Ten jest, że tak rzekę, jedyny pokarm dowcipu ludzkiego, umieć i wiedzieć jak najwięcej: tym się karmi, tym się cieszy, tym się kontentuje. – Otwierające wersy pierwszej naszej gazety – Merkuriusza Polskiego Ordynaryjnego, wydanej 3 stycznia 1661 r. w Krakowie.
Twórca wiadomości. Po kontakcie ze zdarzeniem wiadomości się nie przekazuje, ale tworzy. Wiadomości nie wiszą utkane na wietrze, gotowe, żeby je zerwać, opakować i wysłać. Podczas wiecu wyborczego mogą chodzić mrówki po bucie kandydata i to też się dzieje. Najpierw trzeba zlokalizować środek ciężkości. Gdzie zdarzenie pokrywa się z życiowymi interesami ludzi, na których może mieć wpływ, czyli interesuje. Jak zauważył Jean-Paul Sartre, nic nie da się wyobrazić i pomyśleć bez podmiotu poznającego – bez określonej perspektywy. Rzecz ma określony wymiar w oku człowieka, które przyzwyczaiło się do jego ciała jako wartości bazowej. Czy za jedną jednostkę weźmiemy koniuszek palca w poprzek – 1cm, czy dłoń, stopę, łokieć albo całość od stóp do głów – tym mierzymy, w przypadku rozmiarów ducha sytuacja jest analogiczna. Picasso zastanawiał się jak pokazać coś ze wszystkich stron jednocześnie i wyszły mu potworki pouczające intelekt, ale mało zjadliwe dla reszty. Spróbujmy sobie wyobrazić cokolwiek bez perspektywy… Np. słonia. Zawsze zobaczymy go z lewej, z prawej, od czoła, od brzucha (choć to rzadko), od tyłu, z góry, z bliska, z daleka, ale nigdy ze wszystkich tych punktów w jednej chwili. Znamy więc swoje ograniczenie – jedna, góra dwie strony naraz. To też poucza nas, że tożsamość zdarzenia, danej rzeczy, tyle zależy od niej samej ile od nas. Spotkanie jest sprawiedliwe. Im bliżej jesteśmy czegoś tym więcej widzimy szczegółów, im dalej – tym więcej kontekstu, ale sama rzecz maleje. Wiadomość to obraz z określonej perspektywy. Żeby miała sens, musi być odebrana. Tutaj jest najbardziej newralgiczny punkt dziennikarstwa – jak namalować obraz, który będzie w efekcie czytelny dla odbiorcy. Przede wszystkim trzeba dopasować ilość wysiłku przetwarzania informacji do ilości wysiłku jaką przewidujemy, że człowiek docelowy będzie chciał na nią poświęcić. Walutą jest czas. Odkąd dziady wędrowne i przygodni podróżnicy przestali być głównym źródłem informacji, licytujemy się wśród natłoku przekazów. Trzeba likwidować zbędne plamy. Nawet w tak obszernych reportażach jak książki Kapuścińskiego nie ma miejsca na zbytnią dokładność. Szczegół, oprócz sytuacji anegdotycznych, musi być symbolem – tymi paroma kreskami, które oddają istotę sylwetki. Nie jest to łatwe, materia, którą próbuje się uchwycić, jest wyjątkowo płochliwa. Bo czym jest czyn, działanie? Wg mnie działaniem jest zmiana. Każda zmiana czegokolwiek. Czynem jest działanie intencjonalne – kiedy duch projektuje to co za chwilę wykona, przy pomocy ciała, albo bez. Teraz małe ćwiczenie metafizyczne: Jeśli pomyślimy o świecie w całości, zbiorze wszystkich istnień i powodowanych przez nie zdarzeń jakie znamy – bardziej zdaje się nam czynem czy działaniem? A jeśli pomyślimy o jedynym istnieniu nad którym powinniśmy panować – nad sobą, więcej działamy czy czynimy?
Ze swojego doświadczenia powiem, że nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż udany czyn i nic bardziej frustrującego niż działanie.
Wracając – zmianą, czyli ruchem, przemieszczeniem, spotkaniem, w wyniku którego może powstać coś nowego. Zdarzenie to zmiana czegoś ważnego. Np. jeśli bąk wprawi w wibracje swoje ciało podczas lotu i pobudzone przez nie powietrze uderzy w błonę bębenkową dziennikarza, którego nerw przetłumaczy te sygnały jodowo – potasowe, które znów psyche przetłumaczy na: bzzzz, to nie będzie zdarzeniem, chyba, że rzeczony dziennikarz jest przy okazji Leśmianem. Ale jeśli w tej samej sytuacji wyjściowej za bąka podstawimy Michała Żaka z klarnetem, to już będzie zdecydowanie, w dodatku nadające na się na czołówki gazet kulturalnych.
Rozstrzyga korzyść. To o czym będziemy informowani, zależy od tego gdzie widzimy własną wygraną.
Czemu w ogóle powstała taka sytuacja, że są ludzie, którzy ani pola nie orzą, ani cegieł nie stawiają, ani chleba nie pieką?
Zaczęło się dosyć dawno, jak dokładnie – nie wie nikt raczej, w każdym razie podzieliliśmy się spełnianiem własnych potrzeb. Dziennikarstwo w Polsce wyrosło z potrzeby informowania króla i dworu o postępach wojska, stanie gospodarki, pogodzie i głównych wydarzeniach z zagranicy. Najstarszy znany papier ulotny powstał w Chinach około 2-go wieku n.e., jako komunikaty rządu centralnego i lokalnych przedstawicielstw dla urzędników. W Wenecji krajanie Marcella Rubini, w 1556-tym roku zaczęli wydawać „Notatki pisane”, kosztujące jedną gazzettę. Przeznaczenie i pochodzenie było podobne jak ulotek chińskich. W XV w. przedsiębiorcy włoscy i niemieccy zaczęli spisywać nowinki, mogące wpłynąć na ich działalność i przekazywali je biznesowym partnerom. XVI wiek, dzięki już rozpowszechnionej prasie (maszynie), przyniósł pomysł około-rocznej kompilacji takich sprawozdań pokazywanej na targach książek. W końcu rok 1605-ty uświetniła strasburska cotygodniowa „Relatione (…)” z „pamiętnymi wiadomościami”.
Wracając do naszej tradycji – jeśli sięgnąć by jeszcze dalej, nie do bezpośredniej linii rozwojowej, ale istoty działania – mamy od niepamiętnych czasów do dziś, twórców i roznosicieli wici. Były to zakodowane w supłach, nacięciach w korze, patykach, później na papierze, ostatecznie w obliczarkach (komputerach) – najpilniejsze wieści.
Zdjęcie Melchiora Wańkowicza ze zbioru reportaży Anoda – Katoda, Wydawnictwo Literackie, Kraków – Wrocław 1986
W epoce przedpiastowskiej były to najczęściej wiadomości o powołaniu prawdopodobnie co dziesiątego męskiego mieszkańca każdej osady, biegłego w walce – woja, do stawienia się w wyznaczonym miejscu dla każdego województwa, żeby pod przewodem wojewody udać się na granicę i zaprowadzić porządek.
W epoce pochrzcielnej, jak podaje Wikipedia za M.Kuklem „Zarys historii wojskowości w Polsce”, Londyn, Puls, 1993: „(…) były to pęki łoziny lub powrozów rozsyłane przez króla do najważniejszych urzędników w regionie (wojewodów, starostów, kasztelanów), którzy dalej przekazywali je swoim podwładnym za pomocą posłańców używając systemu sztafetowego. Pęki powrozów były symbolem kary na uchylających się od powinności.” W końcu gałązki zostały zastąpione listami (uniwersałami), które zwoływały pospolite ruszenie. Pełnowymiarowa instytucja wici trwała do 1795 roku. Ale i po nim nie zanikła zupełnie, autor powyższego zdjęcia redagował w wieku 18-tu lat, konspiracyjne pismo niepodległościowe dla młodzieży: „Wici”. I dziś mamy portale o takiej nazwie, które wzywają do walki na obecnych frontach: wici.org.pl – „Misją Stowarzyszenia „WICI” jest promocja i edukacja w zakresie dziedzictwa kulturowego. Działamy na rzecz przywrócenia dawnym rzemiosłom wartości i zastosowania w biznesie, wzornictwie, sztuce i jako formy spędzania wolnego czasu budującej dobrostan. Wspieramy przedsiębiorczość opartą o twórczość i rzemiosła.” – żywa i mądra inicjatywa; wici.info – przeżywający rozkwit w latach 2000-nych, obecnie już podupadły, kielecki portal informujący o wydarzeniach kulturalnych w regionie; https://wyry.pl/dla-mieszkancow/kultura/gazeta-wicie/ – odmienione po wielkopolsku tytułują gazetę Gminy Wyry, wydawaną przez Dom Kultury Gostyń, najbardziej urocze pismo samorządowe jakie widziałem. Samorządność to też ważny front.
Podsumowując, informujemy się i chcemy być informowani, ponieważ żyjemy pośród zdarzeniogennych bytów, które mają wpływ na nasze bezpieczeństwo i możliwości samorealizacji, a podstawowa nasza relacja ze światem jest poznawcza. Nawet w najprostszej formie – żeby coś zjeść, trzeba widzieć, albo wyczuć pokarm. Żeby coś niepożądanego powstrzymać – musimy rozumieć jak działa i najlepiej jeśli wiemy o tym, zanim ukaże się parę metrów od domu. Oddelegowaliśmy do tego zadania ludzi na pełen etat, ponieważ w dzisiejszych warunkach wpływy przelewają się szybko, w dużej ilości i skomplikowanych na pierwszy rzut oka zależnościach.
Wiadomości zawsze tworzy się z udziałem symboli (dźwiękowych, czy wizualnych), ponieważ oprócz paru szamanów amazońskich, nie jesteśmy biegli w przekazywaniu myśli bezpośrednio. Ciekawym pomysłem byłoby włączenie zapachów jako kodu informacji. Zastanawiam się jak pachniałby nasze gazety papierowe, gdyby do każdego artykułu dołączony był woreczek z adekwatną wonią.
Precyzując odpowiedź na tytułowe pytanie: Dziennikarz to człowiek tworzący i przekazujący wiadomości regularnie, w odstępach nie większych niż kwartał.
Filtrując je, trzeba pamiętać o miejscu w którym stoi reporter. O warunkowanej przez nie perspektywie, będącej dwoma wycinkami koła. Składa się z tego co oświetlone, jak i tego co pominięte, jak świadomość i nieświadomość. Dobrze jest wiedzieć też, kto stoi za reporterem, trzymając wynagrodzenie. Do czego dąży?
To o czym wiemy, skutkuje tym jak czynimy. To jak czynimy, oprócz naszego, może zbudować materialny dobrobyt innych ludzi na wiele pokoleń. Wystarczy np. odpowiednia reklama żarówki w paru krajach. Równie często potrzeba przeciwieństwa reklamy – ciszy. Ale cisza prowokuje pytania, najlepiej milczy się mówiąc. Na całym świecie, media z największą ilością odbiorców bardzo głośno milczą.
Ostatnie ćwiczenie: O czym powiadamiamy swojego wewnętrznego króla, czy królową? Czy nasi doradcy mają nasz dobrobyt na sercu? Czy powierzamy swoje koronowane mózgi w dobre ręce? Czy spadła by nam z głowy korona jeśli poszukalibyśmy gdzie indziej?
Recenzja: Wojciech Armata
Zdjęcie: Zdjęcie Melchiora Wańkowicza ze zbioru reportaży Anoda – Katoda, Wydawnictwo Literackie, Kraków – Wrocław 1986
Spodobał Ci się nasz artykuł o dziennikarzu? Zobacz nasze inne artykuły, również po angielsku i ukraińsku!
Przeczytaj również: Dziennikarstwo obywatelskie – siła oddolnego zaangażowania
Przeczytaj również: “Sanah śpiewa Poezyje” – czy utwory spełniły swoje zadanie?
Przeczytaj również: Maria Konopnicka – co warto wiedzieć o polskiej poetce?
Przeczytaj również: Albert Camus – życie i twórczość
Przeczytaj również: Simona Kossak – zaklinaczka zwierząt, miłośniczka przyrody
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej