Olga Grześko: 30 listopada odbyła się premiera filmu „Nasze życie w dupie”, który wyreżyserowałaś. O czym jest film i skąd się wziął pomysł na niego?
Alicja Borowiec: Film jest projektem, który powstał w ramach zeszłorocznych zajęć. Był to „Warsztat redaktora” z prof. Joanną Krakowską, na którym każdego roku robi się projekty wykraczające poza zwykłe redagowanie tekstu. Właściwie to robimy to co nas interesuje i w tym roku wynikło z rozmów, że nasze myśli zajmuje w ostatnim czasie kwestia pracy. Studiujemy Wiedzę o Teatrze i chcemy pracować w teatrach czy kulturze, a to ciężki kawałek chleba – jest z tego za mało pieniędzy, często nie ma się żadnych umów albo ma się tylko umowę zlecenie czy umowę o dzieło. I te instytucje z racji takiej, że muszą same siebie ratować – nie mogą zapewnić nam godnych, bezpiecznych warunków pracy, w których naprawdę byśmy się czuli zabezpieczeni finansowo (również jeśli chodzi o świadczenia zdrowotne itd.). Wobec tego prof. Krakowska powiedziała, że o tym się jeszcze nie mówiło – o doświadczeniach młodych osób, które muszą pracować, a te prace są kiepskie i o tym się nie mówi.
Olga Grześko: Wobec tego wymyśliliście, że tegorocznym projektem będzie właśnie film?
Alicja Borowiec: Tak. Podczas tych zajęć wyszło, że ja pracuję od jakiegoś czasu w Instytucie Teatralnym w pracowni filmowej, ucząc się montażu i operatorki – i mogłabym ten film zrobić.
Olga Grześko: Powstawanie filmu koordynowała prof. Joanna Krakowska, a czy tylko i wyłącznie studenci brali udział w tym projekcie?
Alicja Borowiec: Tak, tylko studenci brali udział w filmie, praca rozkłada się w ten sposób, że ja z kamerą przyjeżdżałam do szkoły, w trakcie zajęć albo po zajęciach przeprowadzałam wywiady (przy większości pomagała mi Alicja Zalewska zadając pytania). Generalnie na początku nie wiedziałam kompletnie jaką to będzie miało formę, więc zaczęłam od najprostszego możliwego sposobu, czyli nagrywania luźnych wypowiedzi. Z czasem wyklarowały się pytania z tego co mówili uczestnicy projektu i później te same pytania zadawałyśmy ludziom po kolei.
Olga Grześko: Opowiedz w takim razie trochę więcej o tym koncepcie. Mówisz, że na początku jeszcze nie miałaś pomysłu jak to będzie wyglądało. Jaki był w takim razie proces klarowania się formy przerywanych wypowiedzi równolegle z oprowadzaniem po Akademii i wygłaszaniu programu nauczania studentów teatrologii.
Alicja Borowiec: Różne elementy dochodziły w czasie, nie miałam kompletnie wyklarowanego konceptu na początku. Mieliśmy pierwszą rozmowę ze wszystkimi w sali i opowiadaliśmy o naszych różnych doświadczeniach w pracy (tych nie-teatralnych), zarobkach, warunkach zatrudnienia… to wtedy wszystko zaczęło się klarować: praca w teatrze i praca w gastronomii – w teatrze jest to lepsza praca, ale często warunki finansowe nie są lepsze, bywa tak, że w gastronomii zarabia się więcej, dlatego zaczęliśmy dyskusję o zarobkach w teatrze i właściwie jak oglądałam te wywiady, które nagrałam na początku, czyli pierwsze dwa dni nagrywania – zauważyłam, że wybija się cały czas fakt, jak kierunek Wiedza o Teatrze przygotowuje nas do pracy. Jest to bardzo ważny element, że jest nam ciężko znaleźć pracę, że dostajemy je po znajomości i to jest ściśle związane z tym jak jest prowadzony nasz wydział. Marta mówi w filmie o tym jak przedstawia się nam na Akademii wspaniałe koncepty, filozofie, szeroko pojętą humanistykę, pokazuje się nam projekty, które są zniewalające, ale nie daje nam się bezpośrednich narzędzi, żeby np. reżyserować czy grać, ale pokazuje się nam, że HEJ można tak zrobić po czym wyrzuca się nas w ten świat i mówi się nam – dobra to musicie jeszcze jakoś na tym zarobić, a nie wiadomo jak na tym zarobić. Wobec tego fakt jak się nas przygotowuje do pracy ma potem pokłosie naszej rzeczywistej pracy… jak ta praca w teatrze wygląda i że często jest wolontaryjna, bo przecież wiadomo, że ciężko jest dostać pracę w teatrze, także trzeba najpierw wyrobić portfolio i wyrobić określoną ilość darmowej pracy. Na tym etapie zaczęłam zadawać pytania podczas wywiadów – „jakie są oczekiwania wobec studenta WOT” i ten segment wyszedł bardzo interesująco, ponieważ poszerza perspektywę pracy w teatrze. Po nagraniu wszystkich wywiadów uznałam, że na ten moment jest to bardzo prosta forma – tylko „gadające głowy”…. cały czas zastanawiałam się jak uatrakcyjnić wizualnie opowiadaną historię i pierwszym krokiem było dojście do wniosku, że nie mogą to być długie dwuminutowe wypowiedzi jednej osoby, bo to będzie nudne.
Ja się uczyłam przeprowadzać wywiady w trakcie tej pracy, także to jak one są przeprowadzone nie jest idealnie. Ja się uczyłam, my się uczyliśmy i ta poszatkowana forma była najprostsza, najefektywniejsza.
Olga Grześko: Tak i to jest forma, która działa, dlatego że zostaje utrzymane skupienie widza, dzięki temu, że jest utrzymany ciąg historii, mimo że jest przerywany historiami innych osób, jesteśmy ciekawi co się wydarzy dalej z tą historią, a nie że jesteśmy zanudzeni kilkuminutową historią jednej osoby.
Alicja Borowiec: Tak i te przebitki, że mamy różne osoby, a ich wypowiedzi mają czasem po dwie sekundy – pokazuje to porównanie, że nie ma tak naprawdę wielu różnic w tym jak zdobywamy pracę. Jedna historia powtarza się wiele razy u różnych osób, to jakby wszystko jest powtarzalne, mamy to samo doświadczenie w większości, dlatego krótka forma przemieszanych wypowiedzi posłużyła mi do tego, żeby pokazać, że te doświadczenie jest wspólne.
Jeśli chodzi o piwnicę to wyszło to przypadkowo – byłam z kamerą w szkole i poszłam z Dominikiem na „Małą Miodową” (czyli budynek D Akademii Teatralnej – w podstawówce i gimnazjum chodziłam tam do szkoły muzycznej, a wtedy to miejsce nazywało się Mała Miodowa). Zeszliśmy do dawnej stołówki gdzie teraz stały fortepiany oraz pianina i podążaliśmy tym tropem (kamera była cały czas włączona), okazało się, że można zejść głębiej do piwnicy – miejsca, które w czasach szkolnych było najbardziej zakazaną strefą. W najdalszym pokoju w tej piwnicy znaleźliśmy kodeks pracy, co było zupełnym przypadkiem, dlatego kodeks pojawia się na końcu w tym filmie. Poczułam, że to jest tam bardzo znaczące i metaforyczne dla tej całej historii.
Olga Grześko: Tak, kodeks zatoczył krąg, była to losowa podróż przez korytarze w podziemiach szkoły, tymczasem znalezienie tej książki zdeterminowało właśnie myśl – to chyba powinno się pojawić w filmie, fakt, że droga kariery jest czasami oporna, brzydka i niekoniecznie taka jaką chcielibyśmy podążać, ale jednak gdzieś nas prowadzi.
Alicja Borowiec: Jednak gdzieś na prowadzi, tak….ja lubię wszystko ironizować, ale jednak ta sytuacja pokazuje, że piwnica jest dupą, w której jesteśmy i gdzieś tam na końcu jest kodeks pracy, ale właściwie taki stary, zakopany i właściwie to go nie ma.
Olga Grześko: Dobrze, to opowiedz teraz jaki był odbiór filmu.
Alicja Borowiec: Zaskakująco naprawdę bardzo dobry, muszę powiedzieć, że przede wszystkim pojawiło się dużo osób i to było dla mnie zaskoczeniem. Przede wszystkim WOCIARZE (studenci Wiedzy o Teatrze) przyszli na nasz film i rzeczywiście było to spore wydarzenie, głównie dlatego, że pierwszy raz WOT (poza konferencją) zrobił coś artystycznego w Teatrze Collegium Nobilium. Przyszli wykładowcy, osoby, które dowiedziały się z Facebooka czy, dlatego że Joanna Krakowska udostępniła post na swoich mediach społecznościowych. Przyszedł Michał Januszaniec, który także rozesłał informacje o naszej premierze. Pojawił się także Witold Mrozek (nie wiem jaki jest jego stosunek, ale z tego co powiedział mi Michał Buszewicz to to, że w jakimś stopniu odnalazł się z tym filmie). Najfajniejsze było to, że dużo osób powiedziało mi, że odnajdują się w tej historii i mogą powiedzieć, że „też tak mieli/ też tak mają” (nie tylko studenci, ale także wykładowcy czy reżyserzy). Te wypowiedzi uświadamiają nam, że jest to wątek, który przewija się przez środowisko teatralne i ponadto udało nam się uchwycić myśl, która krąży, ale nie została w żadnej sposób sformalizowana i wypowiedziana wcześniej.
Olga Grześko: Więc to jest chyba też poniekąd perspektywa, tego że nie jesteście z tym sami.
Alicja Borowiec: Dokładnie, nie jesteśmy w tym sami. Krysia też napisała w opisie, że to jest film dla nas i dla Was, żebyśmy mogli wspólnie połączyć się w tym doświadczeniu – taki w końcu był nasz zamysł.
Olga Grześko: Czy macie w planach dalsze działania związane z filmem? Chcecie go wysyłać na festiwale bądź pokazywać szerszemu gronu niż temu Akademickiemu?
Alicja Borowiec: Tak, po pierwsze wiem, że osoby spoza Akademii Teatralnej zainteresowały się tym filmem i chciałaby go zobaczyć. Na przykład Iga Gańczarczyk wyraziła taką chęć. Planuję wrzucić film na YouTube jako publiczny. Pojawiły się sugestie, żeby wysyłać film na festiwale, także myślę o Festiwalu Przeźrocza. Ze strony Kanclerki Akademii Teatralnej padła propozycja, aby pokazać film na konferencji naukowej ZMIANA TERAZ!, oczywiście ja chciałabym bardzo, tym bardziej, że jest to międzynarodowa konferencja, a film jest w klimacie zmiany, którą przechodzimy teraz w Szkołach Artystycznych.
Olga Grześko: Myślę, że ten film porusza wiele kwestii, które są ważne dla młodych ludzi, dla osób, które studiują w Akademii Teatralnej i które dopiero będą studiować Teatrologię. To jest film poszerzający świadomość pewnego problemu, ale także zadaje ważne pytania, na które odpowiadacie wy wszyscy. Nie jest to temat bagatelizowany i wykładowcy chcą robić coś z tym dalej – nie było to na zasadzie – okej, teatrolodzy zrobili film, pokazali znajomym – tylko chcą rzeczywiście wyjść z tym dalej i pokazać, że Studenci również mają ważny głos.
Alicja Borowiec: Pozostaje tylko kwestia, żeby Akademia wiedziała, że to nie jest bezimienny projekt, bo na tą chwilę tak jest to traktowane – jako pracę studencką, a w momencie kiedy to wychodzi poza ramy uczelni (co już się właściwie stało) to okazuje się, że to musi mieć imię i zostać powiedziane, że to film studentów WOT. Chodzi o przypieczętowanie faktu, że tu nad tym filmem pracowały konkretne osoby.
Olga Grześko: Fakt, że są osoby spoza struktury Akademii przyszły i obejrzały ten film, ponadto uznały ten głos za ważny – to jest właśnie przełom w mówieniu o tym co robimy, co możemy, do czego mamy prawo a jakie prawa się nam zabiera.
Alicja Borowiec: Dokładnie, my zresztą poruszyliśmy bardzo ważny temat w tym filmie, który powinien być poruszany dalej czyli stawki – temat, o którym się nie mówi. Zresztą ja po premierze rozmawiałam z jedną reżyserką teatralną i ona mi powiedziała, że po pierwsze stawki to jest zawsze przemilczana sprawa. Pytanie dlaczego? Gdy ja zaczęłam pracować w Instytucie Teatralnym i pojawiały się możliwości, że mogłabym nagrać jakiś spektakl, bo już zdobyłam konkretną wiedzę, żeby ro zrobić… to padały pytania „ile biorę za nagranie”, a ja nie wiem ile ja biorę za nagranie, bo o stawkach się nie rozmawia i to jest przemilczane. Musiałam się wtedy konsultować ile powinnam wziąć za takie nagranie, ile jestem warta itd. Ale na przykład to ile zarabiają reżyserzy to jest zupełnie przemilczane. My nie wiemy ile oni dostają pieniędzy. Zresztą w strukturze teatralnej jest taka zasada, że dyrektor daje za spektakl pieniądze reżyserowi, a reżyser to rozdysponowuje i ma nad tym piecze, a to dalej to poda osobom i ile pójdzie na dramaturga, ile na scenografa to już nie jest dokładnie określone. Dlatego uważam, że to jest bardzo ważne, żeby rozmywać o stawkach – jakie są, bo wtedy możemy otworzyć dyskusję o tym jakie powinny być.
Olga Grześko: Tak, ale generalnie przygotowywanie studentów na rozmowy o stawkach, które są potem wynagrodzeniem – jest bardzo ważne. Studenci później wychodzą w świat i nie znają do końca swoich praw, jak powinno się negocjować i stawiać twarde warunki. Tak jak powiedziałaś trzeba znać swoją wartość.
Alicja Borowiec: Dodam jeszcze, że na samym końcu jak miałam zmontowane te wypowiedzi i piwnicę, to stwierdziłam, że to nie może być takie ciężkie, nie chciałam absolutnie żeby ten film miał wydźwięk, że my się tylko skarżymy i skarżymy i jesteśmy biedni. W sumie, tak, jesteśmy biedni, ale chciałam też pokazać nasze podejście do tego tematu. To wcale nie jest tak, że my chodzimy i płaczemy po korytarzach, tyko bardzo często się śmiejemy, bo to jest absurdalne co nam się proponuje w pracy – to jest smutne oczywiście, dlatego stwierdziłam, że zagram pieśń akademicką na flecie, na którym nie potrafię grać. Pierwszy raz właściwie wzięłam do ręki flet i stwierdziłam, że to będzie się super komponować, czyli pokraczna melodia, będąca jednocześnie śmieszna i żałosna – zawierająca w sobie całą gamę emocji, którą mamy w sobie. Z jednej strony czujemy, że nasze życie to porażka, ale jednak trochę zabawna.
Olga Grześko: Tak, to z pewnością działa na widza. Kiedy pojawiał się flet i przeprowadzano odbiorcę przez tunele Akademii – jest to rzeczywiście zabawne. Temat jest trudny i smutny, ale w ciekawy sposób obrócony w żart. Jednak pamiętajmy o tym co powiedziałaś – to nie jest kwestia tego, że studenci będą się teraz użalać nad sobą, bo nie taki był cel, chodzi jedynie o przedstawienie faktów. To jest najczystsza forma mówienia o tym, w jakim momencie jesteście.
Alicja Borowiec: Dokładnie, a flet miał dodać w tym wszystkim humorystyczny ton.
Olga Grześko: To powiedz jeszcze ile czasu zajęło Tobie zmontowanie filmu i jakie miałaś największe trudności z tym związane?
Alicja Borowiec: Montowałam film od maja do listopada. Przy czym były intensywne momenty, kiedy rzeczywiście siedziałam po nocach, bo myślałam, że będziemy mieć premierę w zeszłym roku Akademickim. W końcu zdecydowaliśmy, że nie ma co się śpieszyć, lepiej, żeby wszystko było bardziej przemyślane. Był miesiąc, w którym w ogóle nie usiadłam nad filmem, czyli w wakacje. Musiałam się zresetować, żeby móc podejść na świeżo do tego tematu. Najtrudniejsze było to, że ja nie mam stricte wykształcenia filmowego i to nie przeszkadzało mi w znaczeniu technicznym, bo nauczyłam się montażu, jak robić kolor i dźwięk. To wszystko wiedziałam, ale największym problemem było to, że nie jestem po montażu i trochę brakowało mi wiary w to, że mogę to zrobić – na tym najprostszym poziomie. Nie mam papierka więc nie wiem czy mam prawo to robić.
Olga Grześko: Ale uczyłaś się gdzieś wcześniej montażu czy to była tylko i wyłącznie Twoja własna droga prób i błędów?
Alicja Borowiec: Nie, dlatego że jak zaczęłam pracować w Instytucie w zeszłym roku to wtedy zaczął mnie uczyć Michał Januszaniec, który tam pracuje. On mnie właściwie wszystkiego nauczył, pokazał jak działa program, jak nagrywać i dalej z nim pracuje (on jest oczywiście nade mną w tej strukturze pracy), ale pomaga mi i uczy nowych rzeczy. Samych podstaw uczył mnie może dwa miesiące. W każdym razie po roku pracy i nauki z Michałem byłam w stanie zmontować ten film.
Autor: Olga Grześko
Zdjęcia: Alicja Borowiec
Przeczytaj również: Beksiński w Lublinie. Relacja z wystawy
Przeczytaj również: Matkość – „Wszystkie jesteśmy mikrokosmosami i nosimy w sobie trzęsienia ziemi”
Przeczytaj również: Relacja z wystawy Immersive Garden w ramach Festiwalu Sztuki Cyfrowej Patchlab
Przeczytaj również: „No cóż, pustki w kieszeni, trzeba mordy malować” – parę słów o Witkacym
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej