Po kradzieży naszyjnika “Damy z gronostajem” przyszła pora na wyrównanie rachunków z Pellegrinim. I to nie jest clickbait, a jedynie akcja promocyjna kontynuacji cieszącego się niezwykłą popularnością serialu „Lupin”, która jest już dostępna na platformie Netflix. Czego można się po niej spodziewać? Znając Assane’a – z pewnością niespodziewanego. My już wiemy, a w niniejszej recenzji uchylamy rąbka tajemnicy.
Upadek bohatera?
Assane (w tej roli Omar Sy) dał się poznać jako niezwyciężony “dżentelmen włamywacz”, któremu błędy się nie zdarzają – przynajmniej kiedy mowa o realizacji misternego planu zaprowadzenia sprawiedliwości w Paryżu. Jego “ludzką” odsłonę poznaliśmy jedynie w kontekście prywatnych relacji, które jednak pozostają w nieustannym splocie z osobistą wendetą. Tym razem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – pierwsza część serialu kończy się bowiem wraz ze sceną porwania jego syna – Raoula (Etan Simon).
To zaś skutkuje serią zdarzeń, które zachwieją nie tylko wizją osiągnięcia upragnionego celu, ale też samym Assanem. Czy jego styl życia doprowadzi do upadku całej rodziny? Czy najbliżsi mu ludzie pozostaną lojalni bez reszty? W końcu, czy Assane będzie zmuszony ponieść najwyższą cenę swoich działań? Jedno jest pewne – nawet współczesny Lupin nie ucieknie od odpowiedzi na te pytania.
Nic nie jest takie, jakim się wydaje
Stwierdzenie to pasuje zarówno do samej konwencji serialu, jak i do konstrukcji jego biegu zdarzeń oraz kreacji bohaterów. „Lupin” w pierwszej kolejności jawi się jako kryminał, po chwili jednak odkrywamy jego elementy humorystyczne, aby w końcu dotrzeć do tych dramatycznych.
Te ostatnie wybrzmiewają szczególnie doniośle w drugiej części produkcji. Oprócz znanego już wątku oczyszczenia dobrego imienia zmarłego ojca Assane’a – Babakara (w tej roli Fargass Assandé), pojawiają się też nowe: zakazanej miłości, zaufania, hierarchii wartości i trudnych wyborów. To też opowieść, w której tle zarysowują się problemy nierówności społecznych i rasizmu. Wszystko to podane jednak w przystępnej, nieprzytłaczającej widza formie.
W zakresie fabuły „Lupin” zdążył nas przyzwyczaić do tego, że światem Assane’a nie rządzi przypadek. Podczas seansu zdarza się nawet, że to widz wciela się w rolę detektywa, próbującego wysnuwać daleko idące wnioski z pozornie nieznaczących detali. Mimo tego liczne retrospekcje, pozwalające zagłębić się w szczegóły jego działania, wciąż zaskakują.
Zaskakująca potrafi być również kreacja postaci – Assane odnajduje sprzymierzeńców tam, gdzie mógłby się ich nie spodziewać; zdarza się również, że na oparcie nie może liczyć tam, gdzie był go pewien. On sam w jednej z kluczowych scen obnaża się przed widzem z niezłomności, ukazując swoją bezbronność w pełnej krasie.
Bardziej kompletnego wymiaru nabierają też postaci jedynie nakreślone w pierwszej części serialu, tworząc zupełnie nowy kontekst i wysuwając się na pierwszy plan (mowa m.in. o Juliette Pellegrini i Youssefie Guedirze). Nie brak też nowych, kluczowych dla przebiegu zdarzeń charakterów. Stąd też widzowie z pewnością nie będą mogli narzekać na nudę. Uzyskają również odpowiedzi na pytania nasuwające się po obejrzeniu części otwierającej całą serię.
Na dobry początek
Pierwsza część serialu “Lupin” przyciągnęła przed ekrany dziesiątki milionów widzów na całym świecie już w pierwszym miesiącu po premierze, osiągając topowe pozycje w rankingach popularności niejednego kraju. Dla wielu było to z pewnością zaskoczenie – opowieści napisane przez Maurice Leblanc, będące inspiracją dla ich powstania, stworzono bowiem już przeszło 100 lat temu, a ich uwspółcześnienie stanowiło nie lada wyzwanie. Celem twórców nie była bowiem ekranizacja, ale rozwinięcie zaczerpniętego wątku w sposób kreacyjny.
Tym samym postać Lupina nie została ucieleśniona na ekranie, ale jej duch napędza działania głównego bohatera, który przejmuje wiele jego cech. Jak wspomniał sam Omar Sy w jednym z wywiadów: Myślę, że Lupin jest idealną rolą dla aktora – możesz z nim zrobić, cokolwiek zechcesz: być dramatycznym, zabawnym, beztroskim. On jest czarujący, mądry. Do tego ta akcja. Nie da się ukryć, że oddanie Omara postaci da się dostrzec podczas seansu. Jego energia świetnie współgra z rolą złodzieja-dżentelmena. Widz zaś potrafi docenić autentyzm na ekranie, o czym świadczą choćby wspomniane już wyniki oglądalności.
Kolejny sukces?
Druga część serialu powstała w tym samym czasie, co pierwsza, stanowiąc jej bezpośrednią kontynuację. Nie stanowi zatem wizji przebiegu akcji po latach, ale podtrzymuje ciągłość w zakresie rozwoju bohaterów i zdarzeń. Znacznie ułatwia to też “osadzenie” aktorów w swoich rolach, dzięki czemu sposób odbioru widza nie zostaje w żaden sposób zaburzony względem obrazu, jaki ten pamięta z pierwszej części serii.
Fabularnie sequel podtrzymuje poziom zaprezentowany w dniu premiery “Lupin”. Przekonująca gra aktorska sprawia, że widz wierzy (lub przynajmniej chce wierzyć) w prawdopodobieństwo kolejnych sztuczek Assane’a i wciąż daje się zaskakiwać. Wartości dodaje osobista historia głównego bohatera, z którą można się utożsamiać i przeżyć coś więcej. Omar Sy sprawdza się świetnie w tych różnych odsłonach, udowadniając po raz kolejny, że obsadzenie go w głównej roli nie było przypadkiem.
Wydaje się więc, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby i tym razem “Lupin” podbił czołówkę Netflixa w bindżowaniu (binge-watchingu). Z pewnością nie zabraknie też pytań o jego przyszłość. Czy zatem będzie kolejny sezon serialu? – Już samo zakończenie pozostawia otwartą furtkę dla tego scenariusza; komunikat Netflixa rozwiewa zaś wszelkie wątpliwości: “Serial Lupin powróci z 3. częścią”.
Recenzja: Lily
Przeczytaj: Lupin – nowy serial Netflixa
Przeczytaj: Do kin wchodzą Najlepsze lata
Przeczytaj: Szukając Nomadlandu, czyli o tych, którzy rzucili wszystko dla wolności