Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2024/05/civil-war-okladka.jpg
    [1] => 473
    [2] => 700
    [3] => 
)
        

Alex Garland, esteta i filozof, poruszający się na granicy science-fiction i horroru, po raz kolejny zaprasza nas do swojego świata. Mimo iż Brytyjczyk od zawsze zwykł wpisywać w swoje ekscentryczne wizje, wyrazisty komentarz na temat kondycji człowieka (czy to opowiadając o sztucznej inteligencji w „Ex Machinie”, czy tworząc feministyczny manifest w „Men”), wydaje się, że to właśnie w „Civil War” zbliżył się do rzeczywistości bardziej niż kiedykolwiek. Jego najnowszy film to bowiem ponura wizja ostatnich dni wojny domowej w USA. Kraju zastanego w zgliszczach i chaosie; w chwili, gdy jest już za późno, by cokolwiek ocalić, a kwestia zwycięzcy coraz bardziej przestaje mieć znaczenie.

Fabuła opowiada o 4-osobowej grupie dziennikarzy, Lee, Jessie, Joelu i Samuelu, którzy w ogarniętych wojną Stanach Zjednoczonych, odbywają samochodową podróż do Waszyngtonu. Ich celem jest przeprowadzenie ostatniego wywiadu z prezydentem, zanim ten zostanie zamordowany przez wroga, który z każdym dniem zbliża się do stolicy.

Niektórzy mówią, że „Civil War” to film proroczy, a przedstawiona w nim historia prędzej czy później się urzeczywistni. Nie zamierzam wyrokować, czy apokalipsa Garlanda, to jedynie perwersyjna fantazja, czy też realistyczny obraz, tego co nieuniknione. Nie zmienia to jednak faktu, że film gładko wpisuje się w nasilające się w ostatnim czasie polityczne napięcia, w czym niewątpliwie należałoby, przynajmniej po części, upatrywać jego sukcesu.

Nie jest to rzecz jasna jedyny atut filmu. To co tutaj prawdopodobnie najciekawsze, to przyjęta przez autora perspektywa. W centrum opowieści mamy bowiem wspomnianych reporterów wojennych. Nie żołnierzy walczących na froncie, ani też zwykłych obywateli, niewidocznych i cierpiących gdzieś na uboczu, tylko ludzi, którzy w wojnie uczestniczą, doświadczają jej w sposób bezpośredni, ale zarazem są biernymi obserwatorami, pozbawionymi realnego wpływu na wydarzenia. Ta pesymistyczna diagnoza zawodu dziennikarza, tyleż szlachetnego, co pozbawionego sprawczości, zdaje się stale unosić nad bohaterami Garlanda. Co znamienne, ci przez dużą część ekranowego czasu portretowani są jako zdystansowani do rzeczywistości, czy nawet nieco zafiksowani na punkcie swojej profesji. To z jednej strony pomaga autorowi oderwać się od taniego patetyzmu (film nosi w sobie znamiona kina eksploatacji) oraz wpisuje się w szerszy obraz wojennej codzienności, mrocznej, ale też w jakimś sensie oswojonej. Zarazem jednak nieco odbiera im ludzki pierwiastek i przynajmniej w kilku momentach sprawia wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia, nie tyle z ludźmi z krwi i kości, co z figurami, w które reżyser wpisuje swoje filozoficzne idee.

Garland oczywiście nie poprzestaje tylko na tym. Komplikuje kwestię bohaterów, zderzając dwa ścierające się ze sobą punkty widzenia – powątpiewającą w swoją profesję doświadczoną Lee oraz młodą, aspirującą i pełną nadziei Jessie. Podczas gdy Jessie pragnie być taka jak jej starsza idolka, Lee dostrzega w młodszej koleżance samą siebie sprzed lat. To całkiem klasyczna filmowa dynamika, w której w toku narracji, kobiety odkrywają coś o sobie samych, pod wpływem drugiej strony. Ich swoista ewolucja nie jest jednak jakkolwiek zaskakująca i – żeby nie zdradzać zbyt wiele – wydaje się niestety nieco uproszczona i niepotrzebnie efekciarska.

Civil War recenzja
Kirsten Dunst na planie filmu Civil War

Pomimo, iż bohaterowie nie są najmocniejszą stroną „Civil War”, film ogląda się naprawdę dobrze. Na szczególną uwagę zasługuje sprawna realizacja oraz świetne wykorzystanie suspensu. Są tutaj fragmenty, zwłaszcza scena na stacji benzynowej oraz epizod z Jessie Plemonsem, które ogląda się jak na szpilkach. Dodatkowy smaczek zapewnia ponadto towarzyszący nam nieustannie obraz ponurej, opustoszałej i przywołującej na myśli filmy o zombie, post-apokaliptycznej Ameryki. Plusem opowieści niewątpliwie jest też ideologiczny dystans. Film celowo nie daje nam zbyt wiele informacji na temat genezy i stron konfliktu, kierując całą naszą uwagę na bezsens wojny i zniszczenia – materialne, jak i ludzkie – które ze sobą niesie. Ktokolwiek zwycięży, nie zatrze koszmaru wojny, która się dokonała. Ten pacyfistyczny manifest, choć niczego dla kina nie odkrywa, jest chyba zwyczajnie potrzebny.

Recenzja: Paweł Kaczor
Zdjęcia: A24, oficjalny fanpage Civil War

                                           

  Artykuł został napisany w ramach Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego w Kulturze

Podobała Ci się nasza recenzja? Sprawdź nasze inne artykuły o filmach i serialach!

Przeczytaj również: Biała odwaga – recenzja
Przeczytaj również: Studium relacji rodzinnych w serialu „Sukcesja”
Przeczytaj również: „Opętanie” Andrzeja Żuławskiego – premiera filmu po 40 latach
Przeczytaj również: Gdy rodzi się zło – recenzja filmu. Ocalić człowieczeństwo
Przeczytaj również: Slasher – gatunkowa dekonstrukcja i społeczne zaangażowanie
Przeczytaj również: Barbie – recenzja filmu. Jest Barbie bez Kena

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content