Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/12/Thomas-Kinkade.jpg
    [1] => 640
    [2] => 427
    [3] => 
)
        

Jest taki malarz, którego prac nie wystawia się na pokaz w muzeach oraz galeriach sztuki. Nie przeczytamy o nim w żadnym podręczniku historii malarstwa, a tym bardziej nie znajdziemy ulicy nazwanej jego imieniem. Mimo to jego prace są znacznie bardziej rozpoznawalne niż obrazy Leonarda da Vinci, Pabla Picassa, Salvadora Dalego czy Edvarda Muncha. I nie, tym razem nie chodzi o popularyzowanego przez mainstream Banksy’ego. Poznaj Thomasa Kinkade’a – malarza, który wprowadził sztukę pod strzechy i podzielił Amerykę.

Jak to możliwe, że w świecie, w którym malarze wchodzą do świata popkultury, uchował się artysta zarabiający miliony, lecz w Europie niemal całkowicie anonimowy? I co namalował Thomas Kinkade, że jest aż tak rozpoznawalny w Stanach Zjednoczonych? Zmarły w 2012 r. malarz to przede wszystkim sprawny biznesmen – wymyślił bowiem sposób na to, aby z landszaftowego malarstwa uczynić sprawnie działającą machinę generującą milionowe zyski każdego roku.

Thomas Kinkade

„Malarz światła” – persona non grata świata sztuki

Thomas Kinkade, urodzony w 1958 r. i zmarły w 2012 r., to bez dwóch zdań król światowego rynku sztuki. Jego dominację najlepiej ukazują liczby – według niektórych szacunków obrazy jego autorstwa zdobią ściany co dwudziestego amerykańskiego domu. Nie jest to jednak postać, która znajdowałaby się w centrum zainteresowania świata wielkiej sztuki. Jego pracom daleko do idei promowanych przez świata akademii – dość powiedzieć, że klimat prac Thomasa Kinkade’a najlepiej oddaje myśl „ośnieżona chatka z pudełka z puzzlami”.

Malarstwo Thomasa Kinkade’a balansuje na granicy naiwnego sentymentalizmu i kiczu (przy czym znaczącą przewagę mają głosy wskazujące na tę drugą kategorię). Malunki wprowadzające w stan spokoju, jednocześnie skomponowane w taki sposób, aby mogły zdobić torby prezentowe albo imitować sentymentalne dzieła sztuki na sklepowych ekspozycjach, to jednak coś więcej niż tandeta królująca na nadmorskich deptakach. „Malarz światła”, jak zwykł o sobie mówić Thomas Kinkade, dokonał prawdziwego wyłomu w świecie sztuki: ośmieszył ideę „aury” towarzyszącej obrazom, doskonale dopasował model biznesowy do wymagań rynku i odebrał elitarnemu galeryjno-aukcyjnemu światkowi monopol na wielkie pieniądze.

Wzbudzić poczucie komfortu

Tym, co wyróżnia prace Thomasa Kinkade’a, jest podejmowana tematyka. W odróżnieniu od groźnego Beksińskiego czy abstrakcjonistów, w pracach Amerykanina nie znajdziemy drugiego dna. Ośnieżone chatki na tle gór czy lasów nie przedstawiają żadnej idei. Ich intencją nie jest pobudzanie do dyskusji, lecz dawanie ukojenia. Dla jednych Thomas Kinkade sprowadził sztukę do poziomu plebejskiego, stając się ostatecznym dowodem na prymitywność sztuki figuratywnej. Inni z kolei stwierdzą, że jedynie zagospodarował lukę, którą świat sztuki celowo utrzymywał w stanie pustki. Zaczął tworzyć prosto i przystępnie – ukazując niemalże bajkowe scenerie.

Na podobnej zasadzie działały także jego punkty sprzedaży (co ciekawe – działające na zasadzie franczyzy). W odróżnieniu od szpitalnej bieli galerii sztuki, na ścianach panował przepych, złoto mieszało się z drewnem, a ciepła atmosfera zachęcała do przyglądania się kolejnym produkcjom.

Thomas Kinkade

Szybko i tanio

Amerykanin dość szybko zorientował się, że ręczne wytwarzanie kolejnych malunków byłoby zbyt czasochłonne, aby mogło się opłacać. Doświadczenie zebrane w przemyśle filmowym, gdzie był odpowiedzialny za malowanie kadrów, uświadomiło mu, że w malarstwie szczegół nie ma większego znaczenia. Z tego względu Kinkade operował tą samą techniką, którą w latach 80. XX wieku czarował telewidzów Bob Ross. Po zagruntowaniu płótna rozpoczynał się proces oszukiwania ludzkiego oka. Dzięki sprytnym technikom operowania pędzlem czasochłonne detale (takie jak rośliny czy nierówności na elewacji budynku) zajmowały nie więcej niż kilka minut.

Namiastka wielkiej sztuki

Skrócenie czasu niezbędnego na namalowanie obrazu do mniej niż godziny było jednak niewystarczające. Szybko okazało się zresztą, że niekoniecznie istnieje potrzeba tworzenia prac od podstaw. Dzięki możliwości wytworzenia cyfrowych reprodukcji w krótkim czasie obrazy (a właściwie ich kopie) sprzedawane przez Kinkade’a niemal do zera skróciły czas produkcji dzieł. Aby jednak nie stracić na autentyczności, we wszystkich punktach sprzedaży Kinkade’a istniała możliwość nadania obrazowi autentyczności. W tym celu specjalnie wyszkoleni artyści poprawiali farbą poszczególne elementy, dzięki czemu prace zyskiwały wypukłość i jeszcze mocniej imitowały obrazy malowane ręcznie od zera.

Thomas Kinkade

Thomas Kinkade – znienawidzony malarz populista

Wszystkie te zabiegi sprawiły, że w świecie sztuki trudno o pozytywną opinię na temat Thomasa Kinkade’a. Sprytny przedsiębiorca doskonale urynkowił swoją sztukę i upokorzył elitarny galeryjno-aukcyjny światek, oferując cieszące oko obrazki na każdą kieszeń. Jego uderzenie w monopol artysty-przedstawiciela salonu sprawiło, że o Amerykaninie nie sposób mówić inaczej niż jako o populiście wśród malarzy. Stawił opór niezrozumiałym dla wielu arbitrom dobrego smaku i nadał podmiotowość masom wykluczanym przez świat sztuki. Do dziś dyskusje na temat stylu Thomasa Kinkade’a budzą żywiołowe emocje – a on sam jest nazywany „George’em Bushem świata sztuki”. Malarstwo Kinkade’a nie jest bowiem manifestem ani próbą podważenia status quo. Wręcz przeciwnie – są to prace, z których wypływa zachwyt nad „tu i teraz”.

W tak mocno zniuansowanym świecie, w którym wszystkie wartości można podważyć inną perspektywą, Kinkade daje bilet do bajkowej krainy wolnej od dyskusji ideologicznych. Trudno więc zgodzić się z tezą, jakoby Kinkade był George’em Bushem malarstwa – zamiast tego należałoby stwierdzić, że to George Bush stał się Thomasem Kinkade’em polityki. Obserwując zresztą przemiany zachodzące w drugiej i trzeciej dekadzie XXI wieku trudno nie odnieść wrażenia, że świat zaczyna się coraz bardziej Kinkade’yzować. Zmęczeni nieustannym krytycznym myśleniem i moralną wyższością części środowiska jako społeczeństwo uciekamy w świat prostoty. I zaczynamy być z tego dumni.

Tekst: Jan Brożek – student kulturoznawstwa, zakochany w detalikach ukrytych w codzienności i subtelnościach języka polskiego. Nie uznaje żadnych definicji, dlatego zamiłowanie do twórczości Doroty Masłowskiej i Łony łączy z zainteresowaniem kiczem i wszystkim tym, co lekkie lub płytkie. Na bieżąco z premierami literackimi, filmowymi i teatralnymi.

proanima.pl

🟧 Przeczytaj: Edward Hopper – najbardziej znane dzieła artysty
🟧 Przeczytaj: Dora Maar – artystka, muza, surrealistka
🟧 Przeczytaj: Nie tylko Nikifor Krynicki. Prymitywizm w malarstwie polskim
🟧 Przeczytaj: Mela Muter – artystka, którą pochłonął Paryż

👉 Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content