Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/11/Andrzej-Munk-1400x731.jpg
    [1] => 640
    [2] => 334
    [3] => 1
)
        

„Wszystko zaczyna się od musztry” – tak oto zaczyna się „Eroica” (1957), czyli „Symfonia bohaterska w dwóch częściach” –  sztandarowe dzieło urodzonego 100 lat temu reżysera, który dziś patronuje twórczości młodych filmowców.

Andrzej Munk, czołowy reżyser spod znaku szkoły polskiej, postanawia odmitologizować niedawną wojenną przeszłość, która wywarła ogromny wpływ tak na niego samego, jak i na innych twórców. Mimo że nakręcił zaledwie kilka fabularnych obrazów, a dobrze zapowiadającą się karierę przerwała tragiczna śmierć, zapisał się w historii kinematografii jako reżyser, którego nazwisko nierozerwalnie związane jest z jednym z najważniejszych nurtów w polskim kinie…

Andrzej Munk – dzieciństwo w przedwojennym Krakowie

Kraków 1921 roku liczył niewiele ponad 183 tysiące mieszkańców. Znaczący odsetek stanowiła ludność żydowska, wśród nich rodzina inżyniera budownictwa – Ludwika Munka, w której 16 października urodził się syn – Andrzej, przyszły reżyser i operator filmowy. Niektóre źródła podają, że urodził się rok wcześniej, a co ciekawe, sam zainteresowany różne daty podawał w różnych dokumentach.

Maturę zdał tuż przed wojną, a później rozpoczęła się okupacyjna tułaczka, walka w oddziałach powstańczych i przeprowadzka do Warszawy. A tam rewizje i prześladowania, i nieraz dni zakończone ucieczką z własnego domu, aby uniknąć najgorszego. Rozdzielenie z rodziną i zmiana nazwiska (w tamtym czasie nazywał się Andrzej Wnuk), by przeżyć. Udział w Powstaniu Warszawskim, a potem znowu ucieczka – tym razem do Ostrowca Świętokrzyskiego.

Te wydarzenia tak mocno wryją się w pamięć przyszłego współtwórcy polskiej szkoły filmowej, że nieraz będzie odkrywał je na nowo, tym razem przed widzami.

Filmowe początki

Świeżo upieczony maturzysta, Andrzej Munk jeszcze o tym nie wie; najpierw postanawia spróbować swoich sił w architekturze, a później w sztuce prawniczej. W obu przypadkach na przekór planom staje gruźlica, której nabawił się w czasie wojny. Dopiero po rocznym leczeniu uzdrowiskowym w kraju, a nawet za granicą, wygrywa z chorobą.

I postanawia spróbować swoich sił po raz trzeci, tym razem w nowo tworzonej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi. Odnajduje swoje nazwisko na liście przyjętych. Na tym samym roku studia zaczynają: Stanisław Bareja, Janusz Morgenstern i Andrzej Wajda. W przyszłości to oni staną się pionierami polskiego filmu. Munk najpierw studiuje operatorkę, potem robi dyplom na reżyserii. należy do wyróżniających się studentów i po zaledwie trzech latach zostaje dyplomowanym twórcą filmowym.

Na początku tworzy przede wszystkim dokumenty. Rejestruje kamerą budowę Nowej Huty („Kierunek – Nowa Huta!”, 1951), a później kręci „Bajkę” (1952) z koncertu w warszawskiej filharmonii. W „Pamiętnikach chłopów” (1952) przygląda się wiejskim żywotom u schyłku II Rzeczypospolitej, lecz pompatyczny komentarz aktorski Karola Małcurzyńskiego pozbawia film artystycznej wymowy. Realizuje dokument o kolejarzach („Kolejarskie słowo”, 1953), który stanie się dobrym rozpoznaniem środowiska zanim podejmie się nakręcić „Człowieka na torze” (1956). Mimo że („Kolejarskie słowo”, czyli film o wyścigu w przewozie koksu na czas wyraźnie inspirował się „Nocną pocztą” z 1936 roku, cenzura nie wytropiła powiązań.

Podobnie było też przy kolejnej realizacji „Gwiazdy muszą płonąć” (1954) – filmie o górnikach, którzy schodzą do szybu w kopalni węgla, wypowiadając tradycyjne górnicze pozdrowienie „Szczęść Boże”.

W kolejnych latach swoje zainteresowania artystyczne skierował w stronę fabuły, korzystając jednak obficie z własnych doświadczeń. Tak było w filmie „Błękitny krzyż” (1955) – pierwszej wyreżyserowanej przez niego fabularnej produkcji, będącej filmową rekonstrukcją jednej z akcji Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Reżyser odwoływał się do własnych doświadczeń, kiedy pracował  jako robotnik i palacz kolejki linowej na Kasprowym Wierchu. Przez pewien czas nawet tam pomieszkiwał, dzięki czemu poznał tatrzańskich kurierów z czasów wojny, wśród nich Stanisława Marusarza. Zaprosił go do udziału w filmie, w którym nie zabrakło też zawodowych aktorów, jak Gustaw Holoubek czy Wojciech Siemion.

https://www.youtube.com/watch?v=Sutr27XqCDo

Kolejarska epopeja

W następnej produkcji – “Człowiek na torze” akcję buduje wokół fikcyjnej postaci maszynisty kolejowego – Władysława Orzechowskiego, zwolnionego z pracy pod zarzutem sabotażu. Kolejne minuty filmu ujawniają tragiczną prawdę o losach maszynisty, a zarazem prezentują trzy różne punkty widzenia trzech różnych świadków zdarzenia. Krytycy chwalili filmowe odwołania do “Obywatela Kane” Orsona Wellesa, lecz warto wspomnieć, że podczas realizacji Munk również sięgnął do własnych doświadczeń okupacyjnych, kiedy pracował jako robotnik przy układaniu torów kolejowych. Film pozbawiony jakiejkolwiek muzyki, uwiódł krytyków bogactwem naturalnych dźwięków; dymiących pociągów, sapiących parowozów i rozmów utrzymanych w kolejarskim slangu. Decyzja o braku muzycznych akcentów okazała się zaskakująca tym bardziej, że Munk był zapalonym melomanem. Kolekcjonował płyty Bacha i Prokofiewa, uwielbiał jazz. Zwykł nawet mawiać, że gdyby nie został filmowcem, być może byłby dyrygentem…

https://www.youtube.com/watch?v=JglqPLzCa0M

Zezowata historia Jana Piszczyka

Jan Piszczyk z „Zezowatego szczęścia” (1960) to już nie tylko człowiek-historia, ale też bohater-symbol. Doskonały w tej roli Bogumił Kobiela, dobrze wie, jak pokazać nieudolnego konformistę, który próbuje dostosować się do każdej sytuacji w ciągu ćwierćwiecza polskiej historii. Ironiczny scenariusz Stawińskiego miał początkowo odwoływać się tylko do rodzimej rzeczywistości lat pięćdziesiątych, którą oboje znali z autopsji. Ostatecznie twórcy zdecydowali się na szerszą interpretację, sytuując Piszczyka w dość niewygodnych okolicznościach, od sanacyjnych rządów lat trzydziestych, po późne lata pięćdziesiąte. Tragiczno-komiczne doświadczenia bohatera i umiejętne lawirowanie pomiędzy nimi urosły do rangi symbolu.

Niedaleko Złotej Palmy

Nominowana do Złotej Palmy w Cannes „Pasażerka” okazała się ostatnim, niedokończonym obrazem reżysera. Pierwowzorem dla filmu było słuchowisko radiowe Zofii Posmysz „Pasażerka z kabiny 45” (1959). Następnie Munk zrealizował widowisko telewizyjne, a po trzech latach postanowił opowiedzieć wojenny temat kamerą. Podobnie jak w swoich wcześniejszych fabułach, i tutaj reżyser mistrzowsko dobrał aktorów, w roli więźniarki Marty obsadzając Annę Ciepielewsą, zaś w roli strażniczki obozowej Auschwitz-Birkenau – Aleksandrę Śląską. Kobiety spotykają się przypadkowo na luksusowym okręcie, a spokój byłej strażniczki obozowej,  bez skrupułów wykorzystującej bezwzględne metody wychowawcze, burzy pojawienie się współpasażerki, w której dopatruje się niedawnej więźniarki.

Między kobietami rozpoczyna się psychologiczna gra, której Munk nie mógł już dokończyć…

Po jego śmierci długo poszukiwano reżysera, który mógłby skończyć dzieło. Ostatecznie współtwórcy zdecydowali się zaprezentować widowni nieukończony film. Twórca francuskiej Nowej Fali Jean-Luc Godard określił obraz mianem „jedynego prawdziwego filmu o hitlerowskich obozach koncentracyjnych”.

Andrzej Munk – niedokończona historia

Nie zdążył Munk również nakręcić filmu o niemiecko-austriackim zbrodniarzu Adolfie Eichmannie, mimo że rozmowy z argentyńskimi koproducentami były już zaawansowane. Obraz o roboczym tytule “Bestia w potrzasku” miał powstać we współpracy z filmowcami tego kraju, z udziałem Adama Pawlikowskiego i zaangażowaniem do jednej z ról czołowego aktora lat 60. – Zbyszka Cybulskiego.

Zważywszy, że zaledwie rok przed śmiercią reżysera agenci Mosadu właśnie w Argentynie wpadli na trop zbrodniarza, ukrywającego się pod pseudonimem Ricardo Klementa – tematem żyła nie tylko Europa.

Plany zniweczył jednak tragiczny wypadek reżysera. W zderzeniu z ciężarowym Starem, Munk kierujący niedużym fiatem 600 nie miał żadnych szans. 20 września 1961 roku Polska i Europa straciły utalentowanego twórcę.

Kadr z filmu “Eroica” Andrzeja Munka

Andrzej Munk w naszej pamięci

Dzisiaj i Studio Munka, i nagroda im. Andrzeja Munka, przyznawana od 1965 roku w Łódzkiej Szkole Filmowej, mają pomóc wchodzącym w życie zawodowe reżyserom.

I chociaż trudno w to uwierzyć, dotąd nie nakręcono filmu, który kompleksowo portretowałby życie i twórczość artysty – Andrzeja Munka. Były jedynie dokumenty: Andrzej Brzozowski nakręcił film opowiadający o pracy nad „Pasażerką”, a Ryszard Bugajski 15-minutową „Eroicę”, ale większych produkcji dedykowanych twórcy „Zezowatego szczęścia” – brak.

Ta luka niebawem zostanie wypełniona, ponieważ w Studiu Munka, działającym przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich trwają prace nad „Pasażerem” w reżyserii Michała Bielawskiego. Oś scenariusza stanowi życiorys autora „Zezowatego szczęścia”, ale reżyser planuje nakręcić „biografię emocjonalną”, nasyconą wydarzeniami, archiwaliami i wywiadami (m.in. z udziałem Romana Polańskiego), z których wyłoni się tytułowy „Pasażer”, twórca pozostający w nieustannej symbiozie z innymi i będący w ciągłym ruchu poszukiwania najciekawszych filmowych tematów. Bo takim właśnie zapamiętali Andrzeja Munka.

Tekst: Jolanta Tokarczyk – dziennikarka filmowa, związana z prasą branżową (m.in. magazynem „Film&Tv Kamera”) i lifestylową. Prowadzi portal Filmowe Centrum Festiwalowe. Pasjami ogląda polskie filmy i uczestniczy w festiwalach. Od lat nieustannie zachwycona sylwetką aktorską Zbigniewa Cybulskiego.

fot. Na otwarcie wpisu: Andrzej Munk ©Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny

🟧 Przeczytaj: Zofia Posmysz: Pasażerka – książka z wielką historią w tle
🟧 Przeczytaj: Wiesław Gołas: aktorstwo to papkinada – portret artysty
🟧 Przeczytaj: Mieczysława Ćwiklińska – hrabina polskiej komedii

👉 Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<

Udostępnij:


2025 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content