Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2024/10/substancja-thesubstance-still-10-1280x805-1.webp
    [1] => 640
    [2] => 403
    [3] => 
)
        

Fabuła Substancji jest na wskroś banalna: protagonistka Elizabeth Sparkle, była aktorka, której sława dawno przeminęła, zostaje zwolniona z posady prowadzącej program telewizyjny. Zdruzgotana decyzją szefostwa, gotowa jest zrobić wszystko, by ponownie stać się ulubienicą mediów i wrócić na szczyt. Przypadkowo otrzymuje możliwość zażycia tytułowej substancji – specyfiku pozwalającego stworzyć młodszą, piękniejszą, „lepszą” wersję samej siebie.

Nie ukrywam, iż informacja o uhonorowaniu Substancji w Cannes Złotą Palmą dla najlepszego scenariusza, postawiła poprzeczkę wysoko co do moich oczekiwać wobec dzieła Coralie Fargaet. Niestety, będąc świeżo po seansie, odczucia mam nader mieszane. Banalność historii, schematyczność postaci i minimalizm dialogów nie świadczą na niekorzyść filmu – wiele świetnych obrazów posiada właśnie te cechy. Jego największą przywarą jest niezdecydowanie, jakby sami twórcy nie do końca wiedzieli, jaki kształt powinno przybrać ich dzieło.

Jak na body horror, Substancja zawiera raczej niewiele scen ukazujących monstrualne transformacje postaci. Akcja zawiązuje się wyjątkowo szybko, jednak na „właściwy” spektakl obrzydliwości trzeba czekać niemal do samego końca. Dla porównania, uchodzące za majstersztyk podgatunku, czyli Coś (reż. John Carpenter, 1982), przedstawia odbiorcom „cielesny horror” w niecałej dwudziestej minucie trwania (i od tego momentu ani razu nie zwalnia tempa). Niewykluczone, że podczas seansu Substancji cierpliwość zagorzałych miłośników gore i body horroru, zostanie wystawiona na próbę.

Powtarzalność metafor i stałych motywów wizualnych (wspomnieć można też o klamrze kompozycyjnej) mają skłonić widzów do refleksji. Z drugiej strony są one tak trywialne i dodatkowo łopatologicznie nakreślone, iż niemożliwym jest ich niezrozumienie. Ewokuje to pytanie, czy autorzy Substancji chcieli stworzyć kino przesycone wielopoziomowymi znaczeniami (film sygnowany jest pod nazwą „satyryczny horror”), czy być może miał to być obraz równie pusty co środowisko, które portretuje?

Substancja recenzja
Substancja zbiera już nagrody – dostała nominację do Złotej Palmy

Twórcy podjęli ryzykowną decyzję, by w ostatnim akcie odejść od konwencji thrillera na rzecz komedii. Film, owszem, od początku zawierał elementy przesady i kiczu rodem z horrorów klasy B (np. przejaskrawioną postać producenta telewizyjnego programu) jednak nie dominowały one równie mocno jak w ostatnich sekwencjach.

Niespodziewanie, w finale Substancji, widz obdarowany zostaje widokiem wstrętnych potworności połączonymi z absurdalnym humorem. W ostatecznym rozliczeniu, bliżej mu tym samym do takich filmów jak Martwica mózgu (1992) P. Jacksona, choć początek zapowiadał kino bardziej spod znaku Muchy (1986) Croneberga. Mnie osobiście ta nagła zmiana poetyki absolutnie nie przypadła do gustu. W moim odczuciu, w przypadku filmów epatujących obrazami poddanych skrajnej fetyszyzacji kobiecych ciał, pojawia się wątpliwość – gdzie dokładnie przekroczona zostaje granica, kiedy twórcy jeszcze krytykują seksistowską naturę showbiznesu i uprzedmiotowienie płci pięknej, a zaczyna się zwykłe nużenie odbiorców tymi samymi widokami roznegliżowanych postaci, mające odwrócić uwagę od mielizn scenariuszowych.

Ponadto, jak na obraz chcący krytykować obsesyjne ubóstwianie młodości, dość niezrozumiały pozostaje fakt, iż Substancja nie kryje się z demonizowaniem starości – tym, co w przeważającej mierze ma wywołać wśród odbiorców niesmak jest, zdeformowane, ale w swej istocie „po prostu” drastycznie posunięte w latach ciało kobiety. Nawet dysponując wiedzą, że za film odpowiada reżyserka, owe wątpliwości pozostają.

Substancja recenzja
Margaret Qualley znana jest między innymi z netflixowego przeboju Sprzątaczka

Elementami Substancji, wobec których nie mam najmniejszych zastrzeżeń są warstwa audialna, scenografia, zdjęcia oraz aktorstwo. Wibrująca ścieżka dźwiękowa i wspomniane wyżej szczątkowe dialogi czynią z wielu sekwencji filmu quasi teledyski (co współgra poniekąd tematycznie z całością), jednak nie każdemu może się to spodobać. Operator Benjamin Kracun potrafi ze zwyczajnego widoku spożywanych krewetek wydobyć odpychającą grozę, pozostawiając odbiorców na długi czas w dyskomforcie.

Demi Moore jako tragicznie rozdarta wewnętrznie protagonistka oraz Margaret Qualley, wcielająca się w rolę jej bezlitosnego alter ego, dźwigają ciężar filmu. Na pochwałę zasługuje również Dennis Quaid, odgrywający odstręczającego producenta telewizyjnego show. Wspomniane wyżej pozytywne strony obrazu, nie zmieniają faktu, iż Substancja okazała się (przynajmniej dla mnie) filmem średnim, który nie sprostał pokładanym w nim oczekiwaniom. Można wybrać się na niego do kina w ramach piątkowego wyjścia ze znajomymi, ale nie należy zakładać, że stanie się on niezapomnianym doświadczeniem.

Recenzja: Barbara Dutkowska
Zdjęcia: Moonlight Films

Spodobał Ci się nasz artykuł? Sprawdź inne filmowe recenzje!

Przeczytaj również: Życie bez pozwolenia – recenzja serialu Aitora Gabilondo
Przeczytaj również: Nadzieja umiera ostatnia… Recenzja filmu Grobowiec Świetlików
Przeczytaj również: The Royal Hotel – recenzja!
Przeczytaj również: Przed wschodem słońca – recenzja filmu
Przeczytaj również: “Rumunia. Albastru, ciorba i wino” – recenzja. Rumunia, jakiej nie znacie
Przeczytaj również: Jakie wspomnienie chciałbyś przeżyć jeszcze raz? Recenzja książki “Fotograf utraconych wspomnień”
Przeczytaj również: Zanim zniknęli – czy słuchamy jeszcze tych artystów?

Nic dla Ciebie? Wybierz, co chcesz przeczytać!

recenzje książek
recenzje filmów
recenzje płyt
relacje ze spektakli teatralnych
artykuły o sztuce
recenzje komiksów
nowinki technologiczne

Ucz się z nami! Poczytaj o kulturze w obcym języku:

angielski
francuski
niemiecki
ukraiński

Sprawdź naszą ofertę wolontariatu – dołącz do naszej ekipy i buduj z nami Portal Proanima.pl!

Udostępnij:


2025 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content