Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2020/08/7926296.3-1.jpg
    [1] => 500
    [2] => 709
    [3] => 
)
        

Czekaliśmy, czekaliśmy i w końcu się doczekaliśmy. W piątek 21 sierpnia do kin wszedł nowy film Lecha Majewskiego „Dolina Bogów”. Reklamowana jako „baśń dla dorosłych”, prawdziwa hollywoodzka produkcja z gwiazdorską obsadą, malowniczymi ujęciami i intrygującą fabułą.

Pierwsze sygnały o tym, że polski reżyser nakręci film w Ameryce pojawiły się już w 2016 roku. Od tego czasu premiera przesuwała się najpierw z powodu kłopotów z finansowaniem filmu, a ostatnio oczywiście przez pandemiczne zawirowania. Wreszcie po czterech latach udało się i bardzo dobrze, bo jeśli chodzi o nowości kinowe to z pewnością jedna z najciekawszych propozycji tego lata. Propozycji, która łączy w sobie oryginalność z rozmachem hollywoodzkich produkcji.

Dolina Bogów

Historia jakich wiele – Dolina Bogów

O czym jest „Dolina Bogów”? Główną inspiracją dla twórcy była legenda plemienia Navajo o zaklętych w skałach bogach, która, jak to zwykle bywa, służy jako punkt wyjścia dla rozważań o bardziej uniwersalnych sprawach. Fabuła składa się z trzech przenikających się wątków. Historii Wesa Taurosa (John Malkovich), najbogatszego człowieka świata, a jednocześnie udającego niemowę ekscentryka, który nie podniósł się po osobistej tragedii, Johna Ecasa (Josh Hartnett), copywritera i niespełnionego pisarza w trakcie kryzysu małżeńskiego, a także żyjącego w biedzie plemienia Indian. Wszystkie wątki spotykają się w tytułowej dolinie, świętej ziemi, którą miliarder chce zamienić w kopalnie uranu i gdzie do głosu dochodzą indiańscy przodkowie. Temat przewodni brzmi sztampowo, ale z jego realizacją jest już inaczej.

Sam reżyser na spotkaniu przed „śląską premierą” filmu stwierdził, że najprościej mówiąc – to film o miłości czy też braku miłości. To klucz do jego odczytania”. Skoro o braku miłości to też o samotności i zagubieniu, które dotykają nawet najbogatszych i najbardziej wpływowych. W końcu drugim kluczowym wątkiem filmu są pieniądze. Bogactwo właściciela ogromnej korporacji zestawione ze skrajną biedą Indian Navajo. „Interesowało mnie co pieniądze mogą kupić, gdzie jest granica ich możliwości” – twierdzi reżyser tłumacząc to filmowe zderzenie, w którym po jednej stronie mamy kwintesencję pustego konsumpcjonizmu, a po drugiej głęboką duchowość i tradycję. Wreszcie „Dolina Bogów” to też film o twórczości. Męce i potędze kreowania światów. Tematyka ważna, aktualna, ale też dobrze znana, żeby nie powiedzieć oklepana. Stąd siła oryginalności leży tutaj głównie w formie opowiadania. W baśniowej konwencji zaprezentowanej językiem, który jak to u Majewskiego, jest bardzo nieoczywisty.

Zaczęło się od pustkowia

Filmy polskiego reżysera to ruchome obrazy. Oczywiście było to najwyraźniej widoczne w „Młynie i Krzyżu”, w którym ożywił postaci z obrazu Petera Breugela „Droga Krzyżowa”. Jednak i tym razem na ekranie widzimy wyjątkowe zdjęcia, współtworzone z Pawłem Tyborą, które nie tylko pełnią rolę estetycznych widoków, ale wręcz wydają się mieć pierwszeństwo w prowadzeniu całej opowieści. Zresztą to właśnie od miejsca wszystko się zaczęło. Podczas pracy w Ameryce reżyser miał okazję zwiedzić ze specjalistą od krajobrazu najróżniejsze pustkowia tej części świata. „Jednym z nich było dno praoceanu, czyli Dolina Bogów – święte miejsce bogów. Są tam przepiękne formy skalne, zaludnione przez duchy Indian. Kolosalne wrażenie na mnie zrobiła ta pustynia. Potem postanowiłem pokazać ją żonie i wtedy usłyszałem wewnętrzny głos, że mam tu zrobić swój kolejny film” – opisuje. Polskim wątkiem w tej wizualnej stronie filmu są ujęcia kręcone w zamkach i pałacach południowej Polski.

Jednak malarskość Majewskiego to nie tylko pejzaże, ale też, a może przede wszystkim symbolizm. Ludzie pozamykani w podziemnych celach i wykonujący absurdalne aktywności, wspinaczka z garnkami przywiązanymi do nogi, czy Indianin tańczący w jaskrawym stroju. Filmowe płótno reżysera pełne jest nieoczywistości oraz symboli i podobnie jak z symbolizmem w malarstwie, złośliwi powiedzą, że niczego poza subiektywnymi wizjami twórcy tu już nie ma. Może i mają rację, ale ocena tego czy to źle to już inna sprawa. John Malkovich pytany o współpracę z reżyserem powiedział, że pracował z wieloma kreatywnymi reżyserami, do których zalicza również Majewskiego jako osobę o szczególnym spojrzeniu na świat i obdarzoną charakterystyczną wizją i wyobraźnią. Jak to bywa z charakterystycznymi, można ich albo kochać albo wręcz przeciwnie.  Niezależnie od tego po której jesteśmy stronie, dobrze że polskie kino ma kogoś takiego.

Dolina Bogów
Na zdjęciu: John Malkovich, fot. mat. prasowe

Prawo kontrastu

Z drugiej strony nowy film polskiego twórcy to produkcja hollywoodzka, w dobrym tego słowa znaczeniu. Pewnie niektórzy polemizowali, czy takie w ogóle istnieje, ale z kolei dla wszystkich fanów kina ze słynnej dzielnicy Los Angeles, współpraca polskiego reżysera z wielkimi gwiazdami to z pewnością gratka. Zresztą to, że Jan A.P. Kaczmarek wie jak się robi muzykę filmową wiadomo nie od dziś, podobnie jak to, że Malkovich idealnie nadaje się do roli miliardera z ewidentnymi problemami psychicznymi. Poza nim na ekranie zobaczymy m.in. Josha Hartnetta, Keira Dullea, Bérénice Marlohe oraz przedstawicieli plemienia Navajów. Jak opowiadał reżyser, zgodę na zaproszenie do produkcji tych ostatnich otrzymał ostatecznie dlatego, iż wódz uznał go za człowieka z dobrą energią.

Artystyczna dewiza, do której przyznaje się Majewski brzmi: „prawo sztuki jest prawem kontrastu”. To też pewnie najlepszy opis „Doliny Bogów”. Tak na poziomie fabuły, gdzie bieda mocuje się z bogactwem, a  konsumpcja z duchowością, jak i na poziomie formy, gdzie wysmakowane metafory mieszają się z wielkoprodukcyjnym rozmachem i  sceną rodem z Godzilli, w której wielkie kamienne dziecko spaceruje po centrum miasta niszcząc korporacyjne wieżowce. Pewnie nie każdy to kupi, ale z pewnością warto dać sobie szansę. Jeśli chodzi o bieżące nowości kinowe to z pewnością jedna z najciekawszych propozycji i wygłodniali po pandemicznej przerwie kinomaniacy powinni ją obejrzeć.

 

Mateusz Tofilski – dziennikarz, copywriter, z wykształcenia absolwent Indywidualnych Studiów Międzyobszarowych i doktorant w Instytucie Filozofii UŚ. Interesuje się sztuką, mózgiem oraz tym, co je łączy.

🟧 Poprzedni wpis autora: Malarstwo wykluczonych – twórczość osób chorujących psychicznie w galerii
🟧 Przeczytaj: Lupin – nowy serial Netflixa

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content