Kiedy do pracy zabiera się duet Bareja-Tym – sukces jest niemal gwarantowany. Tym razem również nie mogło być inaczej. Komedia kryminalna „Brunet wieczorową porą” od pierwszych pokazów (światowa premiera odbyła się 18 października 1976 roku) biła rekordy popularności.
Podobnie było na południe i północ od Wisły, gdzie „Brunet přijde po setmění” rozśmieszał żartobliwych Czechów, a poważni z natury Anglicy przypatrywali się, co się wydarzy, kiedy „Brunet Will Call”. Właśnie mija 45 lat od pierwszego oficjalnego pokazu tej produkcji.
Brunet wieczorową porą – scenariusz z niesnaskami
Oklaski i salwy śmiechu na widowni – w pełni uzasadnione, zważywszy zarówno na intrygującą fabułę, doborową obsadę, jak i twórców najwyższej próby. Zanim się jednak zabrali do pracy na planie filmowym, dwaj Stanisławowie – Bareja i Tym – napisali scenariusz. Za dialogi odpowiadał Tym, za scenariusz i reżyserię – Bareja. Dla naczelnego prześmiewcy polskiej rzeczywistości, którym stał się już po debiutanckiej komedii „Mąż swojej żony” (1961, trzecie miejsce pod względem oglądalności w Polsce), a który dopiero zasłynąć miał „Misiem” (1980) czy serialami z gatunku „Alternatywy 4” (1983) i „Zmiennicy” (1986), komedia kryminalna była pośrednią formułą artystycznego wyrazu.
Tymczasem… niewiele brakowało, by film w znanym nam kształcie wcale nie powstał. Pierwotnie zakładano, że główną rolę reżyser powierzy Tymowi, ale… panowie, pracując w domu Barei w podwarszawskich Goławicach, któregoś razu się pokłócili i Tym wycofał się z obsady, a nawet zażądał usunięcia swojego nazwiska z filmowej czołówki. Dziś to nierzadka sytuacja, że autor nie chce podpisywać się pod filmem, ale cztery i pół dekady temu nie było to takie oczywiste. Ostatecznie w czołówce podano nazwisko fikcyjnego scenarzysty – Andrzeja Killa – a w rzeczywistości krył się pod nim autor Stanisław Tym. Nazwisko Kill – też wymowne, i jak domniemywają filmoznawcy, zaczerpnięte od zbrodni, w jaką wmieszano głównego bohatera.
https://www.youtube.com/watch?v=cTUtkgzvdGs
Cygańska wróżba powie ci…
Wszystko zaczyna się od cygańskiej wróżby i utworu w wykonaniu Anny Jantar, „Cygańska jesień” ze słowami Kofty i Kondratowicza oraz z muzyką Waldemara Kazaneckiego.
„Cygańska wróżba
Spełni się lub nie
I tylko drogi
Tylko drogi kres
Nie zbliży nigdy się”
– śpiewała piosenkarka, a największym zmartwieniem niejakiego Michała Romana, głównego bohatera filmu o inteligenckim rodowodzie (w tej roli Krzysztof Kowalewski) jest, aby wróżba się nie spełniła. Bo przecież kiedy Cyganka przepowiada komuś, że ten zabije człowieka, na samą myśl krew mrozi się w żyłach.
Kiedy więc rodzina Romanów wyjeżdża na weekend, Michał postanawia nadrobić robocze zaległości. I wtedy słowa Cyganki zaczynają się spełniać. Zegarek, który kiedyś zaginął, dziwnym zrządzeniem losu nagle się odnajduje, a w popularnym totolotku, który szczególnie w siermiężnym PRL-u przyciągał przed ekran miliony telewidzów marzących o wygranej, padają liczby, które przepowiedziała wróżbitka.
Roman już wie, że kiedy do jego drzwi zapuka wieczorem przystojny brunet, dojdzie do najgorszego… Może jednak jeszcze uda się temu zaradzić? A może po prostu uciec z domu po zmroku, nie dając szansy nieuchronnemu? Kiedy jednak z prowincji przybywa Dzidek Krępak z teczką pieniędzy, wszystko może się zdarzyć… Zwłaszcza gdy spojrzeć na obraz Barei nie tylko jak na komiczną opowiastkę, ale na portret społeczny PRL-u tamtych lat. Zanim sprytnie uknuta intryga zawiśnie na włosku, głównego bohatera czeka czas niepewności…
Warszawska noc w dzień
Zdjęcia do filmu kręcono w Warszawie, ale filmowcy nie ustrzegli się błędów, tylko że nikt wtedy nie zwracał na nie uwagi. Nie było przecież szeroko zakrojonej postprodukcji, a o montażu z wykorzystaniem komputerów nikt jeszcze nie wiedział. Nic więc dziwnego, że kiedy przypatrzymy się uważniej, dostrzeżemy niedoskonałości. Jak ta, wynikająca z progresu czasowego.
Dziś, kiedy wyjrzymy za okno, po osiemnastej nastają już przysłowiowe egipskie ciemności, niezależnie od zmiany czasu. Tymczasem w grudniowym, warszawskim anturażu – pełna widoczność. Od razu wiadomo było, że kręcili za dnia, a o korekcji barwnej nikt wtedy nie myślał.
Na takie drobiazgi, które dzisiaj od razu wyłapaliby krytycy, też nie zwracano uwagi, zwłaszcza że mankamenty rekompensowała doborowa obsada aktorska: Krzysztof Kowalewski – jako Michał Roman, Wojciech Pokora – sąsiad Romanów, Ryszard Pietruski – dziadek, Bożena Dykiel – żona Romana. Nawet w epizodycznych rolach nie zabrakło dużych nazwisk; zagrali: Zofia Czerwińska, Emilia Krakowska, Wiesław Gołas, Zdzisław Maklakiewicz, Jan Himilsbach, Jan Kobuszewski, Krzysztof Majchrzak, Bohdan Łazuka, Jerzy Cnota, a nawet duet popularnych spikerów, grających samych siebie, czyli Jan Suzin i Krystyna Loska.
Co ciekawe, najbardziej pochlebne opinie spośród tego grona gwiazd zdobył, przynajmniej według rankingu na portalu Filmweb – Jan Kobuszewski.
Zagrał nawet i sam Bareja, i jak to dla niego charakterystyczne – sam siebie obsadził przewrotnie w roli… kobiety w czerwonym kapeluszu, zatrzymanej przez milicję oraz w roli… drobnego pijaczka. Zważywszy na działalność opozycyjną, w jaką zaangażował się Bareja w latach 70. ubiegłego stulecia i wynikające stąd niejednokrotnie kłopoty polskiego satyryka z panami w mundurach, duet to wielce przemyślany, lecz u Barei nie ma przypadków. Ci, którzy z nim pracowali są zdania, że był tytanem pracy, a osobiste historie nieraz stawały się pretekstem do snucia filmowych opowieści. A sztuka zaangażowania do filmu prawdziwych milicjantów, mogła się udać tylko Barei.
Znając skłonności reżysera do adaptowania gagów z przaśnej polskiej rzeczywistości lat siedemdziesiątych, obśmiewał na ekranie to, co było mu znane, a często niedozwolone. Zwłaszcza wątek alkoholowy zwrócił uwagę przyjaznych władzy krytyków filmowych, którzy zarzucali reżyserowi, że… propaguje pijaństwo.
Nie spoilerując finału (choć wielu widzów zapewne go zna) warto raz jeszcze odświeżyć w pamięci ten reżyserski majstersztyk, który w rok po premierze obejrzało ponad 970 tysięcy widzów.
Jolanta Tokarczyk – dziennikarka filmowa, związana z prasą branżową (m.in. magazynem „Film&Tv Kamera”) i lifestylową. Prowadzi portal Filmowe Centrum Festiwalowe. Pasjami ogląda polskie filmy i uczestniczy w festiwalach. Od lat nieustannie zachwycona sylwetką aktorską Zbigniewa Cybulskiego.
Przeczytaj: Krzysztof Kowalewski – in memoriam
Przeczytaj: Wiesław Gołas: aktorstwo to papkinada – portret artysty
Przeczytaj: Polska w filmowym stylu – Mazury: Kraina Tysiąca Jezior
Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<