Jan Komasa przyzwyczaił nas filmów niejednoznacznych, skomplikowanych, wywołujących refleksję, sprzeciw, niezgodę na rzeczywistość. Takim obrazem była Sala samobójców i Boże Ciało z doskonałą główną rolą Bartosza Bieleni. Taki jest też Hejter. Sala samobójców – film, w którym pojawiła się plejada polskich gwiazd, grających na najwyższym hollywoodzkim poziomie. Komasa po raz kolejny zaproponował nam film idealnie opisujący problemy współczesnego świata, tym razem skupiając się na kwestii wykorzystania nowoczesnych technologii w kreowaniu sztucznej, nieprawdziwej rzeczywistości, w której – by zniszczyć czyjąś reputację – wystarczy kilka fake newsów rozpowszechnionych w mediach społecznościowych.
Hejter to opowieść o młodym człowieku, który z powodu plagiatu zostaje usunięty ze studiów prawniczych i zatrudnia się w stołecznej agencji public relations, realizującej między innymi kampanie w social mediach. Tomek jest młody, ambitny, nieprzeciętnie inteligentny i zdesperowany, a w swojej desperacji jest w stanie wykorzystać każde narzędzie, by zniszczyć tych, którzy stanęli mu na drodze. I tych, których chce zniszczyć (na zlecenie) jego agencja PR. A szefowa Tomka (w tej roli genialna Agata Kulesza) nie przebiera w środkach: nielegalne podsłuchy, fake’owe wpisy, zdjęcia robione z ukrycia, itp. – dzięki tym metodom jej agencja można błyskawicznie zniszczyć czyjś wizerunek, szczególnie, jeśli atakuje osobę publiczną, z pierwszych stron gazet. Tomek okazuje się być w tym mistrzem, żerującym na słabościach, które ma w sobie każdy z nas: na lękach, fobiach i obawach, ale i na potrzebie miłości i bezpieczeństwa. Jest w Hejterze przerażająca swoją szczerością scena, kiedy główny bohater, wykorzystując platformę społecznościową, organizuje w tym samym czasie dwie manifestacje zwalczających się obozów politycznych, sprytnie podsycając niczym nieuzasadnioną atmosferę nienawiści.
Zygmunt Baumann i ponowoczesność
Jan Komasa w rozmowie z Polską Agencją Prasową powiedział, że jego Hejter „ma sprowokować widza, żeby zaczął się bać o wszystko dookoła. Żeby przestał udawać, że wszystko jest ok i nad wszystkim panujemy”. I powołuje się przy tym na książkę Płynne pokolenie prof. Zygmunta Baumanna, który pisał o ponowoczesności – płynnej, amorficznej, niejednoznacznej, ulegające ciągłej, nieokreślonej metamorfozie. Ponowoczesność to rozpad wartości, dekonstrukcja autorytetów, zamknięcie w bańce własnych wyobrażeń o świecie, w którym chętnie poruszamy się, nie zważając na opinie innych, a przy tym ulegając wpływowi tych, którzy myślą tak, jak my albo sprytnie udają, że mają te same poglądy i delikatnie, stopniowo przesuwają granicę, manipulując naszą potrzebą zrozumienia świata. Komasa w genialny sposób pokazuje sukces polityki strachu, skupionej wokół wyimaginowanego wroga, którym może być sąsiad sprzyjający „nie naszemu” politykowi albo czarnoskóry student mieszkający kilka ulic dalej.
Witaj na wojnie
Ważne jest to, że Hejter nie sprzyja żadnej stronie sceny politycznej, bo reżyser przygląda się krytycznie i lewicy, i prawicy, bywalcom salonów artystycznych i dyskotek z ogłuszającą muzyką techno, artystom udającym zainteresowanie problemami społecznymi i ludziom, dla których życie ludzkie ma niewielką wartość. Każdy może odnaleźć się w tym filmie i każdy może być nim tak samo oburzony. A nasze sympatie i antypatie do bohaterów Hejtera zmieniają się co kilkanaście minut, bo nikt tu nie jest krystalicznie czysty albo zły do szpiku kości. Przecież każdy ma prawo do bycia kochanym i do nienawiści wobec tych, którzy go skrzywdzili. Tylko jakie mogą być konsekwencje takiego myślenia? Do czego może ono doprowadzić? Odpowiedź jest jednoznaczna: do wojny! Dlatego Hejter Jana Komasy to opowieść o nienawiści, która pożreć może wszystko wokół.
Nerwica, depresja, bezsenność
Hejter to także film o tym, co fascynuje nas we współczesnym świecie, a co staje się dziś jednocześnie naszym ocaleniem i przekleństwem. Z jednej strony skupienie na nowoczesnej technologii, bez której dziś nie wyobrażamy sobie życia – technologii, która ułatwia komunikację, skraca dystans, pozwala prowadzić warsztaty i szkolenia on-line, wspierać w zdobywaniu wiedzy i rozwoju pasji. A z drugiej strony – uzależnienie od tego, co jest sztuczne, w zasadzie nieistniejące; uzależnienie od tego, czego nie możemy naprawdę dotknąć, powąchać, poczuć wszystkimi zmysłami. Jakie to ma konsekwencje dla nas, istot społecznych, rozwijających się wyłącznie poprzez kontakt z drugim człowiekiem, kontakt, dzięki któremu możemy poczuć ciepło, zapach, emocje kogoś, z kim rozmawiamy, nie patrząc na niego przez szklane oko kamery zainstalowanej w laptopie albo smartfonie? To o tym dziś mówią psycholodzy, analizujący nasze relacje z mediami społecznościowymi, prowadzące do nerwic, depresji i bezsenności, szczególnie wśród ludzi młodych.
Taki jest przecież Tomek – główny bohater filmu Komasy: człowiek, dla którego wirtualny świat nie ma tajemnic, w którym porusza się jak ryba w wodzie. Tomek jest zbyt inteligentny, by nie wiedzieć, jakie konsekwencje mogą mieć jego czyny; do czego może doprowadzić zamieszczenie w sieci zdjęć znanego i popularnego polityka bawiącego się w gejowskim klubie. Jego gra z ludźmi jest cyniczna, wyrachowana do bólu, przesycona zemstą na tych, których darzy doskonale skrywaną nienawiścią. Dziś takich Tomków jest w sieci mnóstwo: to oni publikują bezsensowne, wyssane z palca komentarze pod zdjęciami celebrytów, polityków, gwiazd biznesu i kultury, kanalizując w ten sposób swoje lęki, fobie i frustracje. Oto spektakl nienawiści, podsycany setkami lajków, komentarzy i udostępnień. Oto nasz świat, w którym funkcjonujemy, podtrzymując jego istnienie bezrefleksyjną obecnością w sieci.
Życie off-/on-line
Co możemy z tym zrobić? Tego Jan Komasa nam nie mówi, bo dziś chyba nikt nie pokusi się o dawanie jednoznacznych rad. Jedyne, co nam pozostaje na teraz, to próba znalezienie balansu między życiem off- i on-line. I uważne przyglądanie się każdej informacji, którą czytamy lub publikujemy w sieci. Powinniśmy mieć także świadomość, że to, co pojawia się w wirtualnej przestrzeni, pojawia się tam na zawsze i może mieć nieograniczony, niszczący wpływ na nas i ludzi, których nigdy w życiu nie spotkamy. Dlatego Hejter Jana Komasy to ostrzeżenie i diagnoza jednocześnie: film perfekcyjnie opisujący rzeczywistość i mówiący nam jednocześnie, jak wyglądać będzie życie, jeśli nie naprawimy wszystkich naszych relacji – analogowych i cyfrowych.
Dominik Sołowiej – dziennikarz, krytyk filmowy, właściciel Agencji Reklamowej Studio DS Info. Współpracował z wieloma firmami i instytucjami publicznymi, kreując i realizując strategie marketingowe. Interesuje go marketing polityczny, zagadnienia public relations oraz problematyka nowych mediów.
Przeczytaj: „Nowiny ze świata”: magiczna siła opowieści
Przeczytaj: Spike Lee i przeklęta gorączka złota
Przeczytaj: Kino społecznie zaangażowane
Źródło cytatu:
www.pap.pl/aktualnosci/news%2C601065%2Cjan-komasa-hejter-ma-sprowokowac-widza-zeby-zaczal-sie-bac.html