Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2025/01/love-lies-bleeding-recenzja-analiza.jpg
    [1] => 500
    [2] => 707
    [3] => 
)
        

Nadeszła chwila, która odmieniła niejedno życie. Wcześniej samotna wyspa, a za murem przepaść. Z jednej strony paleta barw, z drugiej odcienie szarości. Kontrastująca rozwinięta tkanka miejska i plama bez ulic, jak nieistniejący świat w alternatywnej postpunkowej rzeczywistości. Nowy początek, Jesień Ludów i runął 43 kilometrowy mur. W końcu obezwładniające emocje i wszystko się zmieniło. Z początku siłą własnych mięśni, młotków i dłuta. Nikt nie wiedział, ile potrwa ta szczęśliwa atmosfera i co przyniesie rok 1989.

Na ekranie euforia, a przed lustrem bajecznie umięśniona kobieta. Rozrywające skórę mięśnie, napinające się w dźwiękach naciąganego lateksu, a w tle szczęśliwy tłum bijący brawa dla otwarcia Niemiec. To oklaski dla wolności, dla zmiany, tego, że wreszcie się udało. Pokazali siłę, a ludzie mogą być szczęśliwi. To oklaski dla Jackie, która udowodniła wszystkim, co to znaczy być silnym. Zrobiła to, na co nikt nigdy nie miał odwagi. Pojedzie zawalczyć do Vegas, a wszyscy zapamiętają kolejną „Female Arnold”. Bo trzeba lepiej, więcej, szybciej, mocniej, popadając w kompleksy własnego ego.

To był rok pełen zmian: padający mur berliński, aksamitna rewolucja w Pradze, Młodzi Chińczycy na placu Tiananmen, Okrągły Stół i wybory w Polsce. Dla Lou i Jackie to ucieczka z domu, porzucenie gangsterskiego życia, mało skomplikowane marzenia o zawodach kulturystycznych, odtykanie siłownianej toalety, sterydy i romans, który nie miał prawa przeżyć. Jednak bez złych decyzji i kiczowatych fryzur byłoby nudno. Czas na „plan B” jak bum. Teraz już wiesz, że jedyne czego było ci trzeba to pełne przemocy love story z umięśnioną kobietą.

love lies bleeding recenzja analiza

Wchodzimy do spoconej siłowni. Mokre siodełka rowerów, owłosione sutki, pot wyciskach pompek i motywujące męskie cytaty o słabości, która jest tylko w twojej głowie. Na przystawkę dostajemy świat pełen kiczu. Przerysowany i wypaczony obraz amerykańskiego snu, kręcony nostalgią do tamtych lat. Brudny świat lat 80., gdzieś na amerykańskich stepach Nowego Meksyku. W takich okolicznościach poznajemy pochłoniętą marazmem Lou. Niezainteresowaną zalotami, a jedyne, co zatrzymuje ją w miasteczku to niedojrzała emocjonalnie siostra.

Kolejny monotonny dzień zamienia się w serię doznań. Miłość od pierwszego wejrzenia. Delikatne kroki, burza ciemnych loków i rozsadzające skórę mięśnie, napinające się z każdym podniesieniem ciężarka. Odpływamy przez chwilę w świat iluzji, a w tle śpiewa nam Nona Hendryx. Niczym James Bond, Lou podaje pięknej nieznajomej papierosa i oto jak zaczynają się najbardziej wybuchowe związki.

Życie mogło być takie proste, ale uwielbiamy tworzyć sobie problemy i podążać za chwilowymi impulsami, które z czasem mogą stać się naszym uzależnieniem. Na przełomie lat 80. i 90. w Stanach Zjednoczonych zdelegalizowano pierwsze sterydy anaboliczne, ale mimo to były one wszędzie. Ich zakazany status tylko podsycał pożądanie. Ta ekscytacja nieznanym pochłonęła Jackie. Chwilowa dziecinna ciekawość związana z anabolikami mogła zniszczyć marzenia, na które długo pracowała. Silna kobieta nagle okazała się słaba. Po wszystkim, co ją spotkało, nie potrafiła oprzeć się ambrozji, która miała uczynić z niej boginię. Egoistycznie opuściła dom, myśląc tylko o swoich puchnących mięśniach i nadchodzących zawodach. Zignorowała fakt, że właśnie zabiła człowieka. Zostawiła ukochaną, która wybaczy jej wszystko i posprząta cały ten chaos. Zakochana Louise, mimo wszystko, brnie w miłość, która nie powinna się wydarzyć. Niczym Wokulski wybacza każdy błąd swojej Łęckiej. Ślepo zapatrzona w Jackie, zapomni o wszystkim i zrobi najlepszy omlet bez żółtek.

„Love Lies Bleeding” emanuje feministyczną energią „girl power”. Od romantycznej relacji dwóch kobiet mimo przeciwności losu, po przełamywanie granic i prezentację umięśnionego kobiecego ciała. Jednak ta energia w pewnym momencie lekko przygasa. Imiona głównych bohaterek, Jackie i Lou, które słyszymy przez większość filmu, nie brzmią aż tak kobieco jak Daisy i Bethany (bohaterki drugoplanowe). Postaci z typowo kobiecymi imionami są przedstawione jako naiwne i nieporadne.

Obsesyjnie zakochana Daisy, z żółtymi zębami, w za małej mini, upijająca się Martini, śmieje się w taki sposób, że od razu wiesz, dlaczego nikt jej nie chce. To paląca za dużo papierosów dziwaczka. Z kolei Bethany, utrudzona matka Polka, jest beznadziejnie zakochana w damskim bokserze. Tymczasem bohaterki o bardziej uniwersalnych imionach, Lou i Jackie, okazują się mocniejszymi charakterami. Może to przypadek, a może twórcy celowo zastosowali taki zabieg, by podkreślić sztampowy klimat filmu i klasycznie pojmowaną siłę.

Zagłębiając się bardziej widzimy, że postaci męskie nie są przedstawione jako kochający ojcowie rodziny. Do wyboru mamy seryjnego mordercę bez serca, który w napadzie złości zjada robaka oraz nieudacznika życiowego, który wykorzystuje swoją dominacje fizyczną nad kobietą. Postać ojca jako autorytet jest praktycznie nieobecna. W tej oryginalnej historii nie ma jednoznacznie dobrych bohaterów. Krążymy w świecie, w którym każdy może popełniać błędy, a celowanie w sam środek tarczy nie gwarantuje wygranej.

Stajemy w delikatnym rozkroku i prężymy muskuły, życzliwie się uśmiechając. Kult ciała mocno rozwinął się w latach 80. Puchnące mięśnie, spocona skóra i wystające żyły. Idealnie wysportowane ciało odziane w neonowy spandex. To wtedy ruszają kampanie antynikotynowe, które wraz z modą na zdrowy tryb życia chwilowo przynoszą efekty. Później wszyscy wracają do starych nawyków, ale moda na tapirowane, wstydliwe fryzury pozostaje. Mięsisty klimat filmu dostrzegamy nie tylko w cielesności, ale też w języku…

Brutalny język i przemoc krwawych scen przywodzą na myśl klimat z filmów Quentina Tarantino. Scena gryzienia palca u stopy wywołuje podobne obrzydzenie. Jednak w filmie Rose Glass mamy odrobinę mniej krwi i cięć kataną. Stylem przenosimy się do pustynnego „To nie jest kraj dla starych ludzi”, gdzie podobnie szczęście i spokój nie wali drzwiami i oknami. Nasz queerowy romans to opowieść z pogranicza kilku gatunków. Elementy kina akcji przesiąknięte brutalną przemocą oraz momenty noir nocnego miasteczka pełnego morderców. Montaż miejscami bardzo teledyskowy. Retrospekcje z poprzedniego gangsterskiego życia Lou w czerwono-czarnych barwach niczym nocne „Z kamerą wśród zwierząt”. Ruch kamery wprowadza kolejne wątki fabuły od szczegółu do ogółu. Z lotu ptaka przejeżdżamy pustynię policyjnym autem. Jedziemy wzdłuż skalnej szczeliny, aż do znaków dymnych, które doprowadzają nas do trupów, gdzieś głęboko pod ziemią. Wszystko przeplatane onirycznymi spacerami w chmurach. Nieziemska miłość, kosmiczne nazwy, z którymi odlatujemy w nadprzestrzeń. Romantycznie biegniemy przez gwiazdy z łamiącą kości gigantką nie z tego świata.

Po długiej tułaczce przez ambicje i codzienność nagle znalazły siebie. Dwie outsiderki, które w latach 80. XX w. były czymś niespotykanym. Z dwóch odległych galaktyk spotkały się na planecie siłowni „Crater”. Lou stawiająca potrzeby innych ponad siebie oraz Jackie, której priorytetem jest ona sama. Dobrały się idealnie. Obserwujemy narkotyczną podróż, która wpędza bohaterki w coraz trudniejsze do posprzątania szambo. Liczba nieboszczyków wzrasta. „Wielki Brat”, czyli agent FBI patrzy, ale nie warto się tym przejmować. Przed śmiercią uratuje nas olbrzymia silna kobieta, która dosłownie weźmie sprawy w swoje ręce. Możemy szczęśliwie odjechać w nieznane z ukochaną. Przybyła, zaciągnęła trupa na pole i wreszcie zapaliła upragnionego papierosa.

Opracowanie: Zuzanna Szarczyńska
Redakcja: Paweł Skarzyński
Zdjęcia: Gutek Film

Spodobał Ci się nasz artykuł? Sprawdź inne teksty!

Przeczytaj również: Wrooklyn Zoo – opinia o filmie
Przeczytaj również: Substancja – recenzja filmu Coralie Fargaet
Przeczytaj również: Nadzieja umiera ostatnia… Recenzja filmu Grobowiec Świetlików
Przeczytaj również: The Royal Hotel – recenzja!
Przeczytaj również: Przed wschodem słońca – recenzja filmu
Przeczytaj również: “Rumunia. Albastru, ciorba i wino” – recenzja. Rumunia, jakiej nie znacie
Przeczytaj również: Zanim zniknęli – czy słuchamy jeszcze tych artystów?

Nic dla Ciebie? Wybierz, co chcesz przeczytać!

recenzje książek
recenzje filmów
recenzje płyt
relacje ze spektakli teatralnych
artykuły o sztuce
recenzje komiksów
nowinki technologiczne

Ucz się z nami! Poczytaj o kulturze w obcym języku:

angielski
francuski
niemiecki
ukraiński

Sprawdź naszą ofertę wolontariatu – dołącz do naszej ekipy i buduj z nami Portal Proanima.pl!

Udostępnij:


2025 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content