„Salome” w Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, choć premierę miała w kwietniu 2022 roku, wciąż nie schodzi z afisza. Na spektakl przychodzą coraz to nowi widzowie, spragnieni sztuki biblijno-nowoczesnej, choć chyba tak naprawdę po prostu ponadczasowej.
Salome. Historia miłości i nienawiści
Reżyser Kuba Kowalski w swojej interpretacji historii Salome bazował na klasycznym dramacie Oscara Wilde’a, który to z kolei swoją historię stworzył na podstawie biblijnej opowieści. Na scenie widzimy Aleksandrę Nowosadko w tytułowej roli Salome, Juliusza Chrząstowskiego jako Heroda i Annę Radwan w roli Herodiady. Wszyscy troje otoczeni są wszechobecnym męskim towarzystwem dworu, który z powodzeniem pełni rolę swego rodzaju chóru, wtórującego głównym bohaterom swoimi komentarzami. Często wchodzą w interakcję z Salome, choć nie tylko jej poświęcają swoją uwagę. Ta natomiast skupia się głównie na proroku Jokanaanie i miłości do niego, jak się szybko okazuje – nieodwzajemnionej. Jak to już bywa w tego typu historiach, prowadzi ona do braku spełnienia, złości, a w konsekwencji – do zemsty, która okaże się wyjątkowo brutalna.
Każdy z bohaterów daje dużo od siebie i każdy jest ważnym elementem tej układanki, jednak Herod i Herodiada to postaci, od których nie można oderwać wzroku od momentu, w którym pojawiają się na scenie. Juliusz Chrząstowski i Anna Radwan to wspaniały duet, który zachwyca i najmocniej angażuje widza w ich historię. Świetnie ogląda się też układy choreograficzne w wykonaniu męskiego zespołu z ich otoczenia i słucha koncertów dawanych przez proroka.
W tym nowoczesnym świecie, w którym żyje świadoma (już) siebie i swoich atutów silna i wyzwolona Salome, nikogo nie dziwią brzękające na szyjach mężczyzn złote łańcuchy pokrywające ich ażurowe kostiumy czy nagie torsy, a także shorty wraz ze sneakersami rodem z siłowni na nogach głównej bohaterki. Powrotu do przeszłości nie sposób też dojrzeć w poglądach i sposobach działania postaci. Ponadczasowe pozostają natomiast kwestie wszechobecnych teorii spiskowych, których wyznawcy zaciekle walczą o swoje racje, ciągłej frustracji i trudnych decyzji, przed jakimi stają bohaterowie.
Światło, muzyka, akcja
Uważni obserwatorzy nie będą mieli problemu, żeby już od początku spektaklu dostrzec DJ-a całego tego przedsięwzięcia, który muzykę odtwarza na oczach publiki, na scenie, za pomocą swojej „konsolety”. Mniej uważni też go dostrzegą, choć może zająć im to trochę więcej czasu. Nie będzie to jednak niczym dziwnym, gdyż przy mnogości wydarzeń, które dzieją się tuż przed widzami, ciężko rozdzielić uwagę po równo na wszystko, co warte zobaczenia. To jeden z tych spektakli, na które można, a może nawet powinno się pójść więcej niż raz, aby dać szansę zaistnienia i zauważenia każdej subtelności, która wygrywana jest we wszystkich częściach sceny.
Dekadencką atmosferę, którą przyjdzie nam przeżywać wspólnie z bohaterami przez czas trwania spektaklu świetnie podbija wszechobecny niepokój. Do końca bowiem nie wiemy, choć możemy się domyślać, jaka będzie ostateczna decyzja Heroda w sprawie krwawej nagrody dla Salome za jej jedyny i niepowtarzalny taniec, którego ojczym tak bardzo się domaga. Widząc główną bohaterkę w końcowej scenie, możemy natomiast zastanawiać się, czy jesteśmy świadkami jej zwycięstwa czy porażki.
Recenzja: Aleksandra Wieczorek
Zdjęcia: Magda Hueckel / Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
Przeczytaj również: „Nasze życie w dupie” – wywiad z Alicją Borowiec
Przeczytaj również: Shōgatsu, czyli idzie Nowy Rok
Przeczytaj również: Dawson City: Frozen Time – recenzja
Przeczytaj również: „Twin Peaks: do drzwi czerwonych zapukam” – relacja ze spektaklu
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej