Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/02/20232271_1784910325134388_2670647831998139303_o.jpg
    [1] => 640
    [2] => 427
    [3] => 
)
        

Kiedy przyjeżdżał na Festiwal Filmów Historycznych „Walkiria” wiadomo było, że wszystkie oczy będą zwrócone na Krzysztofa Kowalewskiego. Niekończące się pytania, prośby o zdjęcia i autografy. Nie odmawiał nigdy. Podobnie jak gościom, spragnionym krótkiej rozmowy i dosiadającym się do stolika przy popołudniowej kawie w Kętrzynie.

Krzysztof Kowalewski zagrał w ponad 120 filmach i serialach, na deskach teatrów wystąpił ponad tysiąc razy. Poznali go też studenci warszawskiej Akademii Teatralnej, gdzie uczył przez wiele lat. Kochał teatr, popularność przyniósł mu jednak film.

Nie byłoby pewnie tak wyrazistej kreacji Rocha Kowalskiego, czyli oficera dragonów pana Maleszki w sienkiewiczowskim „Potopie” (1974 r., reż. Jerzy Hoffman), gdyby nie Krzysztof Kowalewski. Nie byłoby tak zabawnego, przejawiającego skłonność do mitomanii i mocnych trunków Onufrego Zagłoby w „Ogniem i mieczem” (1999 r., reż. Jerzy Hoffman), gdyby nie talent aktorski Kowalewskiego.

Wojenne losy

Syn dyrektora fabryki papieru w Jeziornie i oficera Wojska Polskiego – Cypriana Kowalewskiego i aktorki o żydowskim rodowodzie – Elżbiety Kowalewskiej, przyszedł na świat 20 marca 1937 r. w Warszawie. Wojnę spędził w zrujnowanej stolicy. Dzieciństwo miał jednak niełatwe, a tuż po upadku Powstania wyjechał do Kielc. Tam również rodzina nie zaznała spokoju. Dzień po pogromie kieleckim uciekli do Warszawy. Z matką, bo ojciec zginął w Charkowie.

Czas wojny i pierwsze lata powojenne jawiły się jako trudne, ale interesujące. „No właśnie: przeżyłem. Ale nie tylko to. Pierwszą miłość. Pierwsze upicie się. Papierosa pierwszego zapaliłem, camela z amerykańskich dostaw. No i matka dzień po pogromie powiedziała mi, że jestem Żydem” – wspominał w rozmowie-rzece z Juliuszem Ćwieluchem w wydanej siedem lat temu książce „Taka zabawna historia” (publikacja ukazała się w 2014 r. nakładem Wydawnictwa „Wielka Litera”). W rozmowie wspominał młodość przypadającą na lata PRL-u, oraz sportowe fascynacje (był zapalonym kibicem i szczególnie upodobał sobie koszykówkę, ale nie gardził mistrzowskimi rozgrywkami w „nogę”). Lubił pływać, studentów uczył szermierki.

W młodości nie miał pomysłu na życie, lecz podpatrywał aktorskie dokonania mamy. To wtedy zakiełkowała myśl, by pójść w jej ślady. W Warszawie ukończył popularne dzisiaj Liceum Staszica, a później szkołę teatralną.

Krzysztof Kowalewski i Wiesław Gołas na planie filmu “Brunet wieczorową porą”, fot. mat. prasowe

Nie tylko Zagłoba

Zaledwie kilka miesięcy potem upomniał się o niego film. A dokładniej reżyser Aleksander Ford, powierzając epizod łucznika w „Krzyżakach”. W następnych latach pojawiły się kolejne propozycje: „Zbrodniarz i panna” Nasfetera (1963 r.), „Kolumbowie” Morgensterna (1970 r.), „CK Dezerterzy” Majewskiego (1985 r.).

Talent aktorski Kowalewskiego wcześnie rozpoznał Stanisław Bareja, powierzając mu role w filmach: „Nie ma róży bez ognia” (1974 r.), „Brunet wieczorową porą” (1976 r.), „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” (1978 r.) oraz w kultowym „Misiu” (1980 r.).

Widzom filmowym i telewizyjnym szczególnie zapadły w pamięć kreacje w ekranizacjach sienkiewiczowskiej „Trylogii”: „Potopie”, oraz „Ogniem i mieczem”. „Ja jestem Kowalski, a to jest pani Kowalska” – mówił Roch zdumionemu Zagłobie, wskazując na szabelkę przy boku.

W ramach przygotowań do realizacji „Potopu” pobierał lekcje jazdy konnej. „Któregoś razu koń poniósł, a ja nieszczęśliwie upadłem” – wspominał na „Walkirii”. Pewnie dlatego  wykształcił się naturalny lęk i długo nie dosiadałem wierzchowca”. Zupełnie inaczej było z szermierką, której uczył w szkole aktorskiej. – „Na potrzeby pracy w Potopie Wojciech Zabłocki odtworzył specyficzny styl walki, zwany szablą polską. To był bardzo realistyczny układ choreografii i prawdziwej walki” – mówił.

W ten sposób pracował na planie, a ponieważ między ekranizacją „Potopu” a „Ogniem i mieczem” minęło równo ćwierć wieku, „tak oto z młodego Rocha Kowalskiego Krzysiowi Kowalewskiemu udało się wejść w dojrzały wiek Zagłoby” – wspominał Jerzy Hoffman.

Do roli w ekranizacji dzieł Sienkiewicza Kowalewski powrócił rok później, za sprawą Greka Kaliopuli w filmowej adaptacji „W pustyni i w puszczy” (w reż. Gavina Hooda). To jednak w kreacjach komediowych czuł się najlepiej, i w takich najchętniej obsadzali go reżyserzy. „Nigdy w życiu” (2004 r.), „Ja wam pokażę” (2006 r.), „Ryś” (2007 r.) – długo by można wymieniać. Nie przyjął chyba tylko jednej – niezbyt rozgarniętego dozorcy w „Alternatywach 4”. Tę postać zagrał ostatecznie Roman Wilhelmi.

Krzysztof Kowalewski na deskach teatru

Rok po debiucie kinowym zadebiutował w teatrze (w 1961 r. rolą Willy’ego w spektaklu „Robin Hood”). Na deskach teatru czuł się wyśmienicie, a grał w wielu: Klasycznym, Dramatycznym, Teatrze Polskim oraz Rozmaitości. Wspominał Studencki Teatr Satyryków, w którym pierwsze kroki zawodowe stawiała Agnieszka Osiecka. Dla Kowalewskiego ważna była i tematyka sztuk, i kontakt z publicznością. Prawdziwą – jak mówił. Ostatecznie swoje zawodowe życie związał z warszawskim Teatrem Współczesnym, gdzie występował przez ponad 20 lat. W wywiadzie podkreślał, że „człowiek może urodzić się bardzo utalentowany, ale jeśli nie poprze talentu własną pracą, niewiele osiągnie”.

Mimo zawodowego triumfu na deskach teatru oraz na małym i dużym ekranie, sukces nazywał sprawą ulotną, a popularność traktował tylko jako część zawodu.

Krzysztof Kowalewski
Od lewej: Jolanta Tokarczyk, Krzysztof Kowalewski, Marek Łukasik i Jerzy Hoffman na “Walkirii”, fot. arch. Festiwalu Filmów Historycznych „Walkiria” mat. prasowe

„Kocham pana, panie Sułku”

Komediowe zacięcie Krzysztofa Kowalewskiego doskonale słychać na falach eteru. Historia wiecznego ucznia szkoły podstawowej, czyli pana Sułka (w tej roli Krzysztof Kowalewski) oraz rencistki – pani Elizy (Marta Lipińska) bawiła radiosłuchaczy przez prawie 30 lat (pierwsze odcinki komediowego słuchowiska pojawiły się na antenie Programu III Polskiego Radia w 1973 r.).

Rola Krzysztofa Kowalewskiego nie od razu została przesądzona. Początkowo na tytułowego Sułka proponowano Kazimierza Kaczora, który ponoć nie zdążył przyjechać na nagranie i w taki nieco przypadkowy sposób zastąpił go Kowalewski. Co na to sam zainteresowany? O swojej postaci mówił, że to „czuły cham”, bezpośredni, bez zahamowań i prosty w obejściu. Ale kochany przez radiosłuchaczy.

Ostatnią filmową rolę zagrał w filmie „Amatorzy” Iwony Siekierzyńskiej (2021). Obraz czeka na swoją premierę. To temat o światach dwóch społeczności – aktorów profesjonalnych i tych, którym los nie dał takiej szansy, ponieważ zmagają się z Zespołem Downa. Krzysztof Kowalewski zagrał tam rolę, która w życiu najlepiej mu wychodziła. Był aktorem. Odszedł 6 lutego 2021 r. w wieku 83 lat.

 

Jolanta Tokarczyk – dziennikarka filmowa, związana z prasą branżową (m.in. magazynem „Film&Tv Kamera”) i lifestylową. Prowadzi portal Filmowe Centrum Festiwalowe. Pasjami ogląda polskie filmy i uczestniczy w festiwalach. Od lat nieustannie zachwycona sylwetką aktorską Zbigniewa Cybulskiego.

 

W tekście wykorzystano fragmenty rozmów z Krzysztofem Kowalewskim w czasie festiwali Filmów Historycznych „Walkiria’ w latach 2017-18 oraz fragmenty książki „Taka zabawna historia”.

🟧 Przeczytaj: Lubię happy endy – wywiad z Dorotą Kobielą, reżyserką animowanej wersji „Chłopów” Władysława Reymonta
🟧 Przeczytaj: Krzysztof Kamil Baczyński – poeta Walczącej Polski

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content