Film 1983 roku
Cóż to jak nie rollercoaster wyobraźni, podtekstów, ale też dziecinnej radości i nostalgii?
W styczniu tego roku miałem cudowną i unikatową okazję obejrzeć ekranizację bajki Jana Brzechwy z 1983 roku na wielkim ekranie.
Ustalmy od razu konieczne założenia, z których wychodzę w niniejszej analizie. Jestem obserwatorem totalnie z zewnątrz, czyli:
- Pochodzę z innej kultury niż polska
- Akademię Pana Kleksa jako tekst kultury (zjawisko kulturowe, dzieło sztuki filmowej, powód do nostalgii kilku pokoleń Polaków i Polek) poznaję dopiero teraz – mając 26 lat
- Przez to wszystko mam inną perspektywę odbioru filmu
Zanim obejrzałem film już miałem pewną ukształtowaną wizję tego, na co mogę się spodziewać. Przez kilka lat ciągle słuchałem zachwyconych wrażeń ludzi o różnym wieku. Słuchałem cytatów, skojarzeń, w pewnym sensie fanfików też. I właśnie z takim bagażem wiedzy udałem się na spotkanie z legendą.
Pierwszą porcję zdziwienia i zaskoczenia otrzymałem już na samym początku filmu – po napisach początkujących. Na kilka sekund na ekranie pojawia się piękny zamek, stojący na skraju skały. “Przecież to jest Jaskółcze Gniazdo!” chcę wykrzyknąć na całą salę. Krym, w którym spędziłem całe dzieciństwo, Południowe Wybrzeże – niby oddzielny świat, przyciągający turystów ze wszelkich zakątków Europy. I Jaskółcze Gniazdo, będące głównym symbolem tego Wybrzeża – tuż na początku filmu, o którym się dowiedziałem kilka lat temu, a który został stworzony długo przed moim urodzeniem. Piękny początek.
To co się rozgrywało przez kolejną godzinę można określić jako wybuchową mieszankę psychodelii, ekstraktu z wielu światowych bajek a także na dziwo otwartych i nieskrępowanych eksperymentów z tematami queer oraz LGBTQ+ (pamiętajcie, że ja mam nieco inne skojarzenia z tym filmem, ponieważ oglądałem go jako dorosły człowiek i absolwent kulturoznawstwa). Tęczowe szkła w oknach budynku Akademii, zachęcanie do bycia sobą i akceptowania swojej inności, to, że do akademii mogą trafić wyłącznie chłopcy (zgodnie z oryginalnym tekstem) – w dzisiejszych czasach takie kwestie wywołują dość konkretne skojarzenia. Ale też są w tym filmie obecne i bardzo poważne tematy egzystencjalne: uzależnienie i sposób na walkę z nim, kwestia masek społecznych, które człowiek tworzy w celu obrony przed ewentualnym bólem i męką. Pan Kleks – otwarty, nieco tajemniczy, empatyczny profesor – w towarzystwie wydaje się być ekstrawertykiem, prawdziwym animatorem i niemal czarodziejem (pewnie takim jest, lecz do końca tego nie wiem – podobnie do Willy’ego Wonki, Kleks istnieje na pograniczu egzotycznej nauki i lekko naiwnej magii). Natomiast kiedy Pan Kleks zostaje z głównym bohaterem – Adasiem Niezgódką – sam na sam, zdejmuje swoją towarzyską maskę. Prosi chłopaka, pod rygorem tajemnicy, o przyniesienie mu kolejnej porcji piegów. Normalnie ma ją odebrać za kilka dni, ale czuje że nie wytrzyma tyle czasu i potrzebuje je natychmiast. Po odbiór Adaś musi iść do tajemniczego Golarza Filipa, który wygląda jednocześnie jako barber i szalony naukowiec-wynalazca. Piegi Pan Kleks spożywa doustnie. Łatwo więc dojść do wniosku, że to co się dzieje z kierownikiem Akademii jest bardzo podobne do uzależnienia od narkotyków.
Reszta filmu, trzymając się na tym samym poziomie psychodelii i kolorowości, podąża bardziej zwykłym szlakiem dziecięcej bajki. Bohaterowie trafiają do niebezpiecznych sytuacji, walczą ze złem, zwyciężają – bo to jednak jest bajka dziecięca. Cały film jest odbierany jako jedna wielka różnokolorowa dziwaczna przygoda. Co ciężko powiedzieć o remake’u z 2024 roku.
Film 2024 roku
Potężna kampania reklamowa, trailery z grafiką komputerową na poziomie Hollywood, stare piosenki śpiewane w nowej oprawie i Tomasz Kot w głównej roli – takim zestawem smakołyków zaproszono widzów z kilku pokoleń do sal filmowych w całym kraju. Ja tą wersję obejrzałem jako pierwszą – nie mając żadnych odniesień do oryginalnego utworu czy klasycznej ekranizacji. Od razu rzucają się w oczy dwie rzeczy: lokacja oraz zmiana głównej postaci. Akcja się rozgrywa w Nowym Jorku, a Adaś Niezgódka zostaje zastąpiony przez Adę – kobiecy odpowiednik oryginalnej męskiej postaci. Lecz to nie jest córka Adasia (co można by było przypuścić jako sposób na nawiązanie do oryginalnego tekstu) – Ada ma ojca Alexa oraz matkę. W trakcie filmu dowiadujemy się, że oni jako dzieci również uczęszczali do Akademii Pana Kleksa, ale żadnych większych powiązań z oryginalnym filmem czy tekstem tutaj nie ma. Wygląda na to, że taka zmiana płci głównego bohatera książki jest skutkiem coraz bardziej powszechnego trendu “feminizacji” starych tekstów czy filmów. Swoją drogą ten trend jest częścią szerszego zjawiska zastępowania oryginalnych postaci bardziej “poprawnymi politycznie” lub “przyjaznymi wrażliwym grupom społecznym” (ze świeżych przykładów – Syrenka Ariel w wykonaniu ciemnoskórej aktorki). Więcej pytań zaczyna się pojawiać w momencie kiedy na scenę wychodzi sam Pan Ambroży Kleks. Od pierwszej sekundy zrodziło się we mnie mocne skojarzenie, które raz i na zawsze zmieniło sposób postrzegania tej postaci. To w jaki sposób Tomasz Kot gra swoją postać – plastyka, mimika – ale też charakteryzacja wybrana dla niego, bardzo przypominają mi Hrabiego Olafa z filmu “Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń” z 2004 roku (w rolę się wcielił Jim Carrey). Trochę też jest podobny do tej samej postaci, ale z serialu “Seria niefortunnych zdarzeń” z 2017 roku (rolę hrabiego gra Neil Patrick Harris).
Nie miałem konkretnych oczekiwań wobec tej postaci, lecz poczułem lekkie rozczarowanie: będąc dyrektorem Akademii Pan Kleks jest na dziwo bezradny. Jest uzależniony od innych (zwłaszcza od dzieci – mniej doświadczonych od niego w kwestiach zła, magii czy filozofii życia), zachowuje pasywną postawę wobec wyzwań losu. Po trafieniu do klatki cicho i skromnie siedzi i czeka aż ktoś go uratuje. W filmie Krzysztofa Gradowskiego Ambroży Kleks miał silny charakter i cechy lidera. Dziwactwa i humanizm były po prostu częścią jego osobowości, lecz nie częścią dominującą totalnie. Tegoroczny Pan Kleks jest bardziej dziwaczny. Lecz jako dyrektor radzi sobie gorzej.
Na chwilę zatrzymać się warto przy pytaniu – czemu w dziecięcej bajce fantasy figuruje dramatyczna śmierć dziecka w bardzo okrutny sposób? Chodzi o śmierć Alberta – przyjaciela Ady Niezgódki – który zmarznięty tonie w zimnym jeziorze na oczach Ady (i całej widowni pełnej dzieci).
Naprawdę fajną i wpadającą w ucho jest muzyka – jak w filmie z 1983 roku, tak i w aktualnej ekranizacji. Tydzień temu (czerwiec – czyli pół roku po premierze) widziałem kobietę w wieku około 30 lat, prowadzącą samochód i śpiewającą na całe gardło piosenkę “Jestem twoją bajką”. Nowy film dość skutecznie dostarczył sporo tzw. “fan serwisu” – dzięki rozwiniętym możliwościom grafiki komputerowej twórcy otrzymali możliwość pokazania magiczności Akademii, samego Pana Kleksa oraz magicznych rytuałów. Wizualnie film wygląda bardzo atrakcyjnie. Dzieci zobaczyli polski “Hogwarts”, a dorośli – cóż… Ktoś się ucieszył na widok znajomych postaci (zwłaszcza radośnie było odebrane cameo Piotra Fronczewskiego – oryginalnego Pana Kleksa – w roli doktora Paj-Chi-wo), a ktoś – nie za bardzo.
Kino jest sztuką subiektywną – ile osób tyle gustów.
tekst: Illia Tsalyk
Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze
Spodobał Ci się nasz artykuł?
Przeczytaj również: Falconspeare – recenzja trzeciego tomu
Przeczytaj również: Pierwsza ukraińska scena teatralna w Polsce aktywnie działa pod patronatem Instytutu im. Jerzego Grotowskiego
Przeczytaj również: Nie wszystko złoto, co zachwyca – recenzja wystawy Złote Runo Sztuka Gruzji w Muzeum Narodowym w Krakowie
Przeczytaj również: “Pałac pełen bajek” – Otwarcie zmodernizowanej wystawy w łódzkim Muzeum Kinematografii
Przeczytaj również: Odzyski-obiekty. Bogusław Bachorczyk
Przeczytaj również: Nowe oblicze slashera – gatunkowa dekonstrukcja i społeczne zaangażowanie
Przeczytaj również: Kos – recenzja. To nie jest film o Kościuszce