Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2024/06/Podroz-pociagiem.jpg
    [1] => 640
    [2] => 427
    [3] => 
)
        

Jadąc z Białegostoku do Krakowa – głównie pociągiem nocnym – za każdym razem byłem świadkiem coraz to ciekawszych ludzi, sytuacji oraz historyjek. Oto niektóre z nich.

Ośmiu panów w przedziale (nie licząc psa)

To był pierwszy, a zarazem ostatni przypadek, kiedy postanowiłem jechać do Krakowa połączeniem bezpośrednim. Odjeżdżaliśmy o osiemnastej, a więc w punkcie docelowym mieliśmy być chwilę przed północą. Bilet wskazywał na to, że droga zajmie sześć godzin, co nie wydawało się wówczas niczym strasznym. Cóż, zdarzało mi się spędzać nawet do piętnastu godzin w drodze z Kijowa do Warszawy, więc czemu miałbym się martwić teraz? Los urządził mi miejsce w wagonie z przedziałami, przy oknie. Zazwyczaj takie ulokowanie sprawia mi niezmierną radość, ponieważ mogę wtedy oglądać krajobrazy, nie gapiąc się przy tym w uszy, głowy czy plecy innym pasażerom. Tym razem wszystko zaczynało się podobnie: usiadłem przy oknie, na stoliku postawiłem buteleczkę niegazowanej Primavery i nastawiłem się na kontemplacje podróżnicze. Weszły pierwsze dwie osoby i usiadły tak, by zachować wygodny dystans do innych. Chwilę po nich dołączyła kolejna para, a następnie troje kolejnych osób. W mgnieniu oka wszystkie miejsca w przedziale zostały zajęte, przez co powietrze prędko zaczęło się grzać. Na podłodze między nogami pasażerów nagle pojawił się pies. Szczeniak sięgał ogonem drzwi, stolika przy oknie nosem, idealnie wypełniając sobą resztki wolnego miejsca na podłodze. Niestety, oznaczało to, że nogi stracą możliwość bycia wyprostowanymi prawdopodobnie na czas całej podróży. W takim układzie ruszyliśmy w sześciogodzinną podróż przez całą letnią Polskę. Jadąc w ciepłych promieniach wieczornego słońca, marzyliśmy o powiewach wietrzyka subtelnie dotykających twarz. Niestety, zamiast tego podróży towarzyszyły upał, duszność, kasłania i kichania ludzi. Do tego, według prawa Murphy’ego – naturalnie i wbrew moim modlitwom – posłusznie leżący w przejściu piesek i jego właściciele jechali aż do samej stacji końcowej.

“Weź Bartuś, nie ruszaj się, połóż się, nie przeszkadzaj pasażerom!”

Wiesz co, piesku? Wolałbym żebyś przeszkadzał. Sprawiłoby mi to większą radość. Po przyjeździe przynajmniej miałem pewność co do jednego: lepiej następnym razem jechać w nocy, z przesiadką ale na luzie, niż wieczorem, bezpośrednim połączeniem, ale niczym szprot w słoiku.

W 40 minut dookoła Krakowa

Innym razem wracałem z Krakowa do Białegostoku. Był to moment, kiedy z pewnością można było stwierdzić, że dotychczas żaden przejazd na tej  trasie nie obszedł się bez przygód. Także i ten dzień nie był wyjątkiem. Zaczęło się od tego, że pojechałem w złym kierunku.

Co robi człowiek, gdy stojąc na peronie widzi pociąg, który ma odjechać o wskazanej na bilecie godzinie? Dokładnie – szuka swego wagonu i ze spokojną duszą do niego wsiada. Zatem  dokładnie tak zrobiłem. Moja radość nie znała granic. Zaskoczył mnie tylko fakt, że pociąg odjechał o dwie minuty za wcześnie, ale pomyślałem, że może to normalne – w sumie, autobusy miejskie też odjeżdżają minutę wcześniej kiedy widzą, że pasażerowie są już w środku. W czasie tych rozmyślań minęła mnie pani sprzątające wagony. Nagle coś mi podpowiedziało, że może warto upewnić się czy jestem we właściwym pociągu. Na moje pytanie kobieta odpowiedziała zdziwionym chichotem i poinformowała, że tak naprawdę jadę na lotnisko, czyli… w przeciwnym kierunku. Dodała, że jeśli wysiądę na kolejnym przystanku, to może jeszcze zdążę zostać w granicach miasta i złapać autobus na dworzec. Na zewnątrz zaczynała się ulewa. Wyskoczyłem z pociągu i jakimś cudem wróciłem na Dworzec PKP. Ku mojemu zdumieniu na tablicy informacyjnej pojawia się komunikat, że mój właściwy pociąg jest opóźniony o pięćdziesiąt minut i właśnie stoi przy peronie czwartym. Lecę do niego – rzeczywiście stoi! Sprawdzam tym razem numer pociągu – mój. Pytam kontrolera biletów i dostaję ostateczne potwierdzenie. Ten transport zawiezie mnie do Warszawy i pomoże pokonać pierwszą część trasy ku rodzinnemu Białemustokowi. Resztę drogi spędziłem we śnie – zasłużonym i wielce pożądanym.

Samotność poza siecią – kobieca trylogia

Podziwianie

Była późna godzina – cały wagon dawno zasnął. Zostało nas troje osób, którym nie zdarzyło się przymknąć oczu. W moich słuchawkach grała właśnie jakaś relaksująca muzyka. Bliskość metaforycznego odlotu do krainy Morfeusza kusiła coraz bardziej, kiedy nagle usłyszałem dziwny dźwięk. Dochodził on ze świata zewnętrznego, czyli z wagonu. Rozejrzałem się zatem, odkładając słuchawki na bok.

Był to donośny i niezwykle szarpiący chichot, zmieniający się w śmiech, a czasem wręcz w rechot. Towarzyszyły mu odgłosy jakiegoś filmu lecącego w tle.  Autorką tej palety dźwięków okazała się być kobieta siedząca po drugiej stronie przejścia. Zajmowała cały blok z czterech krzeseł wraz ze stolikiem, co dało jej możliwość wygodnego położenia się niczym na kanapie. Mądry pomysł. Oglądała jakąś komedię na komórce, ale ominęła ją jedna rzecz – zapomniała podłączyć słuchawki. Zakładam, że film był dobry, bo wybuchała śmiechem co kilka sekund. Czułem wobec niej podziw i adorację. Zaskoczył mnie naturalny brak skrępowania czy niepokoju publicznego. Nie zabrakło jej też dyplomacji:  łapiąc zdziwione spojrzenia innych pasażerów, spokojnie sprawdziła słuchawki, po czym dyskretnie włączyła je i wróciła do oglądania (tym razem pozostawiając wagon tylko ze swoim śmiechem – co prawda, bardziej wstrzymanym i przytłumionym).

Sympatia

Nocna pora. Wagon z przedziałami. W moim, poza mną, podróżuje jeszcze młoda kobieta. Jesteśmy senni i zamyśleni, a więc w milczeniu gapimy się przez okno. Godzinę temu opuściliśmy Warszawę i aktualnie jedziemy w nieznane. Zauważam w dłoniach kobiety ukraiński paszport. ,,Jest Ukrainką!” – myślę. Pytam więc dokąd jedzie. Powoli zawiązuje się leniwa pogawędka, przy której spędzamy kolejną godzinę. Natasza (imię zmienione, oczywiście) okazuje się być z Zaporoża. Po raz pierwszy przyjechała do Polski i musi dotrzeć do jakiejś małej wsi, z której odbierze ją mąż. Następnie razem udadzą się do miasta docelowego. Natasza boi się, że przegapi przystanek – wioska jest na tyle mała, że pewnie pociąg nawet się nie zatrzyma. Cóż, w Ukrainie tak jest, że przy małym wiejskim przystanku pociąg po prostu spowalnia do około 5 km/h żeby wszyscy chętni mogli zeskoczyć.

Romantyka

Znów noc. Cały wagon śpi albo po cichutku zajmuje się swoimi sprawami. Na przeciwko mnie siedzi łysy mężczyzna jedzący kanapkę oraz dziewczyna, która słucha muzyki i bezmyślnie patrzy przez okno. Co jakiś czas wymieniamy się z nią szybkimi, lecz nieśmiałymi spojrzeniami. Widać, a raczej czuć, że siedzący obok mężczyzna nas trochę krępuje, więc czekamy cierpliwie nie wiadomo na co. Mija godzina. Przy stoliku zostajemy we dwoje: ja i tajemnicza Ona. Powoli zaczynamy nieśmiałą nocną pogawędkę. Basia (tak ma na imię, ale jeszcze tego nie wiem – zapytam dopiero wychodząc z pociągu w Białymstoku) wraca z Czerwonego Dworu na studia na Uniwersytecie Medycznym; ja, swoją drogą, wracam z urlopu, spędzonego na wsi pod Zakopanem oraz w Krakowie. Basia cicho opowiada o sobie, lekko się uśmiecha, aż wreszcie – po chwili wahania – przyznaje, że jestem przystojny i podobam się jej. I ja Jej mówię, że mi się podoba. Zaczerwienieni, przez chwilę głupio gapimy się w ciemność świata za oknem pociągu.

Nasza romantyczna relacja kończy się tak samo dziwnie, jak się zaczęła. Wychodzimy z pociągu w Białymstoku, szybko się żegnamy i uciekamy w dwóch różnych kierunkach. Będzie to nasze ostatnie spotkanie.

Zakończenie

Takie sytuacje, historie, przypadki i zdarzenia losu mają swój niezastąpiony urok. Wydawać się może, że w żadnym innym miejscu nie mogłyby zaistnieć. Pociąg ma tę magiczną aurę chwilowości, ulotności, która nadaje zwykłym codziennym rzeczom nowego sensu. Konwersacja, która się odbywa między dwoma pasażerami w wagonie jest niepowtarzalna. Nawet gdyby dokładnie odtworzyć dialogi w innej scenerii, byłaby to zupełnie inna interakcja. Podążając za duchem owej magii, stwierdzam: “Co dzieje się w pociągu Białystok-Kraków, zostaje w pociągu Białystok-Kraków”.

Artykuł: Ilia Tsalyk

Redakcja: Daria Kordowska

                 

                                 Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze

 

Spodobał Ci się nasz artykuł?

Przeczytaj również: Jak to jest być ukrzyżowanym w 21 wieku. Odkrywając tradycje wielkanocne na Filipinach.

Przeczytaj również: Pierwsza ukraińska scena teatralna w Polsce aktywnie działa pod patronatem Instytutu im. Jerzego Grotowskiego
Przeczytaj również: Nie wszystko złoto, co zachwyca – recenzja wystawy Złote Runo Sztuka Gruzji w Muzeum Narodowym w Krakowie
Przeczytaj również: “Pałac pełen bajek” – Otwarcie zmodernizowanej wystawy w łódzkim Muzeum Kinematografii
Przeczytaj również: Odzyski-obiekty. Bogusław Bachorczyk
Przeczytaj również: Nowe oblicze slashera – gatunkowa dekonstrukcja i społeczne zaangażowanie
Przeczytaj również: Kos – recenzja. To nie jest film o Kościuszce

 

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content