19.12.2022 roku w Katowicach zakończył się cykl Sztuka w służbie ducha i ciała, zorganizowany przez Fundację Sztuka dla Życia im. Marty Paradeckiej. Wszystkie wydarzenia skierowane były dla kobiet poszkodowanych onkologicznie i miały na celu ich aktywizację oraz wsparcie poprzez sztukę. Od początku listopada odbyło się m.in. kilka spektakli, koncert relaksacyjny na oddziale onkologii w katowickim szpitalu, a także warsztaty fotograficzne. Zwieńczeniem cyklu był spektakl w Teatrze Śląskim W zawieszeniu w reżyserii Artiego Grabowskiego, dedykowany założycielce fundacji, Marcie Paradeckiej.
Fot. Agnieszka Seidel-Kożuch
Choroba, której nikt nie chce
Nowotworu nikt nigdy się nie spodziewa. Wdziera się do organizmu człowieka najczęściej kompletnie niepostrzeżenie, żeby mieć jak najwięcej czasu na całkowite wyniszczenie ludzkiego ciała od środka. Nie ma nic romantycznego w umieraniu na raka, a tym bardziej w samym procesie leczenia onkologicznego. Arti Grabowski w spektaklu W zawieszeniu odrzuca wszelkie próby upiększenia czy uwznioślenia obrazu odchodzenia w straszliwych mękach. Ukazuje ostatnie miesiące nierównej walki o życie pacjentki onkologicznej (na scenie Monika Wachowicz), na podstawie esejów Susan Sontag Choroba jako metafora, filozofii Karla Jaspersa oraz zapisków Marty Paradeckiej, która niedługo przed śmiercią sama chciała taki spektakl stworzyć.
Widzowie podczas zajmowania miejsc zastają już działającą w przestrzeni scenicznej Wachowicz. Wielka trumna, zawieszona pionowo na dwóch łańcuchach z sufitu huśta się w przód i w tył. Performerka miarowo wprawia ją w ruch, śmiejąc się serdecznie coraz głośniej i głośniej. Taka niewinna, dziecinna zabawa. Igranie ze śmiercią. W dziecięcej naiwności nigdy nie zauważa się potencjalnego zagrożenia, jest tylko śmiech. Funeralna huśtawka trwa, a gdy już widzowie mogą oswoić się z tym obrazem, scenografia błyskawicznie się zmienia: na scenie zostaje tylko kobieta w kostiumie stewardessy i „tłumaczy” kolejno 7 sakramentów, wykrzywiając się najbardziej przy „namaszczeniu chorych”. Następnie pojawia się w szpitalnym fartuchu i trzyma stojak na kroplówkę. Niepozorna, drobna pacjentka czeka spokojnie, ale chwilę potem rozpoczyna walkę z własnym ciałem. Choroba szamota ją na wszystkie możliwe strony i układa w coraz bardziej nienaturalnych pozycjach. Miarowe impulsy postępują po sobie z przerażającym, dziecięcym głosem w tle. Monolog o zawłaszczaniu przez komórki nowotworowe narządów wewnętrznych, konsekwencjach kolejnych zabiegów, chemioterapii i przyjmowaniu morfiny jako jedynej skutecznej formie znieczulenia. Gdy dziecko mówi, że nie wie, czy przez chorobę jest jeszcze człowiekiem, czy tylko bezładną kreaturą z pozostałymi częściami ciała i podłączoną na stałe do wenflonu, następuje zderzenie dwóch światów- beztroskiego pojmowania życia oraz doświadczonego, umęczonego, pełnego wyrzutów cynizmu. Z każdym kolejnym słowem performerka przyjmuje coraz bardziej wynaturzoną formę. Na oddziale onkologicznym pacjentów odziera się z ostatnich przejawów prawa do prywatności, dlatego nawet fartuch przestaje być potrzebny. Dany „przypadek medyczny” jest pojmowany wyłącznie jako ułomne ciało, które można spróbować naprawić, bez gwarancji sukcesu, dlatego często chorzy muszą sami walczyć o swoją godność. Dla nagiej już Wachowicz na scenie jedyną bronią okazuje się być ów stojak na kroplówkę. W takt wojskowego marsza staje się żołnierzem, który staje do walki o życie, na wszelkie możliwe sposoby: dzidą, armatą, szablą, mieczem… Jest bardzo zawzięta, lecz i tak na końcu bitwy staje przed świetlistą bramą wieczności.
Życie w rytmie kroplówki
Po przegranej walce na bohaterkę czeka szklana trumna, a skoro życie z nowotworem polega głównie na przyjmowaniu olbrzymiej ilości leków, to i trumna chorej jest wypełniona przeźroczystymi kapsułkami po brzegi. Ostatnie dni pacjentów terminalnych w rzeczywistości są już egzystowaniem na pograniczu życia i śmierci, dlatego kobieta jest wewnątrz trumny uwięziona, nie potrafi z niej już wyjść. W zasadzie to tylko kosmetyczna zmiana, z łóżka szpitalnego na łóżko ostatniego spoczynku, doprawdy niewielka różnica… Mimo wszystko ostateczna agonia jest jeszcze przed nią. Ze zniekształconym głosem wypowiada swój monolog o tym, co się dzieje z każdą pojedynczą komórką ciała, które dosłownie rozkłada się, rozsadza za życia. W wielkim umęczeniu Wachowicz w naturalistyczny sposób pokazuje całą sobą, jak każde słowo wywołuje olbrzymi ból, a jeden oddech wymaga niewyobrażalnego wysiłku. To graniczna sytuacja, w której chorzy już muszą się pogodzić ze swoim losem, lecz poddanie się nie oznacza kresu cierpienia, wręcz przeciwnie. Jak musi się czuć człowiek, który wie, że jest na przegranej pozycji, ale nie może po prostu się wycofać i mimo wszystko musi trwać w tym niesprawiedliwym układzie? Jak zachować resztki godności, gdy się wie, że nie ma ucieczki z patowej sytuacji? Nie ma już tutaj miejsca na samostanowienie, pacjent jest zdany wyłącznie na łaskę i niełaskę wyżerających go od środka komórek nowotworowych i odpowiedniej ilości morfiny, która chwilowo uśmierza ból.
Fot. Agnieszka Seidel-Kożuch
Zapraszamy do ostatniego lotu
Człowiek, który tak mocno kocha życie, nie chce go wypuścić z rąk. W świadomości totalnej beznadziei jedyne, co można zrobić, to założyć kwiecistą sukienkę i się śmiać. Śmiać się z własnej bezsilności i ironii losu. Bohaterka nie rozumie, dlaczego akurat ona musiała tego doświadczyć, ale chce mimo wszystko żyć do samego końca. ,,Nażyć się”, to jej dewiza, chyba jedyna właściwa recepta. Jeszcze tylko przypatrzeć się sobie samej sprzed choroby- kartonowej, uśmiechniętej stewardessie, z pięknymi blond włosami i wszystkimi zębami. Przed śmiercią trzeba już tylko wypić lampkę wina i przekazać najbliższym jedyną prawdę, jaka kieruje tym światem, mianowicie: umrzemy wszyscy. Nieważne, czy na nowotwór, czy ze starości, czy w wypadku. Nikogo z nas to nie ominie, dlatego jedyne, co nam zostaje, to wykorzystywać dany nam czas najlepiej, jak tylko potrafimy.
Monika Wachowicz w ostatniej scenie W zawieszeniu porzuca swoją bohaterkę i siada przed widzami jako ona sama. Puentuje historię Marty Paradeckiej z perspektywy osoby towarzyszącej w cierpieniu. I dziękuje za to doświadczenie. Dzieli się swoją wdzięcznością, ponieważ zmarła przyjaciółka przekazała jej wielką mądrość, która zmieniła życie artystki. Nażyć się. Tylko wziąć pod pachę swoją idealną, kartonową ,,ja” z przeszłości i czerpać jak najwięcej z tu i teraz. Nawet, jeśli zwycięstwo jest połowiczne, gdy jedyne światło daje szpitalna świetlówka i gdy nie widzimy już nic, nażyjmy się wszyscy najpiękniej, jak się da.
Krystyna Szymura
W zawieszeniu
reżyseria: Arti Grabowski
wykonanie: Monika Wachowicz
Scenariusz oraz teksty: Marta Paradecka, Monika Wachowicz oraz Arti Grabowski
Scenografia: Monika Wachowicz oraz Arti Grabowski
Obsługa techniczna: Grzegorz Król oraz Daniel Dyniszuk
Aranżacja muzyczna: Mirek Matyasik
Głos z offu: Amelia-Helena Mazur
Montaż tekstu z offu: Leszek Kwaśniewicz
Fotografia do standu: Joanna Nowicka
Wykorzystane zdjęcia pochodzą z promocji oficjalnego wydarzenia na Facebooku z dnia 19.12.2022 (https://www.facebook.com/events/475808211309238) oraz oficjalnej strony Teatru Śląskiego im. St. Wyspiańskiego w Katowicach (https://teatrslaski.art.pl/repertuar/w-zawieszeniu/), autorstwa Agnieski Seidel-Kożuch.
Przeczytaj również: Beksiński w Lublinie. Relacja z wystawy
Przeczytaj również: Matkość – „Wszystkie jesteśmy mikrokosmosami i nosimy w sobie trzęsienia ziemi”
Przeczytaj również: Relacja z wystawy Immersive Garden w ramach Festiwalu Sztuki Cyfrowej Patchlab
Przeczytaj również: „No cóż, pustki w kieszeni, trzeba mordy malować” – parę słów o Witkacym
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej