W polskich kinach można już oglądać fabularyzowany dokument w reżyserii Ireneusza Skruczaja, którego tematem są nieco zapomniane dzieje Polaków sprzed odzyskania niepodległości. Z czasów, kiedy państwa polskiego nie było na mapie, ale Polacy mieszkali na tych terenach pomiędzy Łodzią a Warszawą – na ziemi bolimowskiej. To tam w czasie I wojny światowej doszło do bitwy, która okazała się bez precedensu dla kolejnych konfliktów zbrojnych.
W trakcie 8 miesięcy walk na linii Rawki i Bzury Niemcy, chcąc złamać rosyjski opór, przeprowadzili 4 ataki przy użyciu broni chemicznej. Była to wówczas zupełnie nowa technologia wojenna. Wydarzenia pod Bolimowem były dla niemieckiego dowództwa tak ważne, że ten odcinek frontu dwukrotnie osobiście odwiedził cesarz Wilhelm II Hohenzollern.
W Bitwie pod Bolimowem zginęło niemal 100 tysięcy ludzi – żołnierzy i cywilów, a na wszystkich frontach I wojny światowej, w obcych armiach, często przeciwko sobie, walczyły ponad 3 miliony naszych rodaków.
Efektowne sceny batalistyczne i najnowocześniejsza technika realizacji pozwala wejść w świat, którego już nie ma. Ireneusz Skruczaj w filmowej opowieści stara się zrozumieć mechanizm zła, ku pamięci tych, którzy zginęli, i ku przestrodze dla potomnych. Twórca oparł swój przekaz na scenach batalistycznych, zrealizowanych językiem nowoczesnego kina wojennego. Zabieg ten pozwala widzom przenieść się w samo centrum relacjonowanych wydarzeń, gdzie otworzyły się wrota piekieł do kolejnych eksperymentów z użyciem broni chemicznej.
– „Obłoki śmierci – Bolimów 1915” to film o pamięci i jej strażnikach. Opowieść o traumie, zapomnieniu i prawdzie. Relacja o perwersji nauki na usługach masowego mordu. Dokument o nieludzkim okrucieństwie i niespotykanym miłosierdziu. To w końcu film o wielkiej historii, odnalezionej za progiem rodzinnego domu, mojego domu – Bolimowa” – mówi reżyser.
Jolanta Tokarczyk: Jak zapisał się tamten czas w pamięci okolicznych mieszkańców?
Ireneusz Skruczaj: Ojciec powtarzał opowieści, które usłyszał od swojego dziadka, a mojego pradziadka, który miał wtedy 12 lat. Pradziadek zapamiętał Rosjan, gotujących jedzenie na tyłach okopów i nieraz zdarzało się, że wołali go, bawili się z nim, wsadzali na konia. Nie wspominał ich źle; raczej jako stęsknionych za domem, spragnionych ogniska domowego. Pradziadek jako dzieciak kojarzył się im z ich własnymi dziećmi i rodzinami pozostawionymi tysiące kilometrów stąd. Pradziadek wspominał, że Rosjanie byli dobrzy dla okolicznych mieszkańców.
Rosyjskie pułki były mocno wymieszane narodowościowo, a żołnierze, którzy walczyli pod Bolimowem, wywodzili się nawet spod Uralu. Walczył tu pułk i strzelców syberyjskich, i żołnierze azjatyccy. Na miejscu bitwy po jakimś czasie wyrosła nawet nieznana wcześniej w Polsce roślina – jagoda japońska, którą przywiózł prawdopodobnie jakiś żołnierz z tamtych okolic i zakorzeniła się na naszych terenach.
Niemcy w tamtym czasie również byli dobrze wspominani. Z dokumentacji wiem, że zatrudniali do pracy miejscowych chłopów, którym płacili jedzeniem. Na ziemi niczyjej pomiędzy okopami nikt nie mógł żyć, ale na tyłach 2-3 km od linii frontu, żołnierze mieszkali z tubylcami w tych samych chatach.
Żołnierz z czasów I wojny światowej nie był ciemiężcą; nie pozwalała na to stara doktryna Cesarstwa Niemieckiego i dziewiętnastowieczny ryt szacunku do drugiego człowieka. Wojska nie siały takiego okrucieństwa, jakie objawiło się w czasie II wojny światowej.
Użycie gazów bojowych pod Bolimowem stało się jednak krokiem w kierunku upodlenia człowieka i zapoczątkowało wszystko, co najgorsze w XX wieku. Z bolimowskiego doświadczenia narodziła się przecież masakra obozów koncentracyjnych.
Jak przebiegała bitwa pod Bolimowem? Wspomina Pan, że wiatr historii w pewnym momencie odwrócił się, skutkiem czego gaz „wrócił” do Niemców, przynosząc straty po stronie ich armii.
Walki pozycyjne na linii Rawki i Bzury nie przynosiły rozstrzygnięcia przez wiele miesięcy, ale Niemcy przez cały czas rozwijali prace nad wykorzystaniem osiągnięć chemii na polu walki. Działania te nadzorował niemiecki chemik organiczny Fritz Haber, przy wsparciu innych sław niemieckiej nauki: m.in. Otto Hahna, Erwina Madelunga i Gustawa Hertza.
22 kwietnia 1915 roku specjalna jednostka chemicznych saperów pod dowództwem Fritza Habera przeprowadziła pod Ypres, na zachodnim froncie Wielkiej Wojny, pierwszy w historii atak przy użyciu chmury chloru. Wyniki eksperymentu były bardzo „obiecujące”. Niemieckie dowództwo postanowiło skierować jednostkę na front wschodni, pod Bolimów. Wierzono, że atak przy użyciu chloru pozwoli przełamać linie rosyjskie i otworzy Niemcom drogę na Warszawę.
W 1915 roku pod Bolimowem Niemcy trzykrotnie zaatakowali Rosjan chlorem: 31 maja, 12 czerwca i 6 lipca. Atak 31 maja przeprowadzono na niewyobrażalną skalę. Butle z chlorem zostały zamontowane na długości 12 km linii frontu, a kiedy uformował się sprzyjający wiatr w kierunku linii rosyjskich – otworzono zawory butli, z których wyłonił się wysoki na 6 metrów, toksyczny obłok 260 ton śmiercionośnego gazu.
W ataku z 31 maja nagły podmuch wiatru szybko przegnał ten „obłok śmierci” nad pierwszą linią rosyjskich okopów. Rosjanie nie ulegli silnemu zatruciu i z pomocą karabinów maszynowych zdołali odeprzeć atak nacierającej po przejściu chmury gazu niemieckiej piechoty. Niemcy byli w szoku, powiedziano im bowiem, że nie muszą się spodziewać żadnego oporu.
Podczas trzeciego niemieckiego ataku gazowego na wojska rosyjskie, 6 lipca, wiatr zmienił kierunek i Niemcy sami odczuli efekty działania chloru. Chmura gazu dosięgła żołnierzy niemieckich, ciężko zatruwając przeszło 1000 z nich.
Żaden z niemieckich ataków gazowych pod Bolimowem nie miał jednak znaczenia strategicznego, lecz mimo to Rosjanie wycofali się z linii Rawki i Bzury, a 5 sierpnia Leopold Bawarski wkroczył na czele swojej armii do Warszawy.
Od czego zależało powodzenie ataków z użyciem broni chemicznej?
Możliwość użycia broni chemicznej w warunkach polowych była uzależniona od siły i kierunku wiatru oraz ukształtowania terenu. Zanim przeprowadzono atak, niemieccy obserwatorzy pogody mierzyli siłę wiatru za pomocą specjalnie skonstruowanych przyrządów ze stali, które wyglądem przypominały chorągiewki. Jeśli wiatr wiał w jednym kierunku z prędkością 4-6 m /sek., było to wystarczające do użycia gazu bojowego.
Drugim czynnikiem, od którego zależało użycie gazu podczas bitwy było ukształtowanie terenu. Nie mogło się to udać w terenie górzystym, tylko na nizinach, a Bolimów leży na terenie nizinnym. Niemieccy żołnierze nie wiedzieli o tym, że pogoda w tym rejonie jest zmienna, dlatego tak boleśnie przekonali się o tym podczas trzeciego ataku gazowego.
Zanim jednak doszło do użycia gazu ze śmiercionośnych butli Haber próbował innej metody, wystrzeliwując w kierunku przeciwnika pociski artyleryjskie wypełnione bromkiem ksylilu i orto-chloronitrobenzenem. W ten sposób przeprowadzono pierwszy atak z użyciem pocisków – 31 stycznia 1915 roku. Kierunek wiatru nie miał wtedy żadnego znaczenia. Środki chemiczne wykorzystane w pociskach wywoływały łzawienie oczu i odruch kichania, powodując niezdolność do walki, ale nie miały tak wielkiej siły rażenia, jakiej spodziewał się Haber. Niemiec nie przewidział, że gaz, który pod wpływem zimna się kurczy, a pod wpływem ciepła rozszerza i zaczyna parować – nie spełni swojego zadania, zwłaszcza na dalszych odcinkach frontu. Pociski zadziałały jednak na zasadzie szrapneli z odłamkami metalu – rażąc przeciwnika w promieniu około 50 metrów. Uważa się go za pierwszy w dziejach masowy atak przy użyciu broni chemicznej.
Porozmawiajmy na koniec o aspektach produkcyjnych filmu.
Film „Obłoki śmierci – Bolimów 1915” jest efektem mojej pięcioletniej pracy. Wszystkie środki finansowe pochodziły z prywatnych źródeł. Film jest produkcją niezależną, zrealizowaną dzięki zaangażowaniu niemal 200 osób, a dzięki zbiórce pieniędzy na portalu PolakPotrafi.pl, projekt wsparło ponad 250 donatorów.
Wywiad: Jolanta Tokarczyk – dziennikarka filmowa, związana z prasą branżową (m.in. magazynem „Film&Tv Kamera”) i lifestylową. Prowadzi portal Filmowe Centrum Festiwalowe. Pasjami ogląda polskie filmy i uczestniczy w festiwalach. Od lat nieustannie zachwycona sylwetką aktorską Zbigniewa Cybulskiego.
Przeczytaj: Żeby nie było śladów… Żeby nie było winnych – recenzja filmu
Przeczytaj: “Dziadek w piekle wszystko widzi” – recenzja filmu “Wesele” (2021)
Przeczytaj: Wiesław Gołas: aktorstwo to papkinada – portret artysty
Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<