Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2024/05/Wielkanoc-1400x933.jpg
    [1] => 640
    [2] => 427
    [3] => 1
)
        

Niektóre podróże pozostawiają w naszych sercach głębokie ślady, otwierając oczy na nieznane wcześniej światy i wnosząc nowe spojrzenie na życie. Wielkanoc na Filipinach jest niezwykle barwnym i pełnym głębokich przeżyć okresem, szczególnie w czasie Wielkiego Piątku. Jednym z najbardziej fascynujących i zarazem kontrowersyjnych aspektów obchodów Wielkiego Piątku na Filipinach jest tradycja flagelacji i ukrzyżowania Chrystusa, którą można obserwować w różnych miejscach, na wyspie Luzon – czyli największej Filipińskiej wyspie, na której również znajduje się stolica, czyli Manila.

W wielki Piątek około godziny 8 wyjechałem ze stolicy wraz z moim znajomym, a zarazem lokalnym przewodnikiem, Deavenem do San Fernando by zobaczyć to niecodzienne wydarzenie. Spotkaliśmy się na przystanku autobusowym w dzielnicy Recto, znanej z możliwości załatwienia tam wszelkiego rodzaju podrabianych dokumentów. Autobusy stąd wyjeżdżają bez rozkładu jazdy. Jeśli chce się wyjechać na prowincję trzeba wsiąść w autobus i poczekać aż się zapełni. Tak samo zresztą na prowincji działają jeepney, czyli długie mini vany pozostawione tu przez amerykanów po drugiej wojnie światowej, a działające jako tani lokalny transport publiczny. Z tym, że w ich przypadku nie tak łatwo zorientować się, dokąd one w ogóle jadą i gdzie można do nich wsiąść. Otworzyło mi to oczy na codzienność życia filipińskich mieszkańców, a także na specyfikę podróżowania po tym kraju.

Na miejsce dojechaliśmy około 11, ponieważ miasteczko jest oddalone od Manili o 80 km. Wydarzenia miały zacząć się około 12 jak się jednak okazało już od wczesnego rana ludzie wychodzą na ulicę. Właściwie na każdym kroku mogliśmy spotkać biczujące się osoby, jest ich o wiele więcej niż ludzi, którzy zamierzają się ukrzyżować. Polega ono na przyczepianiu żyletek, ostrych przedmiotów czy rozbitego szkła do bicza, którym uderzają o własne plecy przecinając skórę aż do krwi. Zmierzają do miejsca ukrzyżowania, gdzie odgrywał się będzie finał wydarzenia, czyli ukrzyżowanie ochotników. Okaleczanie powoduje, że rany mocno puchną, czasem więc pojawiają się osoby, które te rany nacinają tak aby nie gromadziła się w nich ciecz. Robią to z pomocą specjalnego urządzenia z igłami, które potem dezynfekują alkoholem. W ten sposób Filipińczycy manifestują swoją gorliwą wiarę w Boga. Krew jest praktycznie wszędzie, na budynkach, na drodze, bryzga w każdym kierunku, dlatego ciężko jest uchronić nawet samego siebie przed plamami. Ja z wydarzenia wróciłem cały w krwi. Nie jestem pewien czy będę mógł zmyć ją z mojego plecaka.

 

Na Filipinach chrześcijaństwo odgrywa ogromną rolę w życiu społecznym i kulturowym, będąc głównym nurtem religijnym. Korzenie sięgają do czasów kolonialnych, gdy hiszpańscy konkwistadorzy z Ferdynandem Magellanem na czele przynieśli tę religię podczas okupacji trwającej przez ponad trzysta lat. Według danych statystycznych, około 80-85% populacji Filipin to osoby wyznające katolicyzm. To głęboka więź z wiarą katolicką sprawia, że obchody Wielkanocy, w tym także te kontrowersyjne tradycje, mają silne zakorzenienie w filipińskim społeczeństwie. Od wielu lat wielkopiątkowe ukrzyżowania przyciągają całe rodziny z dziećmi, ogromne ilości osób z okolicy i nie tylko. Widzieliśmy również paru turystów, również z Polski. Obserwując te wydarzenia, można dostrzec różnorodność uczestników – od osób wykonujących akt samobiczowania po tych, którzy wspierani przez rodzinę i znajomych niosą krzyże. Upadają, powstają, kobiety ocierają im twarze, widziałem nawet i odarcie z szat. Wśród tłumu obserwatorów możemy znaleźć osoby z biczami oraz różnej długości kijami, wprawiają je w ruch gdy tylko niosący krzyż upadną. Większość uczestników zasłania swoją twarz by nie być posądzony o zbytnie afiszowanie się swoją wiarą i odebranie jakoby robili to dla sławy czy poklasku. Robią to w końcu w imię Jezusa Chrystusa. Dla nich to moment intensywnego skupienia, połączonego z fizycznym wysiłkiem i niezwykłą duchową głębią, która definiuje ich osobistą podróż wiary. Następnego dnia po obchodach, czyli w sobotę, przeważnie następuje czas refleksji i modlitwy. To moment, gdy wierni głęboko kontemplują znaczenie śmierci Chrystusa i zacierają oczekiwania na zbliżającą się uroczystość Wielkiej Nocy. Tymczasem uczestnicy ukrzyżowania są hołubieni; ich akt wiary jest uznawany za czas chwały. Podczas podniosłej ceremonii składane są im kwiaty i wyrazy wdzięczności za ich oddanie.

Obchody Wielkiego Piątku na Filipinach są oczywiście nawiązaniem do drogi krzyżowej Chrystusa. To autentyczne przeżycie cierpienia i ofiary, które porusza zarówno uczestników, jak i obserwatorów. Warto jednak podkreślić, że nie wszyscy na Filipinach popierają tę tradycję. Kościół filipiński oraz centrala w Watykanie wyraźnie określają swoje stanowisko, zaznaczając, że śmierć Chrystusa na krzyżu była wystarczająca i nie ma potrzeby powtarzania tego cierpienia. Jest to temat dyskusji, który budzi wiele emocji i refleksji na temat granic między tradycją a ekstremizmem religijnym. Ku mojemu zdziwieniu całość wydarzenia przypomina jednak festyn. Dookoła pełno lokalnych stoisk z jedzeniem i zimnymi napojami. Można kupić przekąski, klapki, ubranie, pisklaki a nawet żywe złote rybki. Jest zabezpieczenie policji, straży pożarnej czy medyków. Cała droga przed wzgórzem, na którym ochotnicy już wkrótce mają zostać ukrzyżowani jest zabezpieczona taśmą a przed samym ukrzyżowaniem żołnierze na koniach widowiskowo odganiają ogromne tłumy gapiów by poszerzyć drogę, którą będą przechodzić męczennicy. Performance wygląda dość realistycznie, kobiety szlochają, rzymscy żołnierze wyśmiewają. Mimo realizmu samej sceny, bo w końcu ukrzyżowania odbywają się za pomocą prawdziwych gwoździ było dużo elementów wybijających z transu widowiska. Wyobraźcie sobie, że przenosicie się 2 tysiące lat wstecz i oglądacie ukrzyżowanie Chrystusa, i tu nagle ludzie zaczynają wyciągać telefony i nagrywać. Niektórzy byli wzruszeni, niektórzy śmiali się, a jeszcze inni bez emocji trzymali kamerki w górze by tylko złapać moment ukrzyżowania. Każdy przeżywał to wydarzenie na swój sposób. Wydarzenie wzbudziło we mnie różne skrajne emocje – w pewnym momencie nawet ciarki. Pogoda wydawała się współgrać z harmonogramem wydarzenia. Podczas pierwszej części – przemarszu, z nieba wylewał się niesamowity żar, który ciężko było wytrzymać nie biorąc czynnego udziału, a co dopiero przy takim osłabieniu organizmu jak w przypadku uczestników. Gdy zaczęły się ukrzyżowania nagle wezbrały się chmury, natomiast podczas ściągania z krzyża rozpętała się ulewa która nie tylko zmyła całą krew z ulic i rozgoniła cały tłum, ale stała się symbolem oczyszczenia.

Wydarzenia, które ujrzałem z pewnością były jednymi z najbardziej szokujących i zarazem emocjonalnych rzeczy, które zobaczyłem kiedykolwiek. Jestem zdania, że ważne jest, aby podkreślić szacunek dla różnorodności kulturowej i religijnej, pamiętając jednocześnie, że niektóre praktyki mogą budzić kontrowersje. Nie powinniśmy oceniać tradycji innych kultur, bo tak samo oni mogą uważać wiele naszych tradycji za nieodpowiednie. Mimo to jednym z najcięższych widoków, które zobaczyłem było biczujące się dziecko w wieku około 7 lat. Niestety, to rodzice najpewniej z wielką dumą wyrazili zgodę. Był to chyba najbardziej emocjonalny moment dla mnie – obserwatora z zewnątrz, uwiecznienie tego na zdjęciu wydawało się po prostu nieodpowiednie. Podczas gdy stajemy się świadkami takich wydarzeń, odczuwamy mieszane emocje. Jednak w tej różnorodności doświadczeń i interpretacji leży także bogactwo naszego społeczeństwa i świata. Warto zatem zachować otwarty umysł. To właśnie w tych momentach spotkania różnych kultur i tradycji rodzi się prawdziwa wiedza o świecie i siebie samym.

 

Artykuł i zdjęcia: Miłosz Latosi

 

  Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze

Spodobał Ci się nasz artykuł?

Przeczytaj również: Pierwsza ukraińska scena teatralna w Polsce aktywnie działa pod patronatem Instytutu im. Jerzego Grotowskiego
Przeczytaj również: Nie wszystko złoto, co zachwyca – recenzja wystawy Złote Runo Sztuka Gruzji w Muzeum Narodowym w Krakowie
Przeczytaj również: “Pałac pełen bajek” – Otwarcie zmodernizowanej wystawy w łódzkim Muzeum Kinematografii
Przeczytaj również: Odzyski-obiekty. Bogusław Bachorczyk
Przeczytaj również: Nowe oblicze slashera – gatunkowa dekonstrukcja i społeczne zaangażowanie
Przeczytaj również: Kos – recenzja. To nie jest film o Kościuszce

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content