Warszawa ma 100 metrów kwadratowych, a mieszkańców 50. Nie jest więc dziwne, że wszyscy widzą siebie w kluczowych momentach życia i nie muszą już ze sobą rozmawiać. To, co widzą, interpretują na swój sposób i nawet nie próbują potem słuchać niczyich wyjaśnień. Taką Warszawę widzimy w „Grach rodzinnych” – nowym polskim serialu, który premierę na Netflixie miał 31 sierpnia. A co jeszcze tam znajdziemy? Wspaniałych aktorów, dobrą muzykę, zabawne żarty i montaż jak z mockumentów. Dzięki tym aspektom znacznie trudniej obruszać się na wszystkie niedorzeczności fabularne. Podczas seansu czas leci jak w przyspieszonym tempie, a nam naprawdę nie pozostaje nic innego jak tylko świetnie się bawić.
Co musi mieć każde ekranowe love story? Oczywiście scenę otwierającą, w której dwójka głównych bohaterów wpada na siebie przez przypadek, a zadziwiający splot wydarzeń łączy ich razem ponownie kilka chwil później. Tak też oczywiście dzieje się w „Grach rodzinnych”. Choć zaskakująco, kilka chwil przed wielkim romantycznym otwarciem, widzimy pannę młodą z ciążowym brzuchem, biegnącą ulicami stolicy. Aby zrozumieć motywacje serialowej Kaśki, będziemy musieli wyjątkowo uważnie śledzić ruchy na osi czasu w naszej ekranowej historii. Mamy więc modelowy początek komedii romantycznej, ale będzie też dużo dramatów.
“Gry rodzinne” – Ile miesięcy wcześniej?
Na chwilę przenosimy się przed kościół, gdzie czekają już zebrani goście. Brakuje jednak najważniejszych uczestników wydarzenia – państwa młodych. To właśnie od chwili ceremonii ślubnej będziemy co chwilę cofać się w czasie, aby potem przed kościół wracać. Tak, aby na bieżąco poznawać kontekst poszczególnych wątków danych bohaterów. Te powroty do przeszłości to zabieg bardzo ciekawy, niestety na dłuższą metę łatwo można się w układaniu tych puzzli pogubić. I tak napis „10 miesięcy wcześniej” zmienia się w „3 miesiące wcześniej”, aby następnie powrócić do czasu rzeczywistego z ceremonii ślubnej, potem zmienić się w „7 miesięcy wcześniej”, a za chwilę w „rok wcześniej” i znów zaprowadzić nas do wypełnionego rodziną i znajomymi kościoła. Nadążyć za bohaterami może być trudno, ale jednocześnie satysfakcja z prób rozwikłania zagadek powstających po drodze i zrozumienia sposobu działania bohaterów może być duża.
Loft z widokiem na Pałac Kultury. Tu mieszkam
Zadziwiać może na pewno to, w jak prosty sposób przechodzą do porządku dziennego ludzie po serii prawdziwych tragedii – bo na ekranie widzimy m.in. niespodziewaną śmierć rodziców w wypadku, usiłowanie zabójstwa, czy próbę samobójczą. Jest też ogrom przypadkowych spotkań i wielokrotnego krzyżowania się losów wcześniej zupełnie nieznanych sobie ludzi. Innym aspektem, który niezmiennie wprawia w osłupienie w produkcjach przedstawiających współczesnych 20-latków jest to, że w tych stu metrach kwadratowych Warszawy mieszczą się wszystkie ich mieszkania, z których każde ma metrów minimum 90. Niektóre nawet okazują się być pięknym loftem z widokiem na Pałac Kultury.
Oszczędna muzyka, w pierwszych scenach przywodząca na myśl motywy z innej polskiej produkcji Netflixa pt. „Sexify”, w połączeniu z hitami pokroju „I Don’t Feel Like Dancin’” czy „Unchained Melody”, stwarza świetne tło do oglądania nieracjonalnych, ale czasem też bardziej logicznych ekranowych poczynań bohaterów. Serce kradnie też montaż rodem z mockumentów, który nadaje jeszcze większego komizmu sytuacyjnego w newralgicznych momentach i doskonale pasuje do całej konwencji.
A jak z obsadą? Dobrze?
Obsada to zdecydowanie najjaśniejszy punkt serialu. Aktorzy bawią się świetnie razem z nami i nie wiadomo, kto ma z tego tytułu więcej radości. Żarty sytuacyjne pasują tak dobrze, że czasem trudno ocenić, czy były to dialogi rozpisane w scenariuszu, czy wodze fantazji puszczone przez doświadczonych mistrzów komedii. Zaczynając od młodszego pokolenia – w roli głównej Eliza Rycembel, znana szerszej publiczności chociażby z filmu „Boże Ciało”. Obok partnerujący jej Bartosz Gelner oraz Piotr Pacek, którego nie tak dawno widzieliśmy w „Sexify” właśnie, i który zachwyca po raz kolejny, nie tylko uśmiechem i błyskiem w oku. W tym miłosnym trójkącie żadna z osób, technicznie rzecz biorąc, nie gra drugich skrzypiec. A fabularnie? To się dopiero okaże.
Zwiastun serialu “Gry rodzinne” – produkcję obejrzycie w całości na Netflixie!
Jeśli chodzi o bardziej doświadczonych mistrzów fachu, tu miano solistki niewątpliwie przypadnie Izie Kunie. Obsadzona znów, jak w filmie pt. „Teściowie”, w podobnej roli – impulsywnej matki panny młodej, wypada w tym cholerycznym charakterze świetnie. Razem z Dominiką Kluźniak – utalentowaną wokalnie zakonnicą – szybko okazuje się być źródłem komedii najwyższych lotów. Oprócz nich rodzice pana młodego, czyli Paweł Deląg, którego dawno na dużym ekranie nie widzieliśmy – jako 50-letni bożyszcze wszystkich kobiet w mieście i bezwzględny biznesmen. U jego boku Edyta Olszówka – kobieta na skraju załamania nerwowego, podejmująca kolejne próby zostania panią własnego losu, w przerwach od kreowania idealnego obrazu idealnej rodziny, który już dawno zaczął trząść się w posadach.
Ten poziom aktorskiej wirtuozerii zdecydowanie wynagradza niedociągnięcia w produkcji reżysera Łukasza Ostalskiego i scenarzystki Agnieszki Pilaszewskiej. I sprawia, że ich dzieło okazuje się być naprawdę bardzo przyjemnym sposobem spędzenia wolnego czasu.
Recenzja: Aleksandra Wieczorek
Zdjęcia: Netflix
Spodobała Ci się nasz artykuł o serialu “Gry rodzinne”? Zobacz nasze inne artykuły!
Przeczytaj również: Czy warto oglądać “Nieobecnych”? Zobacz naszą recenzję!
Przeczytaj również: “Elvis” podbija fanów na HBO Max!
Przeczytaj również: Slasher na miarę naszych czasów? Zobacz “Bodies bodies bodies”!
Przeczytaj również: “Powodzenia, Leo Grande” to film o dojrzałej intymności?
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej