Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2023/01/wojciech-tecza.jpg
    [1] => 640
    [2] => 480
    [3] => 
)
        

Przeczytaj poprzednie części:

1 część i 2 część

Poprzednie części artykułu napisałem w najostrzejszy sposób jaki umiem, w myśl zasady: pokazywać zanim tłumaczyć, żeby unaocznić częste niebezpieczeństwa, które występują w narracji publicznej. Pierwsze z nich to manipulacja retoryczna, która z wyjściowych przesłanek wysnuwa nieuprawniony wniosek emocjonalny. Drugie to budowanie tożsamości na krzywdzie. Łącząc te dwie techniki można wzbudzić niechęć wobec innego, która często jest wstępem do usprawiedliwienia agresji, tworzenia nacjonalizmu i różnych podziałów.

Jeśli jakakolwiek osoba narodowości niemieckiej, przeczytała część pierwszą i drugą, bez trzeciej, bardzo przepraszam za sposób wypowiedzi.

Uznałem, że jest to kwestia pilna, ponieważ, sytuacja za wschodnią granicą, tworzy atmosferę zagrożenia, w której łatwo o strach i wynikającą z niego agresję jako formę obrony, a dominujący dyskurs nie reaguje w sposób, który mógłby to napięcie rozładować.

Jeśli ktoś nie zaznajomił się z poprzednimi tekstami, mógł pomyśleć, że nawołuję do jakiejś formy zbrojnego sprzeciwu wobec sąsiadów. Zamiarem było, żeby przejaskrawić nieadekwatność takiej postawy i skłonić do przeciwnych wniosków. Chciałem przeprowadzić dowód ‘nie wprost’, zdetonować wspomniane typy narracji w bezpiecznych granicach portalu kulturalnego.

Niedopatrzeniem jest traktowanie wojny w kategoriach wojny. Całe zjawisko jest manipulacją, która skłania tysiące ludzi do robienia rzeczy, których sami z siebie nie zamierzali. Wojna nie jest odosobnionym przypadkiem, który przylatuje do nas z kosmosu, ale zorganizowaną przemocą.

Skąd się bierze przemoc?

Mamy w sobie pierwotne programy reakcji na zagrożenie, które dzielimy nawet z gadami: walcz, albo uciekaj. W normalnych warunkach u człowieka, bardzo rzadko dochodzi do głosu, jest to swego rodzaju autopilot, który przejmuje stery w sytuacjach, z którymi wyższe ośrodki sobie nie radzą. To co powstaje w wyniku wyboru: ‘walcz’, kiedy jako zagrożenie zaklasyfikujemy innego człowieka, czy zwierzę, nazywamy agresją (od strony nadawcy) i przemocą (od strony odbiorcy), może występować w formie werbalnej, lub rękoczynu.

Skąd zagrożenie?

Z wpisania się w historię, w której mamy wroga i uczynienia jej ważną częścią tożsamości.
Dzisiejszy program nauczania historii, który w dużej części jest opowiadaniem, kto i w jakiej liczbie kogo pokaleczył, w wielu krajach, jest przyczynkiem do powyższego zabiegu.

Kto i dlaczego je tworzy?

Jest wiele osób, wysoce inteligentnych, ale z jakimś rodzajem traumy, przez którą zahamowany jest rozwój wewnętrzny. Bezpiecznym polem do działania, staje się wtedy zewnętrze i sprawy wychodzące daleko poza dobrostan indywidualny, czy dobro grupy. Zewnętrze naturalnie dostępne jednej osobie na Ziemi, jest dosyć ograniczone, dlatego żeby gdzieś deponować energię życiową, zaczyna się „zdobywać” innych. Prawdziwy świat staje się polem gry, gdzie wyznaczane są cele i zasady, wg indywidualnych upodobań. Czemu akurat zabijanie? Ponieważ człowiek ze stłumionym sercem czuje dopiero skrajności, a te pozytywne mogą być doznane po uporaniu się z bagażem wewnętrznych obciążeń. Większość prowodyrów zbyt się boi pokaleczenia ciała, dlatego namawia, czy wynajmuje do tego innych, samemu czerpiąc przyjemność z widowiska. W innej formie taka postawa tworzy korporacje bez opamiętania przetwarzające rośliny, zwierzęta i minerały na przedmioty użytkowe.

Jak dochodzi do wybuchu wojny?

Prowadzona opowieść przekonuje coraz więcej ludzi, albo chociaż „usprawiedliwia” rozwiązania fizyczne i po osiągnięciu masy krytycznej zgody pada rozkaz, który w razie niewykonania grozi linczem ze strony wciągniętych. Oprócz nich, idą również ci którzy nie pokonali strachu.
Grupa zaczynająca nie musi być większością, wystarczy, że jest zorganizowana na tyle, żeby zastraszyć resztę (niekoniecznie ma realną możliwość zaszkodzenia wszystkim, ale sprawia takie pozory).

Szczytem umiejętności tworzenia wroga, już myślę nie do przebicia, są narracje pandemiczna i dwutlenkowa (w ramach tożsamości medycznej i termicznej) – tutaj jest nim każdy kto oddycha.

Logika manipulacji

Zawsze zawiera jakieś dobro którego trzeba bronić agresją. Im większe tym większa siła jest usprawiedliwiana. Bóg i interes narodowy były dotąd największą pożywką, ale tak samo może funkcjonować interes zdrowotny. Żadna propaganda nie mówi: „Hej! Bijmy tych, bo mi się tak podoba.” Powód, choćby najlichszy, musi wystąpić. Często zawiera on przedstawienie jakiejś niesprawiedliwości wyrządzonej przez parę osób, które należą do danej grupy i rozciągnięcie niechęci na wszystkich – tzw. zbiorowa odpowiedzialność. Żeby ją złagodzić, zracjonalizować, a przez to „uwiarygodnić”, można podać od niej „chlubne” wyjątki.

W ramach wojen niektórzy zbijają majątki, ale nie jest to żaden interes życiowy, bo żeby się w ten sposób wzbogacić, już trzeba mieć dóbr materialnych i wpływów ponad miarę. Inicjatorzy i kierownicy takich przedsięwzięć toczą wojny jako rozrywkę z żywymi pionkami. Nie ma naprawdę, żadnego powodu, żeby zabijać innych ludzi. Są za to emocje, które złączone z inteligencją, mogą do tego doprowadzić.

Reakcja

Jeśli samemu nie jest się atakowanym, najczęściej przybiera formę biernej agresji, wykluczenia.
W skali państw to są sankcje. Komu one naprawdę szkodzą? Kierownictwo ma zapasów dla siebie i armii przynajmniej na dekadę. Sankcje uderzają w portfele wszystkich którzy w wojnie nie biorą udziału, często skutkuje to utratą pracy i taka osoba zamiast myśleć jak konstruktywnie sprzeciwić się działaniom administracji, nie wie jak przetrwać kolejny miesiąc. Społeczeństwo zamiast powstrzymać podobne zapędy zaczyna albo skupiać się wokół władzy, skoro inni ich odpychają, albo uciekać z kraju.

Myślę, że nie powinniśmy stosować opresji gospodarczej, która wchodzi w repertuar środków przemocowych, ale wysyłać wsparcie merytoryczne i psychologiczne, jak radzić sobie ze „zracjonalizowaną” agresją. Sankcje też podsycają nastroje wrogości i są krokiem w błędnym kole usprawiedliwiania niechęci.
Są eksperci w Polsce głoszący apokaliptyczne przepowiednie, że „Rosja zaatakuje Polskę”.
To zależy głównie od tego czy pozwolimy kwitnąć złości, czy zrozumieniu. Nie mówię, że w razie niepowodzenia porozumienia, nie trzeba posiadać armii, ale sprzeciwiam się wersji przyszłości kiedy będzie ona pierwszym skojarzeniem ze słowem: „Rosja”.

Przerwa między tą częścią, a poprzednimi pozwoliła mi doświadczyć reakcji mojego środowiska na przemoc werbalną. Podobnie jak w skali państwa, jest nim wykluczenie. Nie za bardzo umiemy, czy chcemy wprost, spokojnie, konstruktywnie mówić: „nie”. Z nielicznych odpowiedzi, rzeczową był wykład o tym jak komunikować się bez przemocy, który bardzo polecam:

Grunt krajowy

Proszę spojrzeć jak wygląda rozmowa wielu grup, które nie zgadzają się ze sobą. Wprzód ustawioną wrogość, starają się usprawiedliwiać komunikaty mające udawać jakąś treść rozumną. Debata publiczna w Polsce to zbyt często gra pierwotnych emocji, często bez żadnego zainteresowania aspektem merytorycznym.
Przemoc werbalna i fizyczna zdarzają się nagminnie. Aktywiści leśni nierzadko padają ofiarami obu, a i w drugą stronę wystosowuje się dokuczliwości.

Sytuacja w lasach jest napięta, ponieważ w imię kontraktów z chińskimi i amerykańskimi przedsiębiorstwami „rozbiera się Wawel na cegły”. Przynajmniej połowa leśników jest przerażona skalą wycinki, ale bardziej boją się skutków sprzeciwu w hierarchicznej strukturze zarządzania. Puszcza Karpacka, Borecka, Bukowa i tysiące innych bezimiennych, a bezcennych lasów idą pod piły. Są miejsca których gospodarka zupełnie nie potrzebuje, a przyroda i ludzie – koniecznie. I te właśnie miejsca są niszczone. Praca grup ekologicznych tylko w pewnym stopniu jest odpowiedzią, ponieważ nadleśnictwa LP działają jako jedna korporacja i jeśli nie wytną w danym obszarze, to zrekompensują w innym. W Rumunii i Bułgarii działa przepis zakazujący sprzedaży surówki drzewnej poza granice kraju. Wg Dyrektora Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego takie rozwiązanie powinno być wprowadzone również u nas.

Przykłady stylowego mówienia „nie”

Zacytuję z tej okazji Albert Camusa, na łamach pisma „Combat” w latach 40-tych:

Nie bez zdumienia stwierdzono, że wielu ludzi, którzy weszli do Ruchu Oporu, nie było patriotami z profesji. Po pierwsze jednak patriotyzm nie jest profesją. Po drugie można kochać swój kraj w pewien sposób, to znaczy nie chcieć, aby był niesprawiedliwy, i mówić to.”

Cnota miłosierdzia jest dość szczególna, jeśli wygląda na to, że broniąc sprawiedliwości bronię nienawiści. Słuchając Mauriaca może się wydawać, że w sprawach codziennych musimy koniecznie wybierać pomiędzy miłością do Chrystusa i nienawiścią do ludzi. Otóż nie! Jesteśmy z tych, którzy nie zgadzają się tak samo na krzyk nienawiści, dobiegający nas z jednej strony, jak na rozczulające błagania z drugiej. Pomiędzy jednym i drugim szukamy sprawiedliwego głosu, który da nam prawdę bez wstydu.

Wśród niezliczonych i zachwyconych komentarzy zostaliśmy poinformowani, że każde miasto średniej wielkości może być całkowicie starte z powierzchni ziemi przy pomocy bomby rozmiarów piłki futbolowej. Dzienniki amerykańskie, angielskie, i francuskie rozprawiają elegancko o przyszłości, przeszłości, wynalazcach, kosztach, powołaniu pokojowym i efektach wojennych, konsekwencjach politycznych, a nawet o niezależności bomby atomowej. My ograniczymy się do jednego zdania: cywilizacja mechaniczna osiągnęła ostatni stopień zdziczenia.”

Precyzując i parafrazując następne zdanie: Inwestowanie w rozwój intelektualny i techniczny, bez uprzedniego rozwinięcia serca to autostrada do kolektywnego samobójstwa.

Z cyklu „Ani ofiara, ani kat”:

„Aby skończyć z tym strachem, należałoby móc zastanowić się i działać w zgodzie z własną myślą. Lecz właśnie klimat strachu nie sprzyja refleksji. Sądzę jednak, że zamiast składać winę na strach, należy uznać go za jeden z naczelnych elementów sytuacji i próbować nań zaradzić.„

Całość tomu z Publicystyką jest opatrzona mottem z Nietzschego: „Lepiej jest zginąć niż nienawidzić i bać się; lepiej zginąć po dwakroć niż być znienawidzonym i budzić lęk; taka winna być kiedyś wyniosła dewiza każdego zorganizowanego społeczeństwa.” (Eseje, PIW, 1971, tłum. Joanna Guze)

Autor pisał też cykl „Listy do przyjaciela Niemca” i myślę, że dziś, dobrym pomysłem byłyby analogiczne, powiększone o zdobycze psychologii, zaadresowane do Rosjan.

Jak nie radzić?

Często twarde stwierdzenia, nawet jeśli prawdziwe w treści merytorycznej, wywołują opór w treści uczuciowej. Prohibicja tworzy kontrabandę. Większość z nas sama chce wpaść na rozwiązania. W dyskursie publicznym nierzadko podobne stwierdzenia się przewijają. Rady kategoryczne sprawdzają się tylko w skrajnych sytuacjach.

Brakuje nam mechanizmu ssąco-tłoczącego, który przepompowałby rozwiązania z miejsc gdzie już są, do obszarów, które bardzo ich potrzebują. Gdyby dzisiejsi psychologowie, filozofowie, biolodzy, antropolodzy połączyli głowy i znaleźli ujście dla swoich odkryć w poczytnych gazetach i odważnych działaniach, wtedy prawdopodobnie już nie musielibyśmy borykać się z wojnami, biedą, bezdomnością, dewastacją przyrody…

Widzę, że zbyt często dochodzi w nas do głosu inercja, jakbyśmy wyczekiwali co zrobi ośrodek działania, utożsamiany z administracją publiczną, zamiast wychodzić z inicjatywą.

Szczególnie, myślę cenny wkład mogłyby wnieść filozofie nauki. Poprzez wytłumaczenie jak 90% dzisiejszych wynalazków i odkryć w dziedzinach nauk ścisłych dokonuje się w laboratoriach dużych korporacji, a nie na uczelniach publicznych, czy przez niezależnych badaczy. Jak niektóre teorie są utrzymywane nie przez to, że są prawdziwe, ale są częścią tożsamości danej grupy badawczej, czy całej dyscypliny. Naukowcy to przede wszystkim ludzie, złączeni w grupowym wysiłku i prawa współżycia mają pierwszeństwo przed prawami logiki. Jak właściciele dużych korporacji lobbują urzędników, również tych, którzy ustalają prawa funkcjonowania uniwersytetów. Jak reklamodawcami korporacji medialnych są m.in. korporacje medyczne. Jak na czoło wysuwa się biopolityka, wg modelu który opisał Michel Foucault w książce „Nadzorować i karać”. Jak nauka nie jest monolitem, a żywym, pracującym, organizmem, gdzie za odkrycia w równym stopniu odpowiada dedukcja i indukcja co intuicja. Jak nie doszliśmy do końca historii i nie zjedliśmy wszystkich rozumów i wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Jak wiele pytań jest w wirusologii i psychiatrii. Jak wprowadzenie nowinek technicznych czasem wyprzedzało ich badania pod kątem bezpieczeństwa, np. prześwietlanie butów rentgenem, żeby zobaczyć jak leży stopa. Jak teoria o wirusach jako toksynach jest trzecią teorią pochodzenia tego zjawiska i spójniej niż pozostałe tłumaczy fakt zachowywania się ich jak przyroda nieożywiona poza ciałem i namnażaniu w ciele.

Tutaj przykład jak mogliby pomóc biologowie i fizycy, oraz czemu zwróciłem uwagę na fale:

Od dwóch i pół roku, jeśli ktoś baczniej obserwuje drzewa, mógł zauważyć, że w miastach i przy drogach zaczęły w dużej ilości usychać. W liściastych objawia się to utratą liści na wiosnę i latem z jednej strony, albo z czubka, a w iglastych przerzedzeniem igieł, opadaniem gałęzi i deformacją partii szczytowych. Czym to jest spowodowane? Logicznym krokiem jest zastanowić się, jaka zmiana nastąpiła dwa i pół roku temu, która może na nie oddziaływać. Jedyną znaczącą było wprowadzenie gęsto rozmieszczonego systemu anten, nadających fale elektromagnetyczne o długościach milimetrowych, takich samych jak w mikrofalówkach i wi-fi, tylko o dużo mniejszej mocy niż pierwsze i dużo większej niż drugie.

Czy ktoś zbadał jak się mają takie urządzenia do drzew? Tak: Cornelia Waldmann-Selsam, Alfonso Balmori-de la Puente i Helmut Breunig. Badanie dotyczyło nadajników poprzednich generacji, ale mających podobny skutek dla roślin i opublikowane zostało w „Science of The Total Environment, Tom 572, 1.12.2016, str. 554-569”.

Tutaj link do abstraktu: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/27552133/, a tu do fragmentu dokumentacji: https://docslib.org/doc/1666333/trees-in-bamberg-and-hallstadt-in-the-radiation-field-of-65-mobile-phone-base-stations

Skoro opisane fale szkodzą jednemu gatunkowi istot żywych i jako, że w ogólnej zasadzie mamy podobne ciała, pojawia się pytanie czy szkodzi też innym?

Poniżej tego artykułu znajdziemy link: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/31457001/ do innego, który podaje, że z wielu badań przeprowadzonych po 2011 r. na gryzoniach, wynika, że długa ekspozycja na promieniowanie częstotliwości radiowych pokryła się z dużą częstotliwością występowania zaburzeń chromosomalnych DNA i rzadkich nowotworów komórek nerwowych.

Wiadomo jest też o chorobie mikrofalowej, opisywanej m.in. w ramach medycyny lotniczej, ale wraz z przyrostem komercyjnych urządzeń pierwszej potrzeby wykorzystujących mikrofale, staje się coraz mniej znana.

Skutki trwałej ekspozycji na nową generację nadajników komórkowych nie zostały dotąd dostatecznie zbadane, pierwsze publikacje zaczęły pojawiać się w marcu zeszłego roku, po trzech latach funkcjonowania ich w powszechnej telekomunikacji. Świadomi negatywnych skutków promieniowania częstotliwości radiowych na organizmy żywe naukowcy wystosowali w 2017 r. apel do UE, żądając odstąpienia od decyzji o wprowadzaniu standardu 5G – zaprotestowało w ten sposób ponad 260-ciu przedstawicieli świata nauki. Zrobili to w myśl przyjętych prawnych norm międzynarodowych, żeby nie przeprowadzać przymusowych eksperymentów medycznych na ludziach i nie wprowadzać technologii, co do której istnieją uzasadnione, choć jeszcze nie udowodnione w pełni podejrzenia szkodliwości dla zdrowia. Tutaj link do abstraktu z apelu: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/32064102/, a tu do tłumaczenia na polski: http://www.5gappeal.eu/wp-content/uploads/2019/03/apel5G-pl_1.pdf. Szczególnie zaznaczyli, żeby powstrzymać lobbystów przemysłu telekomunikacyjnego przed upowszechnianiem tego rozwiązania.

Jako, że abstrakt jest po angielsku i dodany w 2020 roku, pozwolę sobie przetłumaczyć ostatnie zdanie: „Odpowiedzi od UE wydają się dotychczas przedkładać korzyści przemysłu nad uszczerbek na zdrowiu człowieka i środowiska.”

Czemu zwróciłem również uwagę na dwutlenek węgla?

Oprócz niego, z ludzkich działań, które przyczyniają się do ocieplenia klimatu bardzo szkodliwym jest deforestacja, postępująca w szybkim tempie od lat 50-tych na całej Ziemi, proces ten zwizualizowało Google Earth. Lasy to największe lądowe zbiorniki wody czyli chłodziwa, którą oddają podczas parowania. Latem czy w porze suchej, różnica między terenem zadrzewionym, a nie zadrzewionym może dochodzić do 20 st. W regionach mocno wylesionych ocieplenie jest stałe. Z drugiej strony ma znaczenie urbanizacja. Nagrzany beton latem, a ciepło silników i grzejników zimą, doprowadza do tego, że np. Warszawa ma temperaturę średnio 3 st. wyższą niż reszta Mazowsza.
Istnieje też naturalny cykl ciepłoty Ziemi, nietrudno zgadnąć co dzieje się po globalnym oziębieniu…
Znane są epoki geologiczne, w których było cieplej i więcej dwutlenku węgla w atmosferze (np. Kambr), bez żadnej ingerencji człowieka.
Wymieranie gatunków bierze się przede wszystkim z fizycznej likwidacji ich ostoi, zatruciu chemicznym, elektromagnetycznym, zaśmieceniu i z łowiectwa.

Trzeba uważać na sposoby prowadzenia opowieści, ponieważ często są używane jako bardzo niebezpieczne narzędzia. Zarówno w skali domowej jak i państwowej.

Wróg to tylko figura emocjonalna. Są ludzie, którzy działają, zamierzenie lub nie, na szkodę innych, ale myślę, że trafniej postrzegać ich we wspólnym mianowniku, jako w rdzeniu takiego samego człowieka jak my, ale z różną historią.

Po zakończeniu etapu wrogości, nadchodzi pojednanie i wybaczenie – elementy trudne, których wciąż za mało. Jako, że muzyka łagodzi obyczaje, można zrobić to przy tradycyjnej, co nie raz mi się zdarzyło. Oczywiście w przypadkach krzywdy dużo mniejszej niż przytaczane powyżej przykłady, ale zasada jest ta sama. Wybaczyć czyli baczyć – patrzeć, wy – dokończyć, łącząc – wypatrzeć do końca, zrozumieć i w efekcie odpuścić niechęć jako już niepotrzebną. (Nie znaczy to, że złe rzeczy zaczynamy widzieć jako dobre, ale mimo nich, zaczynamy widzieć w drugim bezwzględną wartość oprócz winy.)

Myślę, że sytuacja na świecie byłaby dużo mniej napięta, gdybyśmy tak nie bali się zemsty, a bardziej pracowali nad wybaczeniem.

Wybrałem Niemców do wrogiej narracji, ponieważ nadal funkcjonują w tej kategorii jako najsilniejszy archetyp, a przykład żeby był czytelny, musiał być zrozumiały i do utożsamienia. „…ludziom w głowach mieszał i doprowadzał do mylnego rozpoznania wroga”…
Kiedy podczas wycofywania się wojsk niemieckich z Polski front przechodził przez Góry Świętokrzyskie, jeden z generałów wybrał dom mojego pradziadka Józefa na kwaterę główną. Pradziadek uciekł do lasu razem z najstarszym synem, przyłączając się do partyzantki Barabasza, młodsze dzieci z prababcią, zostawiając w domu, licząc na ludzkie traktowanie ich przez żołnierzy Wermachtu. Nie zawiódł się. Żołnierze okazali się być normalnymi ludźmi, którzy raczej nie mieli ochoty być na tej wojnie. Często wołali mojego dziadka, wtedy malucha – Joseph, Come!, żeby zabierać na przejażdżki dżipem i częstować cukierkami. Miało to wpływ na dalszy wybór jego drogi zawodowej, która przez cały czas była związana z samochodami.

Niestety faktem jest parę ustaw pisanych pod konkretne firmy niemieckie kosztem konkretnych naszych, na które natknąłem się po prostu uczestnicząc w życiu gospodarczym jako pracownik, czy uważny konsument, ale nie jest to w żadnym razie powód do niechęci wobec całego narodu, a jedynie przyjrzenia się mechanizmom minimalizowania działania lobbingu przemysłowego na sejm UE.

Niezależnie od tego, co robili nasi przodkowie, nie musimy popełniać ich błędów. Popełniajmy nowe.

Narrację o Lechii uważam za wspaniały mianownik do pojednania między narodami słowiańskimi.
Może dzięki niej Niemcy przestaną być dla nas niemi, a przemówią do serc.
Przedstawiłem ją również, żeby połączyć sprawę narodową z leśną.

Co do sprawy czy z człowieka może być bóg – nie wiem, ale przyda się takie odniesienie, w równowadze do utożsamiania się z małpą.
Czy ktoś dawniej uważał, że każde stworzenie jest duszą w ciele? Tak myślał Wyspiański pisząc „Legendę”:

„Krak: hej Łopuch
wszak w każdym ciele
duch się plącze taki,
co choć umiera ciało
wiekiem zmięte,
to ten zostaje.
W każdym robaku
żyje takie licho
i w drzewie każdem
jako i w was.”

Kraków, 1897

Co do wniosków: myślę, że jednym z najpilniejszych zadań dziś jest nauczyć się tańczyć z niedźwiedziami.

A w Puszczy spotkałem pana, który to potrafi:

https://www.youtube.com/watch?v=xs1XrhPCWkg

Mam nadzieję, że ta seria artykułów będzie małym przyczynkiem do pogłębionej, spokojnej i rzeczowej debaty publicznej na tematy: zarządzania środowiskiem, sposobu prowadzenia wypowiedzi i radzenia sobie z agresją.

Może pomóc nam w tym żubr, którego symbolikę rozpracował Wojciech Jóźwiak na łamach magazynu „Taraka”. Pozwolę sobie fragment zacytować (i zaznaczę jeszcze, że piwo znaczyło dawniej każdy napój, a przodek dzisiejszego piwa był bezalkocholowy na bazie lekko sfermentowanych ziół):

„Żubr firmujący piwo swojego imienia niesie wcale nie płytkie, nie powierzchowne przesłanie! Jest solą ziemi – „tej ziemi”, jak koniecznie trzeba dodać za papieżem Janem Pawłem II, ale przy tym jest to ziemia (i żubr jako jej symbol-wyraziciel) zaskakująco czysta i wolna od… właśnie, od czego? Żubr jest niewątpliwym Polakiem, polskim mężczyzną (w reklamach nie ma żubrzych krów ani cieląt) i tamto z lekka litewsko-białoruskie pochodzenia mu wcale nie przeszkadza, podkreśla raczej swojskość, no bo w końcu wszyscy, jeśli przodków przepatrzeć, w jakimś stopniu stamtąd-śmy. Jest Polakiem i to wyłaniającym się z przedwiecznych puszczańskich praborów i prawieków w całej sile swojej rdzennej swojskości, ale przy tym pozostaje czysty – wolny – nieobciążony. Nieobciążony historią, podległością, także niewolącymi, krępującymi go ideami i apelami – wśród których idee i apele współideowców wspomnianego papieża stoją przecież na czele. Żubr to Polak tryumfalnie obnażony – rozebrany ze swoich historycznych fatów, wolny od religijnych i narodowych narowów. Wolno mu oto czynić to, co on i jemu podobni lubią najbardziej: wylegiwać się w chłodzie, brodzić w leśnej wilgoci, pozwalać rosnąc włosom, nie oddalać się od Ziemi. (Że realnie tę więź z ziemią nawiązuje się dzięki piwu – ależ, darujmy to sobie!) Żubr-od-piwa jest w istocie kimś podobnym do Bly’owskiego Żelaznego Jana: Dzikim Mężem, zakorzenionym w przedwiecznym Konkrecie, kudłatym, pierwotnym i omszałym.
Reklamy piwa Żubr zrobiły taką furorę właśnie przez kontrast i opozycję z brzmieniem (i brzemieniem!) polskiej polityki: pełnej żalów i żałób, narzekań, wpajania urojonych win i innej propagandy nieczystego sumienia. A tu na przekór, żubr wstaje (z jęczmienia, z chłodu polany…) i oświadcza: jestem kim jestem, takim być chcę i skazy żadnej we mnie oto nie ma!”
Autor mówi, że kobiety mają swoje symbole w tej kategorii.

 

Recenzja i zdjęcie: Dziennikarz obywatelski

 

Spodobał Ci się nasz artykuł? Zobacz nasze inne teksty, również po angielsku i ukraińsku!

Przeczytaj również: Avatar: Istota wody – Wyprowadź nas w morze, panie Cameron
Przeczytaj również: Niebezpieczni Dżentelmeni – opinia o nowym spojrzeniu na Młodą Polskę
Przeczytaj również: Kac Vegas w Zakopanem. “Niebezpieczni dżentelmeni” – recenzja
Przeczytaj również: Katarzyna Grochola: od „Nigdy w życiu” do „Ja wam pokażę”
Przeczytaj również: Książki, które pozwolą Wam zadbać o rozwój emocjonalny dzieci!

 


 

👉 Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej

>>wyszukiwarce imprez<<<

1,5 procent na kulturę

Udostępnij:


2025 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content