taktyka działania. Assane, będąc nieistotnym w oczach osób o wyższym statusie, mógł skutecznie wcielać swoje zamiary w życie. Już w tym miejscu w serialu zarysowuje się wątek nierówności społecznych, leżących też u źródła misternego planu głównego bohatera. Było nim poznanie prawdy o swoim ojcu Babakarze (w tej roli Fargass Assandé) – dla niego dżentelmenie o dobrym sercu, dla opinii publicznej – zwykłym złodzieju.
Każdy krok Assane’a jest podyktowany chęcią poznania tej prawdy. Wykonywany jest przy tym z niezwykłą gracją i mistrzowską wirtuozerią. Widz dostrzega to w szczególności, dzięki licznym retrospekcjom, w których poznaje szczegóły jego działania i znaczenie poszczególnych, z pozoru nieistotnych, wydarzeń. Assane, niczym Lupin, uwodzi swoje ofiary i nas samych.
„Flirt akcji”
Właśnie tak można by ująć charakter I sezonu „Lupina”. Mimo mnóstwa zwrotów akcji, które przykuwają widza do fotela na kilka dobrych godzin (w tym szczególnie emocjonujący odcinek trzeci z motywem porwania), nie zabrakło w nim też miejsca na liczne, wabiące niuanse, będące zasługą postaci Assane’a.
Próba kradzieży drogocennego naszyjnika przy burzy oklasków? Ofiara nalegająca, aby jej złoczyńca wziął ze sobą jeszcze odrobinę kosztowności? Przetrzymywany, który kryje swojego ciemiężyciela? – w „Lupinie” to nic nadzwyczajnego. Można jednak dopatrywać się w tym również defektu samej produkcji. Postać z samymi sukcesami na koncie w pewnym momencie zatraca swoje człowieczeństwo i można przestać się z nią utożsamiać. Assane osiąga je jednak tak subtelnie, że aż chce się dołączyć do wiwatującego mu tłumu.
Co więcej, wartka akcja nie stanęła na przeszkodzie pogłębieniu psychologicznemu głównej postaci, którą widz poznaje już jako młodego chłopca. Może, dzięki temu, obserwować jego bliskie relacje z samotnie wychowującym go ojcem, pierwsze zauroczenie, pasję, jaką odnajdywał w zgłębianiu literatury, zawierane przyjaźnie, rozterki i cierpienie z powodu straty. To tylko pogłębia relację na linii bohater — widz.
W serialu nie zabrakło też elementów humorystycznych, co ciekawe – współtworzonych również z wykorzystaniem muzyki. Pościg ze „Sway” w wykonaniu Rosemary Clooney, Perez Prado i orkiestry w tle, czy obserwacja przy nutach „I can see clearly now” Johnny’ego Nasha? Dlaczego nie? Wszystko to tłumaczy sukces serialu Netflixa, przy którym można i warto bingować (bindżować) przez kilka ekscytujących godzin.
Lupin – obsada
Omar Sy (znany też z roli w filmie „Nietykalni” w reżyserii Oliviera Nakache i Erica Toledano) wypadł świetnie w roli Assane’a. Jego naturalny wdzięk sprawia, że widz przymyka oko na wszystkie przekręty bohatera, o ile nie kibicuje mu przy każdym kolejnym. Na uwagę zasługuje również Fargass Assandé występujący w roli Babakara, który oddał na ekranie jego ojcowską miłość, życiową mądrość, ale i pokorę.
W końcu, Ludvine Sagnier jako Claire – żona Assane’a świetnie ukazała rozdarcie postaci, z jednej strony mającej słabość do wiecznie nieobecnego i tajemniczego męża, z drugiej zaś chcącej ustabilizować swoje życie u boku kogoś nowego.
Lupin – czy będzie drugi sezon?
Na zastanawiających się, czy i ewentualnie kiedy 2 sezon zagości na ich ekranach, czeka dobra wiadomość. Jest on planowany i można się go spodziewać już w kwietniu 2021 roku. Wynika to z ograniczonej ilości dostępnych obecnie odcinków – cały sezon składa się jedynie z 5 z nich, co nie jest standardem dla platformy Netflix. Niezaznajomionych z „Lupinem” zachęcamy. To dobry serial na binge-watching.
Recenzja:
Poprzedni tekst autorki: Bankier – George Nolfi
Przeczytaj: Przyszłość po rozpadzie – recenzja serialu „Plemiona
Przeczytaj: Malcolm & Marie – Netflixowy kandydat na Oskara?