Uzależnienie może przybierać różną formę: są osoby, które nie wyobrażają sobie życia bez substancji psychoaktywnych, alkoholu, hazardu i wizyt w solariach. Ale są też tacy, który mogą nałogowo oglądać seriale. W języku popkultury stworzono nawet określenie opisujące wielogodzinne siedzenie przed telewizorem albo ekranem komputera. To tzw. „binge-watching”. Po raz pierwszy słowo „binge” pojawiło się w czasie I wojny światowej. Stosowano je na określenie czynności nadmiernego objadania się lub picia alkoholu. Dopiero w 2012 roku, w związku z gwałtownym rozwojem technologii informacyjnych, „binge-watching” powiązano z kompulsywnym oglądaniem seriali.
Telewizja dawniej i dziś
Kiedyś, w czasach klasycznej, analogowej telewizji, seriale emitowane były z określoną częstotliwością, np. raz lub dwa razy w tygodniu. Widzowie, którzy mieli swoje ulubione tytuły, zaglądali do programu telewizyjnego, drukowanego na konkretny tydzień, i tak ustawiali swoje codzienne obowiązki, by usiąść wygodnie przed telewizorem i obejrzeć jeden odcinek. Dziś wciąż robi tak część społeczeństwa świadomie unikająca kontaktu z cyfrowymi technologiami. Ale i ona ulega namiastce binge-watchingu, bo np. seniorzy są w stanie oglądać seriale przez kilka godzin, przełączając się z tureckich produkcji emitowanych w TVP na seriale TVN-u albo Polsatu.
Mistrzami binge-watchingu są jednak wielbiciele Internetu, którzy nie wyobrażają sobie życia bez seriali dostępnych non stop, 24 godziny na dobę. Wyobraźmy więc sobie typowego serialowego maniaka: po powrocie z pracy lub szkoły i po zjedzeniu obiadu binge-watcher włącza swoją ulubioną platformę i ogląda, jeden po drugim, kilka odcinków, zatrzymując streaming tylko po to, by pójść do łazienki albo zrobić sobie kanapkę lub trzecią kawę. A skoro jeden odcinek może trwać nawet kilkadziesiąt minut, binge-watcher wyłącza komputer lub tablet po 3-4 godzinach, później bierze kąpiel, robi kanapki na następny dzień, i… znów włącza 2-3 odcinki, aby obejrzeć je w łóżku, tuż przed pójściem spać.
Ruchome obrazy działają jak heroina
Skąd to uzależnienie? Autorzy hasła „binge-watching”, opublikowanego na stronie „MacMillan Dictionary Blog”, piszą: „Według niektórych naukowców ludzie uwielbiają binge-watching, ponieważ uwalnia ono do mózgu naturalny związek chemiczny, który sprawia, że czują się dobrze. Ta substancja chemiczna, zwana dopaminą, jest odpowiedzialna za uczucie szczęścia wynikające z robienia czegoś przyjemnego, na przykład ćwiczeń lub dobrego jedzenia”. A skoro dzisiejsza technologia pozwala na wyświetlanie filmów w telefonie lub tablecie, swoje ukochane seriale oglądamy także w drodze do i z pracy lub na przerwie w szkole. Ciekawostka: jak podaje portal „NBC News”: „361 tysięcy osób obejrzało wszystkie dziewięć odcinków drugiego sezonu Stranger Things w pierwszym dniu jego premiery”. Doktor Renee Carr, cytowany przez „NBC News”, przyznaje: „Szlaki neuronalne, które powodują uzależnienie od heroiny i seksu, są takie same, jak w przypadku uzależnienia od oglądania seriali”. Trudno się nam dziwić: dobrze zrobione seriale angażują zmysły i hipnotyzują, oddziałują na emocje, przyciągają scenami seksu i okrucieństwa. A my zanurzamy się w dziwnym świecie, który jesteśmy w stanie pokochać tak bardzo, że potrafi nam on zastępować rzeczywistość.
Psychoterapeuci zdecydowanie przyznają, że binge-watching nie jest klasyczną formą uzależnienia, niszczącą umysł i ciało. Nie wgryza się tak głęboko w psychikę, odbierając zdolność racjonalnej oceny siebie i świata. Niestety namiętne, nałogowe oglądanie seriali może wpływać na nasze zdrowie psychiczne, powodując depresję, nerwicę i utratę zdolności do kontrolowania własnych reakcji. Okazuje się, że po zakończonym maratonie serialowym często czujemy się smutni, wyczerpani, wydrenowani z pozytywnej energii. Przyczyna tkwi w izolacji, w ciągłym skupieniu na telewizyjnym przekazie, w oderwaniu się od świata, od drugiego człowieka i przejściu w przestrzeń wirtualną, cyfrową, nierealną, epatującą „podkręconymi”, wyolbrzymionymi treściami. Kiedy dochodzimy do wniosku, że wolimy zostać w domu i oglądać seriale, zamiast iść na spotkanie ze znajomymi, to znaczy, że dzieje się z nami coś niepokojącego.
Seriale vs. książka
Swoistą odpowiedzią na nałogowe oglądanie seriali jest maniera współczesnych wydawców książek, którzy wykorzystują nasze przywiązanie do literatury i publikują np. powieści składające się z 600-700 stron; powieści świetnie wydane i odpowiednio droższe w porównaniu z 250-stronicową książką. To skupienie na objętości jest łatwo wyczuwalne w trakcie lektury, kiedy czytelnik ma wrażenie, że autor sztucznie rozdmuchał swoją fabułę; że jest w niej mnóstwo fragmentów, które należałoby wyciąć albo skrócić. Na szczęście czytanie książek (nawet grubych i słabo napisanych) ma pozytywny wpływ na naszą psychikę, a jeśli już coś obniża, to tylko poczucie literackiego gustu.
Dzięki skupionemu, skoncentrowanemu czytaniu efektywnie się uczymy, relaksujemy, odprężamy: zdobywamy wiedzę, przeżywamy katharsis, doświadczamy nowych uczuć i emocji. Zupełnie innym doświadczeniem jest binge-watching. Jeśli tuż przed pójściem spać będziemy oglądać telewizję, promieniowanie z ekranu TV, smartfona albo tabletu (tzw. niebieskie światło) zatrzyma w naszym mózgu wytwarzanie melatoniny, czyli hormonu snu. Dlatego osoby oglądające seriale lub filmy tuż przed snem mają często problemy z zaśnięciem, a jeśli już zasną, to śpią snem płytkim, który nie relaksuje organizmu. Stąd też lepszym rozwiązaniem jest przeczytanie kilku stron książki, która doskonale przygotuje nas do snu. I mimo że niewiele będziemy z niej pamiętali, z rana obudzimy się zdrowi i wypoczęci.
Oglądajmy seriale – z rozsądkiem
Nie znaczy to oczywiście, że powinniśmy unikać seriali jak ognia. Wprost przeciwnie: na popularnych platformach streamingowych znajdziemy świetne produkcje, stworzone z zapierającym dech w piersiach rozmachem. Często ich twórcami są autorzy mający na swoim koncie pełnometrażowe produkcje wyświetlane w kinach na całym świecie (nota bene, Agnieszka Holland wyreżyserowała kilka odcinków bestsellerowego serialu „House of Cards” oraz polski serial „1983”, wyświetlany na Netflixie). Wielbiciele sztuki filmowej na pewno powinni je obejrzeć, zachowując oczywiście zdrowy rozsądek i umiar. 1-2 odcinki ulubionego serialu, kilka rozdziałów dobrej powieści – oto proporcja, która nikomu nie zaszkodzi.
Dominik Sołowiej – dziennikarz, publicysta, właściciel Agencji Reklamowej Studio DS Info (www.studiodsinfo.pl). Współpracował z wieloma firmami i instytucjami publicznymi, kreując i realizując strategie marketingowe. Interesuje go marketing polityczny, zagadnienia public relations oraz problematyka nowych mediów.
Poprzedni tekst autora: Kto czyta książki, żyje lepiej i dłużej
Źródło informacji:
www.macmillandictionaryblog.com/binge-watching
www.nbcnews.com/better/health/what-happens-your-brain-when-you-binge-watch-tv-series-ncna816991
Fot., Thibault Penin / Unsplash