Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2021/08/ludzki_glos_1_materialy-prasowe_Easy-Resize.com_.jpg
    [1] => 640
    [2] => 360
    [3] => 
)
        

Długo czekaliśmy na ten przełom – Mistrz Pedro Almodovar decyduje się nakręcić film po angielsku. Dodatkowo jego partner in crime na ekranie zostaje uosobienie brytyjskiego wdzięku i chłodu, czyli Tilda Swinton. Są jak ogień i woda, jednakże ich elektryzujący duet w Ludzkim głosie o dziwo zdaje egzamin. Mało powiedziane – razem są tak genialni, jakby byli dla siebie stworzeni.

Oprócz zestawienia Almodovar/Swinton w filmie elementów zaskakujących jest bardzo wiele. Jest też trochę oczywistości, do których przyzwyczaił nas reżyser, ale o tym zaraz. Almodovar do tej pory wielokrotnie namawiany był do stworzenia produkcji w języku innym niż hiszpański. Zawsze odmawiał. Tym razem zrobił wyjątek dla Tildy Swinton, której niespełnionym marzeniem od wielu lat była rola w jego filmie. W końcu się udało. Pedro owszem zrobił wyjątek, lecz w swoim stylu i na własnych zasadach. Ludzki głos trwa zaledwie 30 min – to film krótkometrażowy i jak podkreśla sam reżyser – tworząc go, nie miał złudzeń, że będzie wyświetlany w kinach. Świat ponoć nie był gotowy na taki format.

Okazało się, że jest. Na całe szczęście – produkcja trafiła do kin na całym świecie (wzbogacona o kilkudziesięciominutowy wywiad z twórcami), dodatkowo zebrała świetne recenzje. Otworzyła tym samym nowy rozdział w historii filmów krótkometrażowych. Bynajmniej nie była dziełem niepełnym czy skrótowym. Mistrz mówił w niej tyle, ile miał do powiedzenia – w punkt, bez zbędnego przeciągania – i to był jeden z głównych walorów produkcji. Udowodnił tym samym, że wcale nie potrzeba dużej ilości ekranowego czasu, by stworzyć wartościową historię o emocjach.

Pedro Almodovar
Tilda Swinton, fot. mat. prasowe

Do niecodziennych należy także sama konwencja filmu. Scenariusz luźno nawiązywał do sztuki teatralnej Jeana Cocteau o tym samym tytule, którego Almodovar cytował już we fragmentach w Kobietach na skraju załamania nerwowego z 1988 r. Film stał się dla reżysera drogą do sławy – być może stąd fascynacja tym autorem i swego rodzaju sentyment. Reżyser stworzył wyjątkowy świat przedstawiony, gdzie teatr miesza się z filmem, a fikcja – z rzeczywistością. Pierwsza scena filmu ukazuje bladą Swinton w pięknej czerwonej sukni na planie filmowym. Na samym jego środku ustawiona jest scenografia, bardzo charakterystyczna dla sztuk stricte teatralnych.

Aktorka wchodzi w jej wnętrze, by zaraz znaleźć się w pięknie urządzonym mieszkaniu głównej bohaterki. To symboliczne przejście z konwencji filmu do teatru, z fikcji – do rzeczywistości. Widz wie jednak, że to nie do końca rzeczywistość. Z balkonu zamiast wspaniałych widoków widzimy bowiem szare ściany filmowego studia. Kobieta opuszcza ten świat dwa razy – po raz pierwszy udając się do sklepu po siekierę, a na samym końcu – by zostawić go na zawsze.

Wróćmy jednak do fabuły. We wnętrzu mieszkania rozgrywa się dramat kobiety porzuconej. Tilda Swinton odbywa swoją ostatnią rozmowę telefoniczną z kochankiem, który ją zostawił. Ten motyw ze sztuki Cocteau adaptował wcześniej dla kina Roberto Rossellini (w głównej roli Anna Magnani). W rolę odrzuconej kochanki wcielały się już wcześniej takie gwiazdy jak Liv Ullmann czy Ingrid Bergman. Mistrz zmienia jednak nieco koncepcję utworu, nadając kobiecie sprawczość i godność, co sprawia, że wbrew pozorom, nie jest ona uległa. – Moje bohaterki – modelki, zakonnice, samotne matki – mają problemy, ale mają też moralną niezależność. I zawsze podejmują próbę komunikacji – tłumaczył w rozmowie z Tildą Swinton i krytykiem Markiem Kermode reżyser.

Każdy, kto kiedykolwiek przeżywał rozstanie, wie, jaki to banał. Te wszystkie formułki, które należy wypowiedzieć, niemal parzą, ale po prostu muszą paść. Moja bohaterka je wypowiada, ale też znajduje wyjście z tej sytuacji. Pedro daje jej godność – dodaje Swinton.

Pedro Almodovar
Tilda Swinton, fot. mat. prasowe

No właśnie… Almodovar serwuje nam doskonały wachlarz emocji, które kotłuje się w jednym czasie i przestrzeni. Główną bohaterką jest, co charakterystyczne dla dzieł reżysera, kobieta na skraju załamania nerwowego. Choć początkowo rozbita, przewidywalna, być może trochę żałosna i upokorzona – na ekranie ewoluuje. Widz obserwuje tę zmianę. Początkowo żal i smutek mieszają się w niej ze wściekłością, gniewem, rozczarowaniem i desperacją. Jak wtedy, gdy rąbie na kawałki ubranie ukochanego.

Odurza nas zmienność emocji, chaos myśli, któremu nie pomaga nawet spora liczba pigułek popita winem. Pojawia się pytanie: czy ta rozmowa naprawdę ma miejsce, czy to tylko fantasmagoria, wizja w głowie kobiety, a po drugiej stronie słuchawki słychać tylko ciszę?

Coś jednak się zmienia, coś w niej pęka… Staje się zdecydowana, bezwzględna. Widz obserwuje tę zmianę wraz z ruchem kamery, która penetruje klaustrofobiczne mieszkanie kobiety z niezwykłą wnikliwością. Następuje przełom, swoisty plot twist – kobieta opuszcza fikcyjny świat scenografii teatralnej i filmowej, by wrócić do świata “żywych”. Towarzyszem jej niedoli staje się pies – również porzucony przez jej kochanka. Kobieta nie “wyleczyła” się z miłości, wciąż choruje, jednakże od teraz jest to źródło jej siły, nie słabości.

Pedro Almodovar
fot. mat. prasowe

Jeszcze kilka słów o scenografii, charakteryzacji i muzyce. Widz ma wrażenie, że to wszystko już gdzieś widział… I pewnie ma rację, bo film to coś w rodzaju “The best of Almodovar”. Symbole i odniesienia, intensywne kolory i sama sylwetka bohaterki, czyli roztrzaskanej emocjonalnie kobiety są bardzo charakterystyczne dla twórczości reżysera.

Muzyka, jeśli na niej skupimy się mocniej, też brzmi znajomo. Współpracujący z reżyserem Alberto Iglesias wykorzystał w Ludzkim głosie utwory z innych filmów – wystarczyło, że stworzył do nich nowe aranże i tym samym ułożył zupełnie inną muzyczną opowieść z fragmentów, które już dobrze znamy. Aranżacje wnętrz oraz scenografia to mieszanka sennej fantazji i katalogu z luksusowymi meblami: zasłony z mediolańskiej pracowni Dedar, fronty regałów Charlotte Perriand, szklane wazy Ettore Sottsassa, a wszystko to okraszone solidną porcją sugestywnych reprodukcji znanych dzieł na ścianach. Wnętrze stworzone zostało przez Antxóna Gómeza, dla którego inspiracją było madryckie mieszkanie reżysera.

Pedro Almodovar
fot. mat. prasowe

Kadry wykonane są z ogromną dbałością o detale, mienią się żywymi, pulsującymi barwami, które budują narrację. Równie wyraziste są kreacje i makijaże głównej bohaterki – podkreślają nietypową, acz fascynującą urodę Swinton i jej bladą skórę, która w filmie wydaje się niemal przezroczysta.

Podsumowując: Ludzki głos to majstersztyk na wielu płaszczyznach: pomysłu, formy, gry aktorskiej, muzyki, scenografii czy charakteryzacji. To swego rodzaju podsumowanie dotychczasowej kariery reżysera i spełnienie marzeń dwojga wielkich artystów: Swinton – by zagrać u Almodovara i reżysera – by opowiedzieć historię porzuconej kobiety ze sztuki Cocteau, lecz na własnych warunkach – melodramatycznie, momentami wręcz groteskowo. Film to odurzający koktajl stworzony z emocji, kolorów i muzyki, który mimo krótkiego metrażu – pochłania widza w całości.

fot. mat. prasowe

 

Recenzja: Karolina Magiera – z wykształcenia menedżerka kultury i specjalistka ds. mediów społecznościowych oraz contentu. Obecnie freelancerka tworząca własną markę PR Kultury, a także Wiceprezeska Fundacji Sztukarnia – organizacji kreującej działania kulturalne, edukacyjne i społeczne w krakowskiej przestrzeni miejskiej. Związana z wieloma organizacjami pozarządowymi, instytucjami kultury oraz agencjami marketingowymi w całej Polsce, które wspiera jako szkoleniowiec, marketingowiec oraz copywriter.

proanima

🟧 Przeczytaj: Barokowe enfant terrible filmowego postmodernizmu – recenzja „Annette”
🟧 Przeczytaj: Richard Jewell – znienawidzony bohater Ameryki
🟧 Przeczytaj: Wróg doskonały – film, który musisz zobaczyć!

👉 Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content