W lubelskiej galerii sztuki Labirynt ostatnio można było odwiedzić nietuzinkową wystawę. Jest to kolejna odsłona Powiększenia – cyklu wystaw poświęconych twórczości lokalnych artystów.
Ewa Zarzycka, Magdalena Franczak i Paweł Korbus wśród kluczowych problemów podejmują zagadnienie tworzenia w celu sprzedaży i postrzegania sztuki jako obiektu handlu. Wydaje się, że dodatkowa siedziba Labiryntu mieszcząca się w galerii handlowej została wybrana na tę wystawę nieprzypadkowo. Miejsce to dobitnie podkreśla tematykę wystawy, która już od pierwszych chwil zaskakuje i intryguje odwiedzającego.
Zamiast futra weź do domu Miłość
Przekraczając progi galerii, pierwsze spojrzenie kierujemy na Miłość Pawła Korbusa. Jest to instalacja w postaci słowa stworzonego z kolistych lampek przytwierdzonych do drewnianego stelaża, która przypomina reklamę świetlną – podniszczony neon. Niektóre lampki zwisają smutno na przewodach, świadcząc o intensywnej eksploatacji, jednak nadal świecą. Zatem to miłość trochę zużyta, ale nadal niosąca ze sobą energię. Z informacji dołączonej na wydruku A4 możemy poznać historię tego obiektu. Instalacja Miłość do wynajęcia, weź miłość do domu powstała w 2014 roku w celu obdarowania świata miłością. Po raz pierwszy była prezentowana podczas Nocy Kultury, później objeżdżała polskie i zagraniczne galerie, towarzysząc akcjom artystycznym. Zainteresowane osoby nadal mogą ją wynająć. W celu uzyskania bliższych informacji należy zwrócić się do obsługi galerii.
Obok Miłości znajduje się Nutria show, Człowiek-nutria (2011-2021). W metalowej gablocie umieszczono serię zdjęć w białych ramkach. Fotografie przedstawiają wyprawione skóry zwierząt albo mężczyznę ubranego w skóry. Na nich znajduje się łóżko z prętów, odwrócone tak, że przypomina klatkę, zaś przy nim jest uśmiechnięta postać w skórach zwierząt – człowiek-nutria.
To świadectwo rozważań artysty nad relacją człowieka do zwierząt – w postaci performance’ów, wideo i instalacji. Zastanawiające jest ogłoszenie zawieszone na ścianie obok gabloty: „Szanowni Państwo. Praca, która miała być prezentowana w witrynie zaginęła! Bardzo mi przykro. Zostały tylko powidoki. Liczymy na to, że się odnajdzie. Paweł.” Czy to celowy zabieg artystyczny? Obsługa galerii nie potrafi udzielić informacji na ten temat, dlatego podaje kontakt do artysty.
Niewątpliwie największe wrażenie wywiera Obiekt (2021), będący swoistym call to action. Nie jest to w dosłownym sensie eksponat – właściwie jest to obszerny opis, instrukcja, którą sam artysta porównał do geocatchingu. Aby nie mnożyć materii i nie zaśmiecać świata nadprodukcją, Paweł Korbus korzysta z materiałów znalezionych. Tym razem artysta jednak postanowił pójść dalej. Zdecydował się „nie pozyskiwać materii”, „nie dźwigać jej ciężaru”, ale odwrócić sytuację. Pozostawić obiekt w swym naturalnym środowisku i zająć się całym jego kontekstem. Artysta znalazł obiekt, który uznał za swoją pracę, opisał jej wygląd i zarysował położenie. Wszystkim tym, którzy chcieliby ją odnaleźć, autor obiecuje udzielić indywidualnie szczegółowych informacji. Obsługa galerii ma przygotowane karteczki z kontaktem. Paweł Korbus chce współtworzyć swoje dzieło z każdym, ponieważ jak twierdzi – energia jest w komunikacji!
W niewielkiej, dobrze oświetlonej sali panuje spokój i niemal cisza, nastrój idealny do refleksji. Jedyne dźwięki to szum wiatru i odgłos przejeżdżających samochodów. Pochodzą one z wideo Korbusa, przedstawiającego baner reklamowy. Na strzępkach zniszczonej tkaniny widoczne są fragmenty napisu – „Sprzedam lub wynajmę”.
Credo ogłoszone w platońskiej jaskini
W małym zagraconym składziku, w półmroku niczym w jaskini platońskiej, wyświetlany jest film wideo. Widzimy trójkę artystów zajętych poszukiwaniem, wręcz przygotowywaniem się do czegoś. Z ich cichych rozmów niewiele możemy się dowiedzieć. Podoba im się szafa, którą postanawiają dźwigać. W pewnej chwili najstarsza z tego grona, Ewa Zarzycka, czyta definicję sztuki – „Sztuka dostosowuje się do reguł gry rynkowej. Odbiorca staje się klientem. Sztuka dąży do zaspokojenia jego potrzeb”.
Ewa Zarzycka znana jest z głębokich refleksji na temat sztuki i życia, a także wzajemnego nieustannego przenikania się tych dwóch płaszczyzn. Jej mówione performance i video są świadectwem podejścia do problemów sztuki, zarówno żartobliwego, z dystansem, jak i powagą. Na wystawie prezentowane są dwa filmy wideo (bez dźwięku) i transkrypcja zamieszczona w zeszytach. Zeszyty leżą na metalowej szafie, w której prawdopodobnie przechowywane są taśmy filmowe. Na jednym z filmów widać samą artystkę czytającą Video Zeszyty, na drugim znajduje się jej legendarne wideo, Przejawy z 1980 roku. To swoiste podsumowanie twórczości, a także nowy wgląd we własny dorobek.
W jednym z zeszytów znajdujemy relację z wnikliwej analizy procesu twórczego, na który składa się już namysł nad poszukiwaniem własnego języka, własnego kosmosu, siebie. W innym artystka zwierza się, iż czytając zeszyty na nowo, pomieszała je nieopatrznie, przez co nastąpiło „niekorzystne zapętlenie”. Reminiscencje mieszają się z teraźniejszością, słowo z obrazem i dźwiękiem, sfera materialna z duchową. Artystka zwierza się ze swojego zapętlenia. Zapętlenia we własnych wspomnieniach, analizach, a nawet we własnej tożsamości. Nie jestem Ewą Zarzycką – mówi artystka, powielając słowa słynnej fotografki z Gliwic – „Nie jestem Zofią Rydet”. To zapętlenie udziela się także czytającemu Zeszyty. W transkrypcji z Przejawów teraz z 2017 roku znajduje się wyznanie: „Na wstępie mogą pojawić się te najważniejsze pytania: jaki to wszystko ma sens? Jakie znaczenie? Odpowiedź jest prosta: najważniejsi są ludzie. I zaraz potem miejsce. I czas. Człowiek, przestrzeń, czas”.
Dopełnienie tych refleksji znajduje się w metalowej gablocie, takiej, jakie można zobaczyć w archiwach. W otwartych masywnych szufladach znajduje się niewiele zawartości. Na dnie poukładane są kartki A4 z tekstem drukowanym, pisanym odręcznie, a także dziecięcy zeszyt z wróżką na okładce. Aż chce się zajrzeć do zeszytu, ale nie pozwala na to tradycyjne wychowanie. Wewnętrzny głos ostrzega – nie można dotykać eksponatów. W jednej z szuflad fragment tekstu z wystąpienia Schulzowskiego w Drohobyczu z 2014 roku. Wobec wyróżnionych różowym markerem zdań nie można przejść obojętnie, głoszą one „Pani Ewo, niech się pani nie przejmuje. Wszystko się zrobi samo! Pani sobie stoi w tym Drohobyczu, a czas pracuje. No właśnie! Czas! Po pierwsze czas!”
To samo wystąpienie zamieszczone jest w całości w ramach obrazów. Są to obrazy zapisane słowem. Pismo zamknięte jest w klasycznym stojącym prostokącie, kołach lub nieregularnych kształtach przypominających fragment kamiennego muru z zaprawą. Można je zarówno oglądać, jak i czytać. Czasem zdania urywają się nagle, pozostawiając nas w konsternacji. Pisane obrazy Zarzyckiej przywodzą na myśl malarskie kaligrafie Zbigniewa Makowskiego.
Ukryte wiadomości
Magdalena Franczak bardziej wprost odwołuje się do zagadnienia sprzedaży. Na główną ekspozycję składają się Stacze (2019). To konstrukcje z gipsu, metalowych prętów i drewna. Są to powidoki po targowisku, które odbywało się gdzieś w Lublinie, w którym ludzie zwinęli już swoje towary. Puste konstrukcje są bardziej statyczne od ludzi, dlatego artystka chciała utrwalić ich energię.
Uzupełnienie Staczy stanowi Ekonomia bezużyteczności (2021) – cienie rzucane na ścianę; najbardziej niematerialny z obiektów tej wystawy. Mają one symbolizować obserwowany przez artystkę śnieg padający grubymi warstwami na puste już blaty straganów. Ludzie sprzedają, kupują, chodzą, stoją. To nieukorzenieni stacze, których ogranicza ich konstrukcja stoiska. Co w tym wszystkim jest trwałe?
W szklanej gablocie przypominającej puste półki muzealne znajdują się Ukryte wiadomości o kruchej konstrukcji (2017-2020). Przywodzą na myśl relikty archeologiczne – do każdego z nich dołączone są numerki 1-8. Małe elementy wykonane są z porcelany, chociaż tworzywo bardziej przypomina papier. Wyglądają niczym figurki origami – małe ruloniki, chusteczki, poskładane arkusiki. Zgodnie z informacją dołączoną do ekspozycji, nie da się do nich zajrzeć – „Kruche wiadomości trudne do rozwinięcia. Niemożliwe do rozpakowania. Wydają dźwięk podczas stukania paznokciem. Zniszczenie nie stanowi problemu. Skieruj swoją myśl w ich stronę i ukryj je tam” – zachęca artystka.
Moje refleksje nad wystawą krążą wokół szeregu pojęć: kupić, wynająć, ubrać się w…, dźwigać, mnożyć byty, utrwalić, uchwycić, zdystansować się, nie zdystansować się, czas, niezakorzenieni Stacze, pamięć.
Skoro nasza pamięć stanowi lepsze miejsce przechowywania niż nasze szafy i szuflady, to może lepiej wynająć dzieło, niż je kupić. Wziąć na jakiś czas do siebie, do swojej głowy, a potem przekazać innym – sens tkwi w komunikacji, jak zapewnia Paweł Korbus. Wnikliwe
i nierzadko żartobliwe spojrzenie na różnorodną problematykę dotyczącą sztuki nie daje gotowych odpowiedzi. Pozostawia nas z szeregiem pytań, zmusza do refleksji, wprawia w korzystne i, używając określenia Ewy Zarzyckiej, „niekorzystne zapętlenie”.
Wystawę “Powiększenie 3” w lubelskiej galerii Labirynt można zwiedzać do 27 lutego. Polecam wszystkim dzieła tych artystów.
Relacja: Dominika Szwed
Spodobała ci się relacja z wystawy “Powiększenie 3” w lubelskiej galerii sztuki Labirynt?
Przeczytaj również: Caravaggio i inni mistrzowie – relacja z wystawy
Przeczytaj również: Flying fish. Sceny z życia ryby – recenzja spektaklu
Przeczytaj również: Trio z Belleville. Trojaczki, które urzekły świat
Przeczytaj również: Krzesimir Dębski – życie i twórczość. Muzyczny wirtuoz, człowiek renesansu
Znajdź ciekawe koncerty w naszej