Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2022/08/Panika-moralna.jpg
    [1] => 640
    [2] => 537
    [3] => 
)
        

Niedawno miałam okazję iść na długo wyczekiwany Top Gun: Maverick. Byłam poruszona do granic możliwości, przebierałam wręcz nóżkami na ponowne spotkanie z chłopakami z akademii lotniczej. Oczywiście, że zdawałam sobie sprawę z tego, że to już nie te lata, nie ta ekipa… Ale! Oczekiwania były ogromne.
Pamiętam jak z wypiekami na twarzy oglądałam poczynania buntowniczego Pete’a Mitchella, granego przez Toma Cruise’a oraz jego przyjaciół. Ehhh, ten jego zawadiacki uśmieszek łamał serca nie tylko mnie i moim koleżankom. Ale żeby nie było, że ja stereotypowo tylko o babskich romantyzmach, wątek „lotniczy” był równie, jeśli nie bardziej emocjonujący.

I tak sobie siedząc na fotelu kinowym, zajadając zbyt drogie nachosy, wyczekiwałam w napięciu na to co miało się wydarzyć… I co? I klops… Choć bardziej pasowałoby użyć tu rzeczownika opisującego pewną część ciała, która nie do końca wpisuje się w kulturalny, nomen omen, tekst. Nie wiem czy pokładałam zbyt wysokie nadzieje, czy po prostu dostałam nie to na co czekałam, ale po ponad dwóch godzinach wyszłam z kina z niemym pytaniem „dlaczego?!” Byłam rozczarowana, zła i z niewiadomych przyczyn czułam się oszukana… I nawet spektakularne sceny w powietrzu nie złagodziły gorzkich uczuć. To po prostu nie było już „to”. Film choć poprowadzony z dużym tempem, mnie zdawał się dłużyć do granic możliwości. I nawet zawadiacki uśmiech tytułowego Mavericka gdzieś zgasł…

Skłoniło mnie to do przemyśleń nad filmowymi kontynuacjami niegdysiejszych hitów, tak zwanymi sequelami. Dlaczego w większości przypadków są to jedynie ubodzy krewni pierwszych części? Nie będę zadawać retorycznego pytania po co w ogóle sami twórcy produkują kolejne i kolejne filmy, bo to jest przecież oczywiste. Kasa musi się zgadzać. A nierzadko też sami fani domagają się kontynuacji. Bardziej zastanawia mnie dlaczego w większości przypadków są to filmy jedynie do zniesienia? I dlaczego my, odbiorcy, za każdym razem dajemy się nabrać na magię tego, co już było?

Ile znacie takich naprawdę kultowych comebacków, ale takich które zaparły Wam dech w piersiach? Ja, w moim własnym, bardzo subiektywnym, osobistym rankingu, mogę wymienić zaledwie kilka kontynuacji, które miały sens, trzymały poziom poprzednika i w ogólnym rozrachunku były bardzo na plus. Jest to oczywiście Ojciec Chrzestny, Władca Pierścieni: Dwie Wieże (trzecia była równie dobra) czy kultowy już dziś Powrót do przyszłości II. Każda kolejna część Harry’ego Pottera, w tym przypadku im głębiej w las, tym lepiej. Dobra, muszę być odrobinę sprawiedliwa i dodać do tej listy Gwiezdne Wojny: Imperium Kontratakuje, choć fanką gwiezdnej sagi nigdy nie byłam. Nie mogę zapomnieć również o każdej z części Jurrasic World, ale to chyba tylko dlatego, że jestem dziką fanką dinozaurów, nie tylko na dużym ekranie. I możliwość oglądania tych pięknych istot, nawet sztucznie wytworzonych przez komputer, łagodzi każdą popełnioną przez twórców głupotę. To takie moje guilty pleasure.

Są też filmy, których nie potrafimy zrozumieć, ich oglądanie sprawia fizyczny ból i powoduje chęć wydłubania sobie oczu. Do dziś nie potrafię pojąć dlaczego nowa era Kogla mogla w ogóle powstała?! Część III i IV są tak złe, że nie potrafię nawet znaleźć na to słów. A zazwyczaj nie mam zbyt wielkiego problemu z artykułowaniem myśli. Tu czarna dziura, tak jak pewnie u scenarzystów, podczas pisania tegoż „dzieła”. Naprawdę, ten film jest zły. Przez duże Z. Kolejny film, który wywołuje smutek na samą myśl o tym, że coś kultowego, coś pięknego zostało po prostu zdeptane, to Blues Brothers 2000. Nikt nie jest w stanie zapewnić pustki po Johnie Belushim. A skoro tak jest, to i kontynuacja nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. Jest masa takich „perełek”, jak choćby Grease II, Speed : Wyścig z czasem, Nagi instynkt 2, Seks w wielkim mieście 2 (choć w tym przypadku i pierwsza część powinna zostać zaliczona do tego „zacnego” grona, a losy przyjaciółek z „Wielkiego Jabłka” powinniśmy znać jedynie ze szklanego ekranu). Każda kolejna część Krzyku – Wesie Cravenie, dlaczego?!

Niezwykłym zjawiskiem jest druga część adaptacji powieści Blanki Lipińskiej, 365 dni. Ten dzień. Po jej seansie patrzy się zupełnie inaczej na część pierwszą, zdając sobie sprawę, że w sumie nie był to jednak tak zły film. Zawsze może być znacznie gorzej. To oczywiście tak z przymrużeniem oka, bo oba filmy są bardzo wątpliwe w odbiorze.

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że dalej będziemy łudzić się, że powrót do naszych ulubionych bohaterów będzie równie emocjonujący jak za pierwszym spotkaniem. A nasi ulubieńcy będą niszczeni przez okrutne stwierdzenie żądzy pieniądza.

Opinia: Paulina Rosikoń

Spodobał ci się tekst o sequelach? Zobacz nasze inne artykuły!

recenzja” Przeczytaj również: Krótkometrażowe historie o miłości, śmierci i robotach
recenzja Przeczytaj również: Elvis – król rock and rolla
recenzja Przeczytaj również: Niezwykły “Film balkonowy”
recenzja Przeczytaj również: Nie tylko Konopnicka – projekt promujący kobiety w literaturze!


👉 Znajdź ciekawe koncerty w naszej

>>>wyszukiwarce imprez<<<

Akademia Dziennikarstwa Obywatelskiego

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content