Każdy z nas wie, że dla stworzenia czegokolwiek niezbędna jest inspiracja z zewnątrz. Jakaś historia, jakiś widok, dźwięk… Z tego powodu Paweł Łoziński wychodzi na swój balkon z kamerą i mikrofonem i zagaduje przechodniów: przypadkowych, swoich sąsiadów i członków rodziny. Jednych raz, innych – wielokrotnie.
„Szukam tematu do filmu”, mówi. „A to ja nie, bo…” – odpowiedź standardowa. „A to ja panu dam temat!” – wersja alternatywna. „Pan tak stoi na balkonie i ludzi zagaduje? A to wygodne bardzo.” – zauważa jeden. Rzeczywiście: reżysera od bohaterów oddziela wysokość, barierka balkonu, parkan. Ale dzięki temu przechodniom łatwiej się otworzyć. Właściwa jest tu intuicja innego bohatera, który rolę Łozińskiego porównuje do konfesjonału. Dystans i symboliczne bariery powodują, że się łatwiej się nam otworzyć. Daje też poczucie podmiotowości, bo nikt nie napada nas na ulicy z kamerą i nie dopytuje. Można przystanąć, można odejść – i wielu przechodniów z tej możliwości korzysta.
Inspiracją dla Łozińskiego były rozmowy, które dobiegały uszu jego i jego żony, kiedy wspólnie siedzieli na balkonie. Urywki, spontaniczne, przeznaczone tylko dla rozmówcy, wypowiadane bez świadomości, że słucha ktoś trzeci. Na początku film miał być rejestracją takich właśnie rozmów, jednak Łoziński zrezygnował z tego pomysłu. Postanowił zadawać przechodniom pytania: „Kim jesteś”, „Jaki jest sens życia?”, równie głębokie, co banalne. Od każdego słyszy jednak co innego, nie ma dwóch identycznych wypowiedzi, niektórzy zresztą odpowiadają na te pytania niebezpośrednio. Opowiadają swoje własne historie, w które się wkręcamy, a jednocześnie zastanawiamy się, jak sami odpowiedzielibyśmy na pytania reżysera. A może w ogóle byśmy się nie zatrzymali? Właśnie ta polifonia: kilkudziesięciu bohaterów, reżyser, my sprawia, że film nie jest banalny i powszedni. Każdy widz będzie mógł utożsamić się z jakimś fragmentem którejś z historii, ale – jednocześnie – nauczyć się wiele. Zwracamy uwagę na fragmenty rzeczywistości, których istnienie ledwie do tej pory zauważaliśmy. Jak trudno osobie z zaburzeniami lękowymi trudno nawiązać kontakt z innymi. Co myśli listonosz z wieloletnim stażem, który na początku kariery zawodowej miał mundur i czapkę z orzełkiem, a dziś dostarcza głównie internetowe zakupy? Jaki jest los byłego więźnia tuż po wyjściu z zakładu karnego? Co czuje – nawet kilkanaście lat po śmierci męża – wdowa, gdy życzy się jej wesołych świąt?
Po pewnym czasie „facet z kamerą na balkonie” stał się miejscową atrakcją, niektórzy przychodzili specjalnie, inni – zapewne kamienicę omijali. Czy film stracił coś na spontaniczności? Chyba nie. Przede wszystkim samemu Łozińskiemu zależało na jak największej spontaniczności dokumentu. Choć każdemu zadał podobne pytania, nie wymuszał żadnych odpowiedzi, czasem ciągnął za język, ale każdy z bohaterów mówił o tym, o czym chciał i tak, jak chciał. W końcu – każdy może być bohaterem filmu. Każda historia jest ważna i warta opowiedzenia. Powinniśmy słuchać innych i zwracać na nich uwagę, nawet jeśli nie jesteśmy reżyserami. W epoce zanikania dialogu i zwiększania polaryzacji to (plus refleksja starszej kobiety na wózku inwalidzkim pod koniec filmu) chyba najważniejsza lekcja, którą możemy z filmu Łozińskiego wynieść.
Opinia: Aleksandra Zenowicz
Zdjęcia: Oficjalny FB Filmu Balkonowego
Spodobał ci się artykuł? Zobacz inne artykuły poświęcone serialom i filmom!
Przeczytaj również: Playlista po obejrzeniu “Stranger Things”!
Przeczytaj również: Coś niecoś o Pokemonach!
Przeczytaj również: Recenzja z seansu “Matek Równoległych”
Przeczytaj również: Obejrzyj kRAJ – opinia!
Znajdź ciekawe koncerty w naszej