Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/06/Diuna-1.jpg
    [1] => 640
    [2] => 335
    [3] => 
)
        

Nie ma chyba drugiej takiej ekranizacji powieści fantastyczno-naukowej, która polaryzowałaby tak bardzo wielbicieli i literatury, i kina. To oczywiście „Diuna” w reżyserii Davida Lyncha – jedyna, jak dotąd, filmowa wersja słynnej książki Franka Herberta, opowiadającej o planecie Arrakis i losach Paula Atrydy. Swój film Lynch nakręcił w 1984 roku, a więc 37 lat temu, w epoce, kiedy filmowcom nie śniło się jeszcze o takich efektach specjalnych jak te, które znamy chociażby za sprawą „Avatara” Ridleya Scotta. A mimo to „Diuna” Lyncha to dzieło kanoniczne – niezapomniane, ponadczasowe, równie ukochane, co znienawidzone.

W 1975 roku powieść Herberta próbował zekranizować charyzmatyczny twórca Alejandro Jodorowsky. Jego ekipa przygotowała m. in. storyboard filmu, wizualizacje statków kosmicznych, a nawet projekt architektoniczny zamku barona Harkonnena (za to odpowiedzialny był H. R. Giger). Ostatecznie jednak twórcy pokłócili się o pieniądze, tracąc wsparcie finansowe producenta.

Później za „Diunę” zabrał się Ridley Scott, który pracował jednocześnie nad trzema wersjami scenariusza, ale zrezygnował po siedmiu miesiącach przedprodukcji. Realizacji filmu podjął się ostatecznie David Lynch i to on sfinalizował projekt, o którym marzyły gwiazdy światowego kina. Dlaczego wspominamy „Diunę” Lyncha? I dlaczego wracamy do Jodorowsky’ego? Wszystko przez pandemię i przekładaną w nieskończoność premierę skończonej (i zamkniętej w pilnie strzeżonym sejfie) kolejnej ekranizacji „Diuny”, w której zobaczymy w roli głównej błyskotliwego Timothéego Chalameta.

Diuna. Postapokaliptyczny Lynch

Pierwszy oficjalny zwiastun filmu “Diuna”

Wielbiciele twórczości Franka Herberta na pamięć znają trailer zapowiadający nową „Diunę” w reżyserii Denisa Villeneuve’a. Wszystko jest w nim dopieszczone do granic możliwości. Świetna obsada, idealne dopasowanie charakterów postaci do fizjonomii aktorów, no i zapierające dech w piersiach efekty specjalne, oddające potęgę Diuny, pustynnej planety. Ale czy film będzie równie dobry, co trailer? Trudno powiedzieć, ale pytanie jest jak najbardziej zasadne, bo już nie raz, zahipnotyzowani świetnym trailerem, wychodziliśmy z kina po obejrzeniu kilkudziesięciu minut beznadziejnego filmu. Mam nadzieję, że w tym przypadku będzie inaczej. Zanim więc wybierzemy się na „Diunę” z Stellanem Skarsgårdem w roli barona Harkonnena i Javierem Bardemem wcielającym się w postać Stilgara – obejrzyjmy po raz kolejny „Diunę” Davida Lyncha, bo to film przemyślany, spójny, idealnie oddający postapokaliptyczny klimat historii wymyślonej przez Franka Herberta.

Diuna
Diuna, reż. Denis Villeneuve, fot. mat. prasowe

Odłóżmy przy tym na bok nieusprawiedliwione zarzuty wobec Lyncha. Jego „Diuna” to opowieść skupiona na tym, co dla Herberta było najważniejsze. Historia młodego człowieka, zdradzonego, opuszczonego, osamotnionego, który dzięki wydobywanej na Arrakis przyprawie dociera do najgłębszych zakamarków swojej umysłu, odkrywa w sobie siłę do walki, pokonuje znienawidzonego przeciwnika i staje się najpotężniejszą istotą we wszechświecie. To opowieść o odnajdywaniu swojego przeznaczenia, o życiu w symbiozie z naturą, o powrocie do pierwotności, do ciszy, w której usłyszeć możemy swój prawdziwy głos. „Diuna” Lyncha pełna jest mistycyzmu, sacrum, doświadczenia numinotycznego, które udziela się także widzom, recytującym razem z Paulem Atrydą litanię przeciwko strachowi Bene Gesserit.

Diuna
Diuna, plakat z 1984, fot. mat. prasowe

Analogowe efekty specjalne

To prawda: z dzisiejszej perspektywy efekty specjalne w filmie Lyncha mogą śmieszyć (szczególnie, jeśli wiemy, w jaki sposób powstawały – stworzone przez artystów plastyków, a później sfilmowane pod określonym kątem i z właściwą perspektywą). Ale nie o efekty specjalne Lynchowi chodziło, tylko o surowość przekazu, o medytacyjne wprost skupienie na człowieku. Przecież akcja książki Franka Herberta dzieje się w świecie, w którym panuje kategoryczny zakaz: „Nie będziesz tworzyć maszyn na moje podobieństwo”. To pamięć po Dżihadzie Butleriańskim, czyli wojnie, jaką ludzkość stoczyła przeciwko robotom, myślącym maszynom, sztucznej inteligencji, która nazywała siebie Wszechumysłem. Stąd narodziny Bene Gesserit – kobiecego zakonu wykorzystującego potencjał umysłu do religijnej kolonizacji planet podporządkowanych Padyszachowi Imperatorowi Szaddamowi IV. Stąd narodziny mentatów – ludzi wytrenowanych w przeprowadzaniu skomplikowanych obliczeń i przetwarzaniu danych na drodze logicznego wnioskowania. To dlatego mentat Thufir Hawat wykorzystuje do komunikacji archaiczne urządzenie zaczepione na przewodzie przypominającym kabel do prysznica (sic!).

To dlatego Paul Atryda walczy z robotem treningowym, wyglądającym jak stalowy walec, z którego wyskakują mechaniczne ostrza. Śmiejemy się z tych obrazów, bo przecież akcja dzieje się w 10191 roku, a przecież to niemożliwe, by w tak odległej przyszłości ludzie nie mieli ultraszybkich komputerów, smartfonów i innych zaawansowanych urządzeń elektronicznych. A tu niespodzianka: powrót do plemiennego życia, bez sztucznej inteligencji, algorytmów i maszyn, które mają nas wyręczać we wszystkim. To czytelne ostrzeżenie, płynące z powieści Franka Herberta i filmu Davida Lyncha.

Diuna
“Diuna”, reż. Denis Villeneuve, fot. mat. prasowe

Nowa Diuna już we wrześniu

Nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak z fenomenem „Diuny” poradził sobie reżyser Denis Villeneuve, który premierę swojego filmu zapowiedział na wrzesień tego roku (film ma być zaprezentowany 3 września na festiwalu w Wenecji). Czy jego wizja spełni oczekiwania fanów „Diuny”, znających na pamięć każdy szczegół książki, każdy element tworzący spektakularne uniwersum Arrakis, skonstruowane z zadziwiającą literacką precyzją, ożywione fabułą skupioną na ekologii, religii, polityce i ekonomii? Czy Villeneuve przeciwstawił się tendencji, skłaniającej twórców do tego, by banalizować sprawy trudne, ważne, niejednoznaczne, by nie wywoływać konsternacji u widzów poszukujących w kinie wyłącznie łatwej rozrywki?

Villeneuve musiał także stawić czoło piekielnie trudnemu procesowi adaptacji tak obszernej powieści, jaką jest „Diuna” Franka Herberta. Jakie sceny wybrał? Czy tak jak Lynch wniknął w sny Muad’Diba, by pokazać, że wszystko w świecie Diuny łączy się ze sobą; że pojawianie się np. czerwi tam, gdzie znajduje się przyprawa, jest nieprzypadkowe; że istnieje ścisły związek między wydarzeniami z życia Paula Atrydy a proroctwami Fremenów. I że Diuna to wrażliwy, subtelny ekosystem, o który należy dbać, szanując wszystkie istoty, które go zamieszkują.

Drugi oficjalny zwiastun filmu “Diuna”

Diuna. Wracajmy do Davida Lyncha

Zanim wybierzemy się we wrześniu do kina, wróćmy do adaptacji zaproponowanej przez Davida Lyncha – adaptacji, która nigdy się nie zestarzała. Szczególnie ciekawa jest ponad trzygodzinna wersja reżyserska, w której obejrzymy między innymi wyciętą przez Lyncha scenę wyciskania wody życia z żyjącego młodego czerwia. Warto także przejrzeć setki stron w internecie, poświęconych ekranizacjom „Diuny”. W kilku tekstach znaleźć można (chyba niewiarygodną) informację, że Lynch nakręcił aż 27 godzin filmu, ale do dystrybucji wybrał tylko dwugodzinną wersję. Podobno także wielbiciele „Diuny” piszą do amerykańskiego reżysera, by ponownie zmontował film, wstawiając do niego sceny, bez których opowieść o Arrakis mija się z celem. Nie dziwię się więc Lynchowi, że postanowił nigdy nie rozmawiać o swoim filmie. Ale my możemy to robić bez konsekwencji, dziękując mistrzowi za doskonałą ekranizację doskonałej powieści.

Dominik Sołowiej – dziennikarz, reportażysta krytyk filmowy, właściciel Agencji Reklamowej Studio DS Info. Współpracował z wieloma firmami i instytucjami publicznymi, kreując i realizując strategie marketingowe. Interesuje go marketing polityczny, zagadnienia public relations oraz problematyka nowych mediów.

🟧 Przeczytaj: Ikony polskiej fantastyki
🟧 Przeczytaj: Polska w filmowym stylu – HollyŁódź
🟧 Przeczytaj: Michał Gołkowski – Stalker polskiej fantastyki

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content