Kiedy w Polsce powstaje nowa produkcja dotycząca społeczności LGBTQ+, zawsze staje się to powodem do dyskusji i wywołuje ogromną ekscytację. Nie inaczej stało się z serialem „Królowa”, którego główną bohaterką jest właśnie drag queen.
Fabuła serialu koncentruje się na znanym krawcu Sylwestrze Borkowskim, który wiele lat temu wyprowadził się z Polski i zamieszkał we Francji. To właśnie tam realizuje się również jako Loretta, znana i podziwiana drag queen. Jego codzienną rutynę burzy list, który otrzymuje od swojej wnuczki. Treść listu zmusza go do powrotu do Polski, na Dolny Śląsk. To właśnie tam rozgrywają się sceny, które na zawsze odmienią życie bohatera.
Kluczową rolę w odbiorze serialu pełni relacja bohaterów z miejscem, w którym żyją i sposób, w jaki każde z tych miejsc zostało wykreowane. Paryż zostaje przedstawiony jako miasto doskonałe dla prawdziwych artystów. Daje przestrzeń by tworzyć i dzielić się swoją sztuką z innymi. Ulice są ciepłe i zadbane, a codzienność jego mieszkańców zdaje się być pozbawiona poważniejszych problemów. Tej romantycznej, wysnutej w pierwszym odcinku wizji znacząco przeciwstawiają się szare i zaniedbane ulice śląskiego miasteczka. Reżyser dołożył wszelkich starań, by żyjący w nim ludzie wpisali się w uproszczony i stereotypowy obraz „prostego człowieka”. Wiecznie pijany kierowca taksówki, pan ze straganu, który myśli jak oszukać odwiedzających go klientów, lubiąca plotki recepcjonistka. Chociaż ta wizja może wzbudzić sympatię ze względu na komizm niektórych sytuacji spotykających głównego bohatera, to jednak patrząc na całokształt ciężko jest uwierzyć, że cała akcja serialu ma miejsce współcześnie. Stereotypy, na których zbudowane jest miasteczko nie nadążają za dynamicznie zmieniającą się rzeczywistością. Opozycja Paryża jako ostoi „wysokiej kultury” i Śląska jako miejsca, które zatrzymało się w czasie, oparta jest na nieaktualnych stereotypach, niewystarczających do opisu tej znacznie bardziej złożonej rzeczywistości.
Gdy Corentin, jedna ze znanych paryskich drag queen pojawia się na Śląsku pomóc swojemu przyjacielowi w organizacji przedstawienia można odnieść wrażenie, że tylko górnicy z którymi pracuje, mają wynieść z tego spotkania jakąś lekcję. Drag queen ma zaszczepić w nich pasję do kultury i sztuki. Z jednej strony można odebrać to jako interesujący przykład animacji kultury, kiedy animator pomaga grupie ludzi odkryć drzemiący w nich potencjał i przekształcić go w coś twórczego. Z drugiej strony nie można oprzeć się wrażeniu, że w tej relacji to właśnie Corentin zajmuje ważniejszą pozycję. Nić porozumienia łącząca górników i drag queen może wzbudzać w odbiorcy pozytywne emocje. Jednocześnie charakter ich relacji utwierdza widza w przekonaniu, że podział na kulturę „niską” – prostą, dostępną dla każdego i „wysoką” – elitarną i dostępną wyłącznie dla wtajemniczonych, nadal istnieje. To kolejny przykład stereotypowego ujęcia przedstawionej historii.
Chociaż tytuł serialu sugeruje, że głównym tematem podjętym przez reżysera będzie właśnie drag, to jednak opowiada on również o skomplikowanych relacjach rodzinnych. Format produkcji (czteroodcinkowy miniserial) nie pozwala na rozwinięcie pewnych szczegółów widocznych w biografii rodziny Borkowskich. Złożoność problemów, z którymi zmaga się rodzina nie współgra dobrze z dość uproszczonym zakończeniem. Mimo to, reżyserowi udało się stworzyć spójną historię, co nie jest łatwe w przypadku miniseriali.
Na docenienie zasługują dwa niezwykle ważne aspekty. Pierwszym z nich jest pojawienie się w obsadzie polskich drag queens. W pierwszym odcinku możemy zauważyć wiele znanych twarzy. Co prawda ich rola w serialu jest jedynie epizodyczna, ale jednocześnie może stanowić ukłon w kierunku polskiego dragu. Nie można również pominąć tematu gry aktorskiej. Najbardziej zaintrygowała mnie Julia Chętnicka (w serialu Iza Nowak), której udało się stworzyć naprawdę wiarygodną postać. Z kolei przed premierą serialu największą ciekawość budziła we mnie rola Andrzeja Seweryna, tytułowej „Królowej”, ponieważ do tej pory znałam go zupełnie innych kreacji aktorskich. Na szczęście aktor poradził sobie świetnie nawet z tak wymagającą rolą, udowadniając że jest artystą, który może wcielać się w naprawdę róże postacie.
Myślę, że serial „Królowa” to doskonały przykład kina familijnego. Nieco banalny, ale budujący w swoim przekazie. Być może gdy spojrzymy na niego bardziej jak na bajkową opowieść niż na serial o otaczającym nas świecie, widoczne w nim stereotypy nie będą nam aż tak przeszkadzać. To może być sposób na docenienie tej produkcji, która z założenia ma tchnąć w widza dobrą energię. Niestety w innym przypadku zawarte w niej uproszczenia negatywnie wpływają na odbiór całości. Mimo to cieszę się, że temat dragu nareszcie został podjęty w polskim serialu. Z wielką chęcią przedstawiamy na ekranie historie artystów zajmujących się różnymi dziedzinami sztuki. Nadszedł czas by drag queens również znalazły się w tym gronie a miniserial Łukasza Kośmickiego może stanowić zapowiedź nadchodzącej zmiany.
Recenzja: Natalia Fabisiak
Zdjęcia: Netflix
Spodobała Ci się nasza recenzja serialu “To wiem na pewno”? Zobacz nasze inne artykuły!
Przeczytaj również: “The Good Doctor” – recenzja medycznego serialu!
Przeczytaj również: “Nieobecni”, polski serial, który opowiada o zaginięciach
Przeczytaj również: “Gry rodzinne” – nowy hit Netflixa?
Przeczytaj również: Blackpink wracają na scenę!
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej